Mija rok rządów. Donald Tusk już szykuje się do ucieczki z urzędu?
15 października minął rok od czasu objęcia rządów przez Donalda Tuska. Nieprzypadkowo tego samego dnia w mediach pojawia się wiele przewidywań, że premier szykuje się do startu w wyborach prezydenckich.
Podsumowanie pierwszego roku rządów wypada niezwykle blado. Reforma sądownictwa stoi, a jeszcze Komisja Wenecka orzekła, że rząd nie może uchwałami cofnąć nominacji dla sędziów, co więcej nie ma czegoś takiego jak „neosędziowie”. Rozliczenia idą ślamazarnie. Zdecydowana większość obietnic jest niezrealizowana i pewnie zrealizowana nie będzie. Spółki Skarbu Państwa mają fatalne wyniki. Jak wynika z sondażu United Surveys dla Wirtualnej Polski, Polacy zaczynają to dostrzegać. Większość naszych rodaków (48,9 proc.) ocenia rząd negatywnie. Co ciekawe jednak, nawet wśród osób popierających rząd (44,5 proc.), aż jedna piąta ankietowanych (21 proc.) zaznaczyła, że nie jest „raczej” zadowolona z wypełnienia obietnic wyborczych. To wszystko nie powinno nastrajać Donalda Tuska pozytywnie.
Tusk nie chce być prezydentem?
Sam Tusk wielokrotnie zapewniał, że urząd prezydenta go nie interesuje. Już przed laty mówił, że nie jest zainteresowany funkcją „pilnującego żyrandola”. Trzeba pamiętać jednak, że z podobną żarliwością mówił, że nie zrezygnuje z urzędu premiera i nie pójdzie do Brukseli, a jednak to zrobił, obejmując urząd przewodniczącego Rady Europy. Premier wielokrotnie kłamał, manipulował, zmieniał zdanie, dlaczego więc tym razem nie miałoby być podobnie? Pytanie, które należy stawiać, nie jest takie, czy chce zostać prezydentem, ale czy mu to się opłaca?
Z jednej strony prezydent ma dużo mniejszą władzę niż premier, choć wcale nie symboliczną. Jeżeli jednak Tusk miałby się ubiegać o to, by przejąć pałac prezydencki, to prawdopodobnie zrobiłby to z czterech powodów. Po pierwsze, wszystko inne już w polityce osiągnął. Brakuje mu jeszcze tego sukcesu. Po drugie, byłoby to kolejne zwycięstwo nad Jarosławem Kaczyńskim i jego formacją. Po trzecie, byłaby to ucieczka do przodu, jak przed laty wyjazdy do Brukseli. Kolejne porażki rządu, który już wykazuje się dużą nieudolnością, nie szłyby na jego konto i trudniej byłoby jego samego pociągnąć do odpowiedzialności. Po czwarte w końcu i może najważniejsze: Tusk wie, że wybory prezydenckie będą wyborami o wszystko. Politycy PiS-u nie ukrywają, że ich zdaniem, jeśli będą mieli swojego prezydenta, rząd upadnie najwyżej w pół roku.
Obecnie wyborcy KO, politycy partii rządzącej i koalicjanci trwają w przekonaniu, że za wszystkie niepowodzenia Tuska odpowiedzialny jest Andrzej Duda, wielki hamulcowy, ale to wkrótce się skończy. Jeśli jednak w pałacu zamieszka Duda II, to wszystkie te nadzieje prysną. Już nawet Komisja Wenecka podkreśla, że nie można rządzić uchwałami. Po przegranych przez KO wyborach nastąpi więc błyskawiczna erozja i prawdopodobnie PSL przejdzie na stronę PiS-u, co spowoduje zmianę rządu lub czekają nas przedterminowe wybory i w efekcie prawdopodobnie i tak człowiek Kaczyńskiego zostanie premierem.
Wybory o wszystko
Donald Tusk to rozumie i dlatego może zechcieć wystartować w tych wyborach. Komentatorzy zwracają uwagę, że nieprzypadkowo od dawna stawia nacisk na kwestię bezpieczeństwa, mówi o nielegalnej imigracji i to w sposób szokujący dla swojego elektoratu, przedstawia się jako silny człowiek, gra przede wszystkim na siebie. Wszystko to może być elementami jego kampanii prezydenckiej, która od dawna. Oczywiście, to czy Tusk wystartuje ostatecznie zależy przede wszystkim od sondaży. Jeśli zorientuje się, że ma jednak zbyt duży elektorat negatywny, za małe szanse na wygraną, odpuści. Czeka też zapewne na decyzję PiS-u. Jeżeli Kaczyński wystawiłby kogoś w rodzaju Morawieckiego czy Błaszczaka, Tusk mógłby z powodzeniem startować, bo oni też mają duże elektoraty negatywne. Jeśli natomiast postawi na kogoś młodszego, budzącego sympatię, nieobciążonego, możliwe, że będzie musiał sięgnąć do Rafała Trzaskowskiego. Tego jednak Tusk z pewnością by nie chciał.
Najnowsza książka autora do kupienia tutaj