Polityczny skręt w prawo (ANALIZA)
Polityczny skręt w prawo dotyka niemal wszystkich państw zachodnich. Jednak wbrew twierdzeniom środowisk lewicowych, nie ma zupełnie nic wspólnego z tęsknotą za nazistami i III Rzeszą.
W 1959 roku Heinrich Lübke z CDU został wybrany na prezydenta federalnego. Pochodził z Sauerlandu i przez pewien czas piastował urząd ministra rolnictwa. W Republice Weimarskiej zasiadał w parlamencie krajowym z ramienia Katolickiej Partii Centrum; Po objęciu władzy przez NSDAP, hitlerowcy wsadzili go do więzienia na 22 miesiące. Zapomina się, że poza działaczami lewicowymi, także narodowcy i konserwatyści trafiali tam za przekonania.
Podczas wizyty na Madagaskarze Lübke rzekomo zwrócił się do zgromadzonych słowami „Szanowni Państwo, drodzy Murzyni”, co już wtedy postrzegano niezbyt przychylnie.
Podobne sformułowania stały się tematem przewodnim filmu „Mów w imieniu Niemiec”, który przez lata pokazywano studentom w całym kraju. Próbowano poprzez rozmaite przeinaczenia zmieniać sens wypowiedzi, aby zdyskredytować prezydenta w oczach opinii publicznej.
„Stern” i „Spiegel” zorganizowali swoiste polowanie na czarownice przeciwko choremu staruszkowi. Ówczesny redaktor „Spiegla” Hermann L. Gremliza ujawnił później, że redaktorzy z Hamburga pisali do niego listy pod fałszywymi nazwiskami, w których w charakterze rzekomych świadków informowali o nowych wpadkach Lübkego. W „Sternie” Lübkego oskarżono o bycie „budowniczym obozów koncentracyjnych”. Potem wyszło na jaw, że kompromitujące materiały zostały sfabrykowane przez Stasi. Przykład dawnego prezydenta Republiki Federalnej Niemiec dowodzi, że komunistom z NRD zależało, aby polityków katolickich, prawicowych i konserwatywnych przedstawiać jako ludzi tęskniących do dawnego reżimu NSDAP ekstremistów, rasistów i skrajnych nacjonalistów pragnących wskrzesić dyktaturę. Dzięki temu skutecznie kompromitowali niewygodnych działaczy politycznych. Prawdopodobnie władze NRD żywiły także nadzieję, że w RFN znajdą się na tyle ideowi przedstawiciele środowisk skrajnie lewicowych, którzy odważą się dokonywać zamachów na osoby takie jak Lübke, co z pewnością naruszyłoby porządek w kraju i pozwoliło wyeliminować wrogów ideologicznych. Obecna atmosfera w USA wokół Donalda Trumpa również pokazuje metody, jakimi posługują się niektóre środowiska, aby zniszczyć reputację znienawidzonego konkurenta. Różnica jednakże polega na tym, iż tym razem doszło do zamachu na życie Trumpa. Nie wiadomo, jak wielki chaos wywołałoby zamordowanie kandydata na prezydenta USA, lecz nieudana próba zabójstwa najpewniej tylko przysporzyła mu popularności.
Amerykańscy Demokraci znajdują się zatem w niemal beznadziejnej sytuacji, w jakiej znalazłaby się SPD, gdyby nie obecny minister obrony narodowej Boris Pistorius. Kładzie, on bowiem nacisk na wzmocnienie siły militarnej Niemiec, akcentując zagrożenie ze strony Rosji i starając się wzmocnić poczucie bezpieczeństwa wśród społeczeństwa, poniekąd ratując wizerunek partii, nadszarpnięty przez złą politykę migracyjną.
Skąd się w ogóle wziął dryf na prawo, który dotyka niemal wszystkie państwa zachodnie i który mógł wynieść na szczyt popularności Donalda Trumpa czy Marine Le Pen? Ludzie najwyraźniej wcale nie tęsknią za nowymi nazistami, czego nie rozumieją na przykład słynny satyryk El Hotzo czy deputowana do Bundestagu i współprzewodnicząca SPD, Saskia Esken. Zwrot w prawo wynika z poczucia bycia pogardzanymi i zdradzonymi przez lewicę w starym stylu.
W Stanach Zjednoczonych ponadto, oprócz spraw imigracyjnych, dochodzi kwestia zdrowia umysłowego obecnego przywódcy, Joe Bidena. Dopuszczenie do kandydowania na jeden z najważniejszych urzędów na świecie człowieka, którego zdrowie psychiczne wydaje się mocno wątpliwe, świadczy ewidentnie o braku skrupułów. Trudno odrzucić podejrzenie, że słabnący Biden stanowi swego rodzaju marionetkę dla czołowych kręgów swojej partii, które z tylnego siedzenia chciałyby faktycznie kierować państwem. Problemy zdrowotne Bidena wyszły zresztą ostatnio na jaw w czasie debaty z Donaldem Trumpem, a „Stern” nazwał przywódcę USA nową Gretą Thunberg.