Kowal: Czy szczury wygryzą prezydenta? (FELIETON)

0
0
17
zdjęcie ilustracyjne
zdjęcie ilustracyjne / https://animalia.bio/pl/brown-rat

Nie będzie to opowiastka o prezydencie RP, ale o pretendującym ongiś do tej fuchy zastępczym kandydacie, prezydencie stolicy. To człek wielu talentów. Spec od łatania dziur taśmą klejącą. Wynalazca tęczowego tramwaju równości. Miłośnik świecących golizną parad gejów i innych odcieni LGBT, ale za to nienawistnik listopadowych marszów, które pod jego czarodziejskim okiem kurczyły się ze 100 – 150 tys. luda do marnych 10 – 15 tys.

Ofiarodawca zbitej z paneli i taniej jak barszcz, bo za jedyne 900 tys. zł. „strefy komfortu” na zasmrodzonym spalinami Placu Bankowym. Tyle spraw tak wspaniale się udało! Bunt ogłosiła jedynie kanalizacja, która złośliwie pękła, zasilając naszą piękną Wisłę gigantyczną ilością miejskich brudów. Ktoś tam głupiej rury w porę nie dopilnował. Gorzej, że tym razem nie dało się wmówić publice, iż przepiłował ją wiadomy Prezes, ten od kota.

Na razie jednak wepchnijmy tę miauczącą stworę ( kota, a nie Prezesa) w kąt, obiecując, że parę akapitów dalej zabłyśnie pełnym blaskiem - i wróćmy do prezydenta pretendenta. Już nie będziemy mu wypominać ( bo któż jest bez winy?), że za młodu był dupiarzem, co jest wydelikaceniem słówka ku…rwiarz. Osobiście tak siebie określił, wprawiając w zachwyt Kubusia, gwiazdę TVN, najstarszego nastolatka w kraju i UE. Ale, ale, nie bądźmy drobiazgowi. Nie on pierwszy, i nie ostatni niezmiernie lubił to i owo. Wśród prezydentów tego świata znajdzie się spora gromadka ciągle aktywnych kur…arzy, nie wskazując wrednym paluchem na sąsiadów z zachodu i – co jasne – ze wschodu.

Dość wypominków! Dla lepszego zobrazowania tematu wróćmy do czasów słusznie minionych, czyli epoki pączkowania demokracji. Wówczas to odnotowano nie mający sobie równych rozkwit pracowni krawieckich. Run na ich usługi spowodowała konieczność przebrania się w nowe szatki. Dzięki temu wszelkiej maści działacze PZPR oraz ich agentura, w tym gromady prokuratorów i sędziów, stawali się postaciami o nieskazitelnych życiorysach, zawsze dzielnie walczącymi z ohydą czerwonych sztandarów, wysyłanych nam z Moskwy. Nawet w rządzie zasiadło paru osobników, poddanych działaniu sporządzonego ad hoc wybielacza antykomunistycznego. Idolem stał się nawet, ku zdumieniu pamiętających jego dawne wyczyny, twórca tzw. czerwonego harcerstwa. Zasługi onegoż na polu walki z komuną (cha, cha!) nadmuchiwała po bratersku sławna Gazeta. Wtórował wszystkiemu Lech z Gdańska, pierwszy prezydent RP, wybrany po ogłoszeniu, że Polska jest wolna od komuny, że ta bezpowrotnie się skończyła ( tu drugie cha, cha!).

A potem się rypło. Pierwszym sygnałem, że coś jest nie tak, i okręt władzy trzeba będzie opuścić było zdarzenie w Belwederze, gdzie swoje biura miał ów prezydent. Ujawniamy to jako pierwsi. Kto nie wierzy, może zasięgnąć języka u byłych pracowników. Tę informację mamy bowiem od nich. Otóż pewnego dnia w tamtejszej toalecie wylazł z sedesu wielki szczur. Przepędzony wrzaskiem, zwiał. Jednak wkrótce pojawił się następny. Nie minęło wiele czasu, i nadszedł kres prezydentury Lecha z Gdańska. Gadaliśmy wtedy między sobą, że coś jest w legendzie o tym, iż tonięcie okrętu sygnalizują wyłażące z każdego kąta i opuszczające go szczury.

No i masz babo placek. Szczury znów dały znak. Nadeszła więc pora na wyciągnięcie z kąta wspomnianego kota i jego miauczących kumpli. W ostatnich tygodniach ( co łatwe do sprawdzenia, choć nie u dziennikarzy, sług sezonowego władcy Mściwoja I ) wyszło na jaw, że w tęczy, ulubionym tle prezydenta – pretendenta brakuje różu. Bo i różowo nie jest. Otóż na miasto spadła i wyszczerzyła kły kolejna plaga. Tym razem buntu nie ogłosiły rury, choć sprawa ma pewien związek z kanalizacją.. Warszawę opanowały - dobrze się domyślacie…- szczury. Łażą po piwnicach, klatkach schodowych, podwórkach, potrafią atakować ludzi. W mieście krąży opowieść o starym mężczyźnie, boleśnie pogryzionym przez szczura, który nocą wlazł mu do łóżka. Informacje o panoszeniu się gryzoni płyną z wielu dzielnic.

Kieszonkowi znawcy wszystkiego głoszą, iż powodem plagi jest wystawianie żarcia dla ptaków i kotów. Ale to ledwie ułamek prawdy. Karmę taką wystawiano od dziesiątków lat, a plagi jakoś nie było. Musi więc być inna, dodatkowa, istotna przyczyna. Tu wracamy do naszego kota. Nie trzeba specjalnych badań aby pojąć, że właśnie koty były i nadal są naturalnym postrachem gryzoni. Niestety, w ostatnich latach ich populacja (mowa o Warszawie) wyraźnie się skurczyła. Stołeczni „esteci” wzięli sobie bowiem na cel tzw. karmicielki kotów, głównie tych bezpańskich, nocujących po strychach i piwnicach. Aby zapobiec ich miauczącej obecności, w wielu osiedlach zamurowano albo zamknięto na amen okienka piwnic.

Przyczyny szczurzej plagi nie ograniczają się do wymienionych. Można tu dodać choćby stan śmietników, za rzadko czyszczonych przez odpowiednie służby. Jakby nie było, władze miasta mają zagwozdkę. Za rozpanoszeniem się gryzoni kroczą bowiem groźne choroby, uderzające w ludzi. Jeśli marszowi szczurów przez Warszawę nie zapobiegnie się w porę, może być jak z powodzią – za późno na ratunek.

Prezydencie stolicy! Ratuj miasto! Weź się za to bez odkładania na niejasne „potem”. Inaczej potwierdzi się legenda, iż szczury pierwsze dają znak, że okręt tonie. A kapitan musi zwiewać.

Anna Kowal.

szczury

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną