Łysiejący spocony w wymiętej koszuli – obraz polskiego nauczyciela (FELIETON)

1
0
8
zdjęcie ilustracyjne
zdjęcie ilustracyjne / Pixabay

Ze starych przysłów co do swojego wyglądu, zapachu, prezentacji i autoprezentacji pamiętam szczególnie dwa. Pierwsze brzmi „jak cię widzą, tak cię piszą” i drugie: „nigdy nie będzie drugiej okazji, żeby zrobić pierwsze wrażenie”. I tak jest. Tymczasem na łamach tygodnika „Wprost” pewien polonista powołując się na badania w temacie wytłumaczył, jak dzieci (i rodzice) widzą swoich nauczycieli. I nie jest to obraz pozytywny.

Ciesz się z tego co masz...

Dawno, dawno temu, jeszcze na studiach, na jednym z najlepszych uniwersytetów w naszym kraju mieliśmy wyjątkowo ostrego i wymagającego profesora (zresztą jednego z najlepszym specjalistów w kraju w swojej dość specyficznej dziedzinie), który zawsze się ubierał w jeden i niezmienny sposób – dżinsy oraz niebieski sweterek w serek. Kiedyś w chwili szczerości na pytanie, dlaczego chodzi w jednym swetrze odpowiedział, że nie chodzi w jednym swetrze, ponieważ ma kilka takich samym i tylko je zmienia. Ja rozumiem oszczędności, ale są pewne granice. Znam osobiście pewnego człowieka, który około czterdziestego roku życia przestał sobie kupować nowe ubrania, ponieważ uznał, że to co w tej chwili posiada, i tak go przetrwa, a uznanie że będzie inaczej, stanowiłoby zakłócenie jego wiary i systemu postrzegania rzeczywistości. Nauczony przez rodziców i życie uznał, że skąpstwo nie powinno się zmienić w czasach pewnego dobrobytu. Raczej wychodził z założenia: „niczego nie marnuj, niczego nie pragnij, zadowalaj się tym, co masz, i nie popisuj się”. Tylko, że pewna nonszalancja w podejściu do swojej garderoby może dotyczyć artystów, czy nawet jeszcze nauczycieli akademickich. Natomiast w przypadku nauczycieli z podstawówek i szkół średnich jest swoistym brakiem szacunku do siebie, swojej pracy i swoich uczniów.

Nikt nie chce być nauczycielem

Otóż ów nauczyciel (Sebastian Walczak, polonista z Poznania) zapytał swoich uczniów „kim chcą zostać w przyszłości”. I zrobiło mu się bardzo przykro i źle, ponieważ nikt nie wymienił zawodu nauczyciela. Jakież przy tym było jego zdziwienie, jakby było się czemu dziwić – to młodzi Chińczycy chcą być astronautami, inżynierami i programistami, a młodzież na Zachodzie, do którego aspirujemy najpopularniejsze „zawody” – to youtuber, instagramerka, tiktokerka i influencerka. Dlatego jakoś nie jestem zdziwiony, że nikt raczej nie chce być nauczycielem (ja krótko z przysłowiowego „braku laku” byłem, ale ku swojej radości w miarę szybko wróciłem do innego zawodu).

Jak cię widzą tak cię piszą

Od lat nauczyciele i nauczycielki płaczą, że wykonują zawód, który cieszy się małym i ciągle spadającym prestiżem społecznym. Chętnych do pracy przy tablicy ubywa. Osoby z wykształceniem kierunkowym są zniechęcone zarobkami (które tak na marginesie w stosunku wkładu i czasu pracy do pensji wcale nie są złe) i znajdują zatrudnienie poza murami szkoły. W sumie to akurat prawda – każdy, który cokolwiek umie ucieka z zawodu, a pozostało mnóstwo rozmaitych frustratów, którzy w każdej innej pracy by się zapłakali. Wiem, bo mam porównanie doświadczenia w pracy w wielu zawodach i naprawdę wymagania i umiejętności do prowadzenia zajęć na pewnym poziomie, bez dodatkowego wkładu pracy w domu są żadne. Wielu ludzi, którzy nigdy nie uczyli w ciągu miesiąca byłoby w stanie bez problemu zostać nauczycielami. Lepszymi, gorszymi, ale na pewno nie najgorszymi w zawodzie. Po doświadczeniach zarówno ze szkołami prywatnymi, jak i publicznymi z końca rankingów właśnie taką mam opinię.

„Słowo nauczyciel nie kojarzy się z niczym atrakcyjnym…

A dlaczego miałoby się kojarzyć? I niech pan polonista nie płacze, że „jeśli ta tendencja się utrzyma to nie będzie miał kto uczyć kolejnych pokoleń lub będą to robić ci, którzy nie nadają do innych zawodów”. Ponieważ to nieprawda. Później jeszcze żali się, że „w postrzeganiu polskich nauczycieli i nauczycielek chodzi o coś więcej – badania etnograficzne, ilustrują zjawisko bylejakości i swoistej unifikacji nauczycielskiej mody, braku oryginalności czy wyraźnego zarysowania własnego stylu, będącego formą autoprezentacji i wyrażającego własną tożsamość”.

Nauczyciela porter własny

„Portret przeciętnego nauczyciela wygląda następująco: Niezbyt przystojny, oprawki okularów były modne dziesięć lat temu, broda bez śladu zadzierzgnięcia brzytwą barbera, łysiejący, spocony w upalne dni, włos uczesany dłonią pospiesznie przez wejściem do tramwaju (…) Dopóki nauczyciela nie będzie stać na zakup z comiesięcznej pensji przynajmniej jednej koszuli „premium” sytuacja w edukacji się nie zmieni” – jęczy nasz polonista.

Otóż to wcale nie jest prawda – koszula za stówę, czy dwie niczego nie zmieni. Trzeba byłoby jeszcze zrzucić brzuch, wykąpać się, ostrzyc, ogolić, a w przypadku kobiet, które są większością w branży – przebrać się z zakrywającego bandzioch Arnolda Boczka dzierganego sweterka babci (modnego w czasie wystawy światowej w 1930 roku w Chicago) w coś normalnego.

Zdzisław Markowski

 

 

Źródło: ZM

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną