Kowal: Woda? Jest też inny wróg! (FELIETON)
Czy można dodać coś jeszcze do dramatu powodzi? Można. Tu pole do popisu ogromne. Można wszak przy okazji złożyć wierny ukłon partii, partusi, partyjce ukochanej. W nadziei, że jej rozdająca ręka rzuci dodatkowe apanaże: posady, programy w TV, stypendia, granty. Jak świat długi i szeroki wdzięczność władzy zawsze zależała od przydatności, a bywa, że i czołobitności jej poddanych (vide: Korea Płn. i kilka innych reżimów).
Zasada ta nie omija żadnego z ugrupowań, zabiegających o dobro obywateli, lub – co o wiele częstsze - udających, że to czyni. Jedni służą swoim rządom na łapkach, inni bardziej subtelnie, udając, że niby nie… Jeszcze inni zjadliwie, agresywnie, głośno, aby ich idol, ich bóstwo sterujące rządową nawą, koniecznie dostrzegło ten wysiłek. To uwagi ogólne, z którymi – myślę - mogą się zgodzić nawet etatowi hejterzy obsługujący z czyjegoś tam nadania nasz Prawy.pl. Pozdrawiam was, zapracowani towarzysze! Jesteście wymownym dowodem na słuszność powyższych uwag.
Ale przejdźmy do szczegółów. Wysłannicy rozmaitych mediów relacjonują godzina po godzinie akcję ratowania miast i wiosek. Pokazują szkody jakie zrobiła woda. Rozmawiają z poszkodowanymi. Często, za często, to głosy krytyczne. Ludzie skarżą się m.in. na brak informacji uprzedzającej o wielkości zagrożenia. Litościwie już pomińmy uspokajającą gadkę premiera, wygłoszoną w pamiętny piątek trzynastego. Jak to u niego, najpierw zadziałał język, potem rozum. Jednak podobna wpadka ma niestety dramatyczną cenę. Jest nią uśpienie czujności. A z tego się, człowieku, żadną miarą nie da wykręcić. Hola, hola! Nie da się?! Ależ jak najbardziej da! Tłumacze mowy premiera już wyruszyli z odsieczą. Oto np. dysputa w jednej z telewizji. Poseł partii sezonowo rządzącej na uwagę, że dotknięci powodzią mają za złe brak skoordynowanej pomocy, z ironicznym półuśmiechem stwierdził, że w takiej sytuacji ludzie zawsze będą narzekać. Jak mogą? Co za niewdzięcznicy! Przecież nie ma powodu. Niby taki sobie przykład, ledwo przykładzik. Jednak ów zawsze mowny apologeta władzy poniekąd unaocznił, jak przez panów u steru postrzegany jest zwykły człowiek.
Może to i wniosek za daleko idący, ale przyznam, mam swoiste uczulenie na pogardę, z jaką jemu podobni odnoszą się do nas, szarych człowieczków. Zbyt często, jako długoletni dziennikarz, mogłam to obserwować. Tu przypomina mi się mówka aktorki Jandy uważającej się za wybitną, która, odnosząc się do jesiennych wyborów, tych co nie głosowali na jej ukochaną Platformę określiła marginesem. I nie chodziło o liczby a – wedle owej damy – raczej o stan posiadania rozumu. Może skarżący się powodzianie to również ten margines?
Teraz inna, niewątpliwie paskudna sprawa, związana z informacją o stanie zagrożenia. Chodzi o sztaby kryzysowe, złośliwie określone przez internautów jako ego-sztaby Tuska. To podczas nich podawano , choć mocno niepełne, informacje mogące przygotować mieszkańców zalewanych terenów do określonych działań. Premier jako osoba wielce wymowna, z niewątpliwą umiejętnością, ba! nawet talentem w nawijaniu makaronu na uszy (w czym bierze go o łeb rotacyjny Hołownia) nieugięcie wymachiwał palcem wskazując, nakazując, ganiąc i chwaląc. Na owe pokazy panowania nad tym co się dzieje, systematycznie nie była wpuszczana telewizja Republika. Można ją lubić, nie lubić, nawet nienawidzić, ale trudno ukryć, iż ma ona w porywach po parę milionów widzów. Co oznacza, że może dotrzeć z informacją o ewentualnym zagrożeniu konkretnego terenu do naprawdę licznej grupy. Ale co tam informacja, tu na wagę złota? Co tam woda? Liczy się, że nie są przyjaciółmi panów za sztabowym stołem. Zastanawiam się, czy rządzący z ich szefem na czele są aż tak małymi ludźmi? Tak małostkowymi tchórzami? Czyżby zapominali, że nie chodzi o podskoki sondażowe czy nieprzyjemną krytykę rządu, a o byt tysięcy ludzi. Ech, szkoda słów. Żadne z nich nie podziała. Król musi pozostać królem – i już. A jak nie, to…
Na koniec o solidarności zawodowej. Wieść o głupiej walce z TV Republiką doczekała swoich komentatorów. W zasadzie unikam wytykania palcem po nazwisku. Tu jednak nie mogę, bo wstyd mi za kolegę po fachu. Red. Orłoś, odnosząc się do sprawy, telewizję Republika nazwał szczujnią oraz … nie będę cytować całości. Z zażenowania, że niegłupi dziennikarz może się tak prostacko zachować. Za to nie wstyd a śmiech pusty mnie ogarnął, kiedy na ten sam temat wypowiedział się z oburzeniem niejaki Bart Staszewski, działacz LGBT, który niczym ponury żniwiarz zbiera po świecie plon swoich przewinień. To on, przypomnę, wieszał po kraju tablice na wzór tych przydrożnych, z napisem po polsku i angielsku, że jest to strefa wolna od LGBT. Potem dzieło swoje fotografował i rzucał po mediach jako dowód na bezeceństwo zacofanej Polski. Sporo tym narobił szkody. Parę gmin wytoczyło mu procesy o zniesławienie. Zgadnijcie, kto wygrał?
Żeby nie było, że odeszłam od tematu, czyli od wielkiej wody, na koniec ciekawostka. Otóż jest nazwa! Nazwa akcji pomocy powodzianom. Chłopcy kochają pokazy, więc będzie to „Feniks”, jako symbol odrodzenia się z popiołów. Tyż piknie – jakby mruknął stary baca. - Tylko skąd wezmą tego mądrego panocka, co ich powiedzie haj? Bo z durnych wybrać nie idzie.
Anna Kowal