Estonia chce odsyłać ukraińskich poborowych (FELIETON)
Podejście do ukraińskich uchodźców w ciągu ostatnich dwóch lat zmieniło się diametralnie. Od bezwarunkowej i bezgranicznej miłości i oddania ostatniej kromki chleba (bardzo często ludziom zdecydowanie lepiej sytuowanych od pomagających) do coraz częściej (choć tajonej przez działania prokuratury i pedagogikę wstydu mediów głównego ścieku) niechęci. Mimo to trzeba się zastanowić, co powinniśmy zrobić, kiedy cierpiąca na braki mięsa armatniego Ukraina zażąda od krajów UE w tym Polski swoich poborowych.
Odsyłać, nie odsyłać i kogo?
W Polsce nawet nie pojawiła się dyskusja, czy powinniśmy odsyłać ukraińskich poborowych. W sumie to nawet część z nich już odsyłamy. Co prawda tylko tych, którzy zostali złapani na przewożeniu nielegalnych imigrantów, ale to zawsze coś.. Tych, którzy legalnie pracują i są spokojni oraz przyjechali przed 24 lutego 2022 roku należałoby pozostawić w spokoju i nawet jeśli państwo ukraińskie by ich chciało to nie pozwolić na to. Zwłaszcza, że nie można wysyłać na pewną śmierć ludzi, którzy tego nie chcą, a nic złego nie zrobili, bo na to, że urodzili się Ukraińcami żadnego wpływu nie mieli. Obecnie według estońskiego prawa, podobnie jak w przypadku Polski ekstradycja do ojczystego kraju jest możliwa tylko i wyłącznie, gdy wobec danej osoby toczyło się postępowanie karne.
Czy Estonia łamie prawa człowieka?
Innego zdania jest malutka Estonia. Kraj, który w przypadku rosyjskiej agresji, podobnie jak sąsiednie Litwa i Łotwa jest nie do obrony. Dlatego jeśli Ukraina robi wszystko, żeby wciągnąć inne państwa do wojny, to Estonia robi wszystko, żeby w tej wojnie uczestniczyli wszyscy poza nią. Dlatego państwa bałtyckie nie zdecydowały się na to, co im i Polsce wciskali rok temu Anglosasi – gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy ze strony Bałtów i Polski z wyłączeniem tego spod artykułu 5 NATO. O ile nasze „elity” były nawet gotowe na takie działanie, pomimo zagrożenia wciągnięciem w wojnę, to Litwini, Łotysze i Estończycy już tacy chętni nie byli. Tym razem Bałtowie (na początek Estończycy) zdecydowali, że może to nic wspólnego z prawami człowieka i prawem Unii Europejskiej nie ma, ale z ich punktu widzenia odesłanie paru tysięcy ukraińskich poborowych jest w ich interesie. Nawet jeśli pracują i przysparzają zysków państwu estońskiemu. Widać tu różnicę z podejściem Polski, a Estonii. Co ciekawe to Estonia (a nie Ukraina) wielokrotnie już wyrażała zainteresowanie podpisaniem z Kijowem umowy o repatriacji mężczyzn podlegających mobilizacji. Tylko, że to stamtąd nie otrzymano żadnych oficjalnych pism, choć jak podają tamtejsze media „estońskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych wielokrotnie kontaktowało się zarówno z ambasadorem Ukrainy, jak i ministrem spraw wewnętrznych, aby w razie potrzeby zgłaszać uchodźców przebywających w kraju”.
Co zrobi Estonia?
Ministerstwo obrony Ukrainy „wezwało do powrotu mężczyzn w wieku poborowym, którzy uciekli z kraju po rozpoczęciu rosyjskiej agresji w 2022 roku”. Ponad 7 tysięcy ukraińskich mężczyzn będących w wieku poborowym (pomiędzy 25 a 60 rokiem życia) złożyło wnioski o tymczasową ochronę w Estonii. Tymczasem estoński minister spraw wewnętrznych Lauri Laanemets zapowiedział, że Estonia będzie odsyłać Ukrainie mężczyzn w wieku poborowym. Konkretnie powiedział: „Jeśli Ukraina tego potrzebuje, Estonii uda się znaleźć i odesłać te osoby do kraju (…) W zasadzie wiemy, gdzie przebywają i czym się zajmują. Większość z nich pracuje; mają miejsca zamieszkania w Estonii”. Minister Laanemets zapowiedział, że ma w ciągu najbliższych dni „przedstawić pisemną propozycję zawarcia porozumienia między obydwoma krajami”.
Cóż numer byłby jednorazowy – albo by wszystkich z nich naraz złapano, albo zaraz by uciekli na Łotwę, gdyby ten kraj wprowadził to samo, to na Litwę, a potem do Polski. A od nas już jest krok do Niemiec i Austrii, z których przynajmniej ten drugi kraj zadeklarował, że nie będzie odsyłał ukraińskich poborowych w objęcia swojej ukochanej ojczyzny.
Zdzisław Markowski
Źródło: ZM