Jak chory na PTSD kanadyjski weteran wojny na Ukrainie dostał propozycję... eutanazji (FELIETON)
Być może brzmi to niedorzecznie, ale kanadyjski urząd do spraw weteranów wojennych (VAC) zaproponował darmowe i bardzo sensowne rozwiązanie problemów pewnego żołnierza, który w czasie wojny na Ukrainie (gdzie pojechał, jako najemnik – sorry, jako ochotnik) nabawił się zespołu stresu bojowego (PTSD). Otóż zaproponowali mu ni mniej, ni więcej, tylko eutanazję. I nie był to pierwszy tego typu przypadek w historii urzędu ds. weteranów i kanadyjskiego odpowiednika NFZ. Wcześniej inna kombatantka kanadyjskich sił zbrojnych, która doznała trwałego kalectwa na ćwiczeniach dostała taką samą propozycję i żeby ją do tego „zachęcić” odebrano też jej świadczenia socjalne.
W sumie pomoc w odejściu z tego świata jest bardzo sensowna i celowa. Przecież, jakby ów weteran, (czy jego poprzedniczka) przestał żyć, to także przestałby być chory. Tak działa kanadyjska „darmowa” służba zdrowia. Rzekłbym, że frontem do pacjenta. Możesz czasami z niej skorzystać pierwszy i ostatni raz (poród się nie liczy, bo go nie pamiętasz).
Powrót z Piekła do kanadyjskiego Raju
Przekonał się o tym pewien kanadyjski weteran, który najpierw na ochotnika (a w zasadzie na najemnika) pojechał na Ukrainę, co mu bardzo zryło mózg. W sumie jak ktoś się napatrzy na śmierć, cierpienie i przebywa w ciągłym stresie, związanym z zagrożeniem życia to trudno po takich przeżyciach być normalnym. A więc ów ochotnik po udziale w wojnie normalnym nie był. I jak z powrotem przyjechał do rodzinnej Kanady, to zdradzał objawy zespołu stresu bojowego (PTSD). Jak rozgłosił dziennikarz Michael Lee ze stacji Fox News – pewien kanadyjski żołnierz z zespołem stresu pourazowego „oburzony”, gdy tamtejsza instytucja dla weteranów Veterans Affairs Canada (VAC) zamiast pomocy i leczenia zaproponowała mu... eutanazję. I tak z upublicznionego raportu wynika, że weteran zadzwonił do VAC, szukając tam wsparcia dla swojego PTSD. Na co
pracownik urzędu „bez wcześniejszej zachęty” zaoferował mu pomoc medyczną w umieraniu lub eutanazji. Co owego weterana zszokowało. Co więcej jego rodzina powiedziała dziennikarzom ze stacji „Global News”, że ów żołnierz „robi pozytywne postępy w rehabilitacji fizycznej i psychicznej i że czuje się zdradzony przez agencję, której zadaniem jest pomaganie weteranom”. Co więcej, żeby go „zachęcić” do takiego wyboru zaczęto mu grzebać przy należnych świadczeniach. Okazało się także, że nie był to odosobniony incydent, agencja oferowała lub omawiała procedury eutanazyjne z osobami cierpiącymi na zespół stresu pourazowego o wiele częściej.
Wojskowej inwalidce zaproponowano eutanazję, zamiast windy dla wózka
Równie ciekawa sprawa dotyczy niejakiej pani Christine Gauthier. Wojskowej weteranki, która co prawda na wojnie nie była, ale podczas ćwiczeń wojskowych w 1989 roku doznała trwałego kalectwa w postaci uszkodzenia kolan i kręgosłupa. Mimo to pani Christine się nie poddała i nie załamała. Nawet wzięła udział w paraolimpiadzie jako kajakarka, wioślarka i trójboistka siłowa. Tylko, że nasza bohaterka od kilku lat stara się o zamontowanie w jej domu windy dla wózków inwalidzkich. Oczywiście bezskutecznie. W sumie tego typu pomoc nie jest wysoko na liście priorytetów tego typu instytucji. Doszło nawet do tego, że zeznawała w tej sprawie przed kanadyjskim parlamentem. I tam, w świetle kamer ujawniła, że „instytucja publiczna zajmująca się w Kanadzie weteranami zaproponowała jej znacznie prostsze rozwiązanie jej problemów. Skoro nie może doczekać się na windę, to dlaczego nie wziąć pod uwagę eutanazji”. I nie tylko ona jedna, ponieważ naciskany przez media minister do spraw weteranów (Kanada ma coś takiego) przyznał, że nie tylko ona otrzymała taką propozycję, tylko znacznie więcej osób.
Eutanazja normalną procedurą „pomocową”
W efekcie tych „incydentów” najpierw wypowiedział się minister do spraw weteranów, a potem Veterans Affairs Canada wydało oświadczenie, w którym najbezczelniej stwierdziło, że „zdarzył się taki wypadek, w którym pomoc medyczna w umieraniu została niewłaściwie omówiona z weteranem”. Co więcej instytucja zobowiązała się, do tego żeby „zostały podjęte odpowiednie działania administracyjne w tej sprawie”. Innymi słowy – językiem biurokratów oznacza to ni mniej, ni więcej, tylko spadajcie na drzewo. I dalej „Incydent spowodował kilka skarg, dlatego głęboko żałujemy tego, co się wydarzyło”. Jak widać trzeba uważać na te wszystkie „raje na ziemi”, bo przeważnie prowadzą one na skraj Piekła.
Zdzisław Markowski
Źródło: ZM