Czy sprawiedliwości stanie się zadość po latach? Były milicjant oskarżony!
Wszystko wskazuje na to, że po prawie 40 latach od pierwszego zabójstwa, a 27 lat od drugiego, były funkcjonariusz Milicji Obywatelskiej i policjant Tadeusz P. wreszcie odpowie za swoje czyny.
Sąd Okręgowy w Krośnie rozstrzygnie o losie oskarżonego przez Prokuraturę Okręgową w Krakowie w siedmiu sprawach. Trzy najpoważniejsze dotyczą dwóch morderstw i usiłowania trzeciego, a konkretnie swojej żony w 2016 roku. Tadeusz P. latami sprawnie zacierał ślady, eliminując niewygodne osoby i uniemożliwiając śledczym wykrycie sprawcy.
Sąd za zgodą obrony, prokuratora i oskarżycieli posiłkowych przychylił się do wniosku, aby rozprawę przeprowadzić w trybie niejawnym ze względu na konieczność analizowania w trakcie procesu prywatnych spraw byłego milicjanta. Mordercę w kajdankach zabezpieczających kończyny i w specjalnym stroju ograniczającym swobodę ruchów dostarczył do sądu konwój.
Proces odbył się tydzień temu w czwartek, a brał w nim udział między innymi ojciec zabitego dziennikarza. Aż do teraz nie udało się ustalić miejsca ukrycia jego zwłok, o ile zabójca nie pozbył się ich wcześniej, na przykład poprzez spalenie. Reporter Marek Pomykała wcale jednak nie padł ofiarą milicjanta jako pierwszy. Sprawa sięga znacznie dalej, bo aż do 21 listopada 1985 roku. Wówczas w miejscowości Łączki w województwie podkarpackim Tadeusz P, kierując w stanie nietrzeźwym samochodem, doprowadził do wypadku i przejechał przechodnia, 46 letniego Edwarda Krajnika. Wypadek zobaczył sierżant Milicji Obywatelskiej Krzysztof Pyka i publicznie wypowiadał się na ten temat w mediach. Jak się okazało, sprawca postanowił pozbyć się niewygodnego świadka i w grudniową noc tego samego roku wepchnął go do Jeziora Solińskiego. Na skutek gwałtownego wychłodzenia organizmu spowodowanego gwałtownym wpadnięciem z dużej wysokości do zimnej wody i zachłyśnięcia się nią, sierżant utonął. Zbrodniarz zajmował wysokie stanowisko w MO - był zastępcą szefa Rejonowego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Lesku, dlatego też prawdopodobnie nikt nie podejrzewał go o dokonanie tego czynu.
Winowajca długo unikał kary i zacierał ślady. Wpadł po latach
Wtedy tematem zainteresował się Marek Pomykała, piszący dla “Gazety Bieszczadzkiej”, zbierając materiały dowodowe obciążające funkcjonariusza. Zabójcy mimo wszystko długi czas udawało się wymykać organom ścigania, a oprócz tego opracował plan zemsty na reporterze, który wcielił w życie już po upadku PRL-u, w 1997 roku. Pod koniec kwietnia zaprosił dziennikarza do domku w Wołkowyi w Bieszczadach, aby udzielić mu wywiadu. W czasie rozmowy cały czas częstował Pomykałę alkoholem, doprowadzając go do stanu nietrzeźwości i mordując poprzez uduszenie. W ten sposób Tadeusz P, wtedy kierownik sanockiej drogówki, pozbył się niewygodnych dla niego osób i zdawało się, że najpewniej uniknie więzienia. Policja i prokuratura nie potrafiły wpaść na trop zaginionego, a śledztwo utknęło w martwym punkcie.
Wydawać by się mogło, że przestępca pozostanie bezkarny do końca życia. Instynkt zabójcy ponownie obudził się w Tadeuszu P 18 lat później, w 2015 roku, gdy aż do listopada 2016 podejmował próby otrucia własnej żony. Niepostrzeżenie dosypywał jej do picia spore ilości leków aż w końcu, zniechęcony brakiem efektów dodał rtęci do papierosów małżonki, lecz tym razem na szczęście kobieta zorientowała się w porę i zawiadomiła policję. Tadeusz P został aresztowany, a sprawa sprzed lat odżyła. Okazało się, że policjant dopuścił się również przestępstwa narkotykowego oraz fałszował dokumenty. Przeciwko niemu zgromadzono dowody zawarte w 35 tomach akt i obszerny akt oskarżenia, zawarty na 235 stronach. Bardzo możliwe, że 65 letni dziś morderca nigdy już nie wyjdzie z zakładu karnego, gdyż wszystkie czyny zostały mu niezbicie udowodnione.
Bardzo znamienne jest, że tak wysoko postawiony w Milicji Obywatelskiej, a następnie Policji człowiek, przez tyle lat skutecznie unikał konsekwencji prawnych, odciągając od siebie uwagę prokuratury i tuszując dowody. Mimo wszystko, nawet kierownicze stanowisko w służbach nie uchroniło go przed sprawiedliwością.