W tym roku do urn pójdzie połowa „demokratycznego” świata – czy to coś zmieni (FELIETON)
Niemiecki dziennik „Deutsche Welle” piórem Jowity Kiwnik Pargany zastanawia się, czy fakt, że w tym roku do urn pójdzie połowa „demokratycznego” świata coś zmieni w polityce europejskiej i światowej. I wnioski jak zwykle są oczywiście zupełnie inne, niż każdy w miarę zdroworozsądkowy myślący człowiek mógłby wyciągnąć. Na podstawie posiadanych danych wyjściowych.
Do wyborów parlamentarnych można podejść na wiele, różnych sposobów. Można je traktować z nabożną czcią, mówiąc o „święcie demokracji” i celebrując oddawanie swojego głosu wyborczego, jako procesu, który zmienia nasz kraj i świat. Można też podejść do tego w sposób taki, jak jeden polski polityk, który otwarcie twierdzi, że „gdyby wybory mogły coś zmienić, to byłyby zakazane”, a jednocześnie (co jest pewną niekonsekwencją) w tych wyborach brać udział. Można w końcu podejść do tego zupełnie, jak birmańscy, czy pakistańscy wojskowi – damy cywilnym politykom na chwilę pobawić się w demokrację, a jak zaczną przeginać to znowu wprowadzimy rządy wojskowej junty. Tak było w Birmie (gdzie teraz trwa wojna domowa), tak jest w Pakistanie, gdzie mający ponad 70 procent poparcia lider opozycji siedzi w więzieniu z tysiącami członków swojej partii i nie lepiej było w ostatnich wyborach w Bangladeszu (czyli Pakistanie Wschodnim), gdzie żeby wygrać obecna prezydent wsadziła za kraty parę tysięcy członków opozycji, która zbojkotowała wybory. Ot uroki demokracji w Azji (oczywiście, jakby w Europie, czy Stanach Zjednoczonych było dużo lepiej)
„Eksperci” prognozują...
Co prawda co do ekspertów mam stosunek mocno ambiwalentny - innymi słowy jestem zdania, że jak ktoś nic nie umie, na niczym się nie zna i jest głupszy, niż przewiduje ustawa ten zostaje albo „influencerem”, albo nauczycielem, albo „ekspertem”. Czasami jednak coś im się sprawdzi (raczej na zasadzie ślepej kury, która przypadkiem trafi dziobem w ziarno leżące na podwórku, albo popsutego zegara, który dwa razy w ciągu doby poprawnie pokaże czas). W każdym razie, do urn ruszy połowa świata. Dlatego wszelkiej maści „demokratów” (wyznawców demokracji liberalnej) nurtuje pytanie, czy „uda się utrzymać porządek demokratyczny”? Jakby ktoś nie wiedział to „porządek demokratyczny” jest wtedy, kiedy rządzą ci, którzy są namaszczeni przez obce mocarstwa (w naszym przypadku przez Stany Zjednoczone i Unię Europejską, czyli de facto Niemcy). W innym przypadku mamy „złamanie demokracji” (jak kiedyś, kiedy stare dziady z Unii Wolności nie dostali się do Sejmu i od razu stwierdzili, że „Polacy nie dorośli do demokracji”, bo przecież ich nie wybrali).
Gdzie będą głosować?
Dziś spojrzę na kwestię planowanych w tym roku w wielu krajach wyborów i ich konsekwencji dla całego (a więc nie tylko demokratycznego) świata. Ponieważ w tym roku do urn wyborczych ruszą mieszkańcy krajów reprezentujących ponad połowę światowej populacji. Mówimy o takich krajach jak Indie (coś koło 1,5 miliarda ludzi), USA (350 mln), Rosji (130 mln) i Pakistanu (200 mln). Co do innych krajów to będą głosowania w kilku krajach Unii Europejskiej, z czego najważniejsze w 80 milionowych Niemczech i 60 milionowej Francji. Były już wybory w liczącym ponad 350 mln ludzi Bangladeszu.
Płacz ekspertów
Eksperci więc płaczą, że „Wynik tegorocznych wyborów może nas ukształtować na kolejne dekady. Tu nie chodzi o to, czy skręcimy w lewo czy w prawo, tylko o to, czy w ogóle uda nam się utrzymać demokratyczny porządek”. Cóż biorąc pod uwagę, jak Demokraci próbują załatwić Donalda Trumpa przez sądy, bo w wolnych wyborach nie mają z nim szans to nawet w „ojczyźnie demokracji” z ową demokracją może być bardzo różnie. Oczywiście głoszą, że „jesteśmy coraz mniej demokratyczni”. Co innego wybory europejskie. Już jest płacz, że są one „szansą dla autokratów, populistów i demagogów politycznych”. Zwłaszcza, że mogą, choć nie muszą, umocnić pozycję skrajnej prawicy w Europie, zwłaszcza, we Francji, Niemczech i Holandii. Biorąc pod uwagę ogromne protesty niemieckich, francuskich i holenderskich rolników oraz wściekłość innych grup społecznych na pewno będzie ciekawie.
Zdzisław Markowski
Źródło: ZM