Jemeńscy Huti mogą dostać nowoczesne uzbrojenie… od Rosji (FELIETON)
Po tym, jak (najprawdopodobniej obsługiwana przez amerykańską obsługę) pocisk rakietowy z wyrzutni ATACAMS zabił czwórkę cywilów na plaży na Krymie Rosjanie uznali, że Amerykanie walczą niezgodnie z zasadami, które obie strony ustaliły do konfliktu na Ukrainie. W odpowiedzi Rosja zapowiedziała, że „Amerykanie zapłacą za swoje zbrodnie”. Cóż emerytowany amerykański generał Frank McKenzie, który w latach 2019-2022 stał na czele Centralnego Dowództwa USA (CENTCOM) stwierdził do mediów, że „Putin uważa, że USA są odpowiedzialne za ukraińskie ataki na rosyjskie statki na Morzu Czarnym. Możliwe, że uzna pomoc dla Huti za zemstę na Waszyngtonie”.
Jak pośrednio dokopać Ameryce?
Jedną z najłatwiejszych i najprostszych do przeprowadzenie akcji odwetowych byłoby uzbrojenie lokalnych przeciwników Stanów Zjednoczonych w nowoczesne systemy uzbrojenia. Co miałoby dotyczyć rozmaitych milicji szyickich w Iraku i Syrii oraz dozbrojenie w nowoczesne pociski przeciwokrętowe kontrolujących większość terytorium Jemenu Huti. Zastąpienie dotychczasowych pocisków zrobionych z rury kanalizacyjnej wzbogaconych skomplikowanymi częściami mechanicznymi spłuczki od sedesu nowoczesnym uzbrojeniem rakietowym zakończyłoby istnienie jakichkolwiek amerykańskich baz w Syrii i Iraku. Czego obie strony są świadome. Dotychczasowe rakiety lokalni bojowcy wysyłali w kierunku celu, licząc że Allah pokieruje jej lotem. Cóż kiedyś widziałem, jak rzucony z odległości prawie 70 metrów samotny kamień niesiony ręką boską trafił w tył głowy sędziego piłkarskiego po sprzedanym przez niego meczu, więc takie cuda się w przyrodzie zdarzają, ale rzadko. Oddanie rakiet, które potrafią przywalić z dokładnością do 20 metrów, zamiast z dokładnością 10 kilometrów to dla miejscowych bojowników przewrót kopernikański. I kilkanaście tysięcy amerykańskich żołnierzy na Bliskim i Środkowym Wschodzie wcale się z tego nie cieszy.
Pomóżmy Huti w blokadzie morskiej
Drugi pomysł z dozbrojeniem jemeńskich Huti jest jeszcze lepszy. Rzekomo wywiad Stanów Zjednocznych twierdzi, że prezydent Rosji Władimir Putin zwrócił się do Arabii Saudyjskiej o pozwolenie na przekazanie rakiet manewrujących jemeńskim Huti. Takie informacje podał portal Middle East Eye, który powołał się na „amerykańskiego urzędnika znającego ustalenia wywiadu”. A więc kolejny amerykański urzędnik z departamentu anonimowych urzędników. Których w Waszyngtonie jest na pęczki. Polskojęzyczne (bo przecież nie polskie) media grzeją temat pod tytułami „Niebezpieczna propozycja Rosji”. „Król Arabii Saudyjskiej odmówił Putinowi” itd. itp. Tylko, że zamiast szukać durnej sensacji należałoby porządnie przeanalizować ową sytuację. Otóż trudno oprzeć się wrażeniu, że sama propozycja została złożona właśnie po to, żeby została odrzucona. Ponieważ przy wszystkich swoich wadach Muhammad ibn Salman, książę koronny i następca tronu Arabii Saudyjskiej szaleńcem nie jest. A więc kiedy strona rosyjska była w pełni świadoma, że propozycja zostanie odrzucona, to po co ją składała? Pewnie po to, żeby Amerykanom pokazać, że są w stanie zrobić coś, co ich konkretnie zaboli.
Bye bye US Navy z Morza Czerwonego
Oddanie nowych hipersonicznych pocisków przeciwokrętowych w ręce kogoś tak nieobliczalnego, jak jemeńscy Huti miałoby taki skutek, że amerykańska i brytyjska marynarka w ogóle musiałyby się wynieść z obszaru mórz: Czerwonego i Arabskiego. Ponieważ o ile do tej pory Huti walili w nich z jakiejś irańskiej podróby starych, francuskich pocisków Exocet. Ta broń była hitem i główną przyczyną strat brytyjskiej Royal Navy, ale to miało miejsce w 1982 roku. A więc tak dawno, że autor tego tekstu był jeszcze młody, piękny i cieszył się żywym zainteresowaniem rozlicznych dam. Ponieważ to miało miejsce 42 lata temu. Z tymi klonami Exoceta stworzonymi przez łebskich inżynierów od irańskich ajatollahów obrona przeciwrakietowa nowoczesnych brytyjskich i amerykańskich niszczycieli sobie dała radę, chociaż jak twierdzą marynarze łatwo nie było. Ciekawe, co by się stało gdyby to była rosyjska broń o trzy, cztery generacje młodsza? Pewnie by zabolało.
\PS. Jedyne co mnie dziwi, że nasza marynarka wojenna, która ma więcej admirałów, niż okrętów (wszystkich, bo spranych nie liczmy) jeszcze nie pomaga Brytolom i Amerykanom na wodach Cieśniny Łez. Przecież byłaby to kolejna „nasza” wojna.
Zdzisław Markowski