Izrael uderza po raz kolejny! Czy uda mu się uniknąć długofalowej wojny na wiele frontów?

0
0
10
zdjęcie ilustracyjne
zdjęcie ilustracyjne / Pixabay

Wygląda na to, że konflikt na Bliskim Wschodzie prędko się nie skończy. Wprost przeciwnie, zdaje się dopiero powoli wchodzić w główną fazę. Najlepszym tego potwierdzeniem są ataki izraelskiego lotnictwa na infrastrukturę wojskową.

Jerozolima postanowiła podjąć walkę na trzy fronty. Z jednej strony, zmaga się z Hamasem, który uderzył 7 października 2023 roku podczas świąt Simchat Tora i Szmini Aceret, wdzierając się w głąb kraju oraz porywając i zabijając setki cywilów. Rozpoczęta wkrótce potem operacja “Żelazne Miecze” doprowadziła do zniszczenia znacznego obszaru palestyńskiej Strefy Gazy, gdyż ofiarą ostrzału i bombardowań padły nie tylko siedziby i kryjówki Hamasu, lecz również obiekty cywilne i pomocy humanitarnej - szkoły, szpitale, kościoły, meczety i konwoje z pomocą humanitarną. Zginęło i zostało rannych dziesiątki tysiące cywilów, a setki tysięcy zmuszono do opuszczenia swoich domów. Ponadto na rząd Benjamina Netanjahu spadły głosy potępienia z całego świata, oburzone sposobem prowadzenia działań wojennych przez izraelskie siły zbrojne.

Premier Netanjahu nie przestraszył się jednak i nie zraził wyrazami oburzenia wiedząc, że może w dalszym ciągu liczyć na wsparcie potężnego sojusznika, czyli Stanów Zjednoczonych. Następnym celem rządu i Sztabu Generalnego Izraelskich Sił Zbrojnych stał się bowiem Liban. We wrześniu tego roku siły specjalne Mossadu dokonały zamachów na członków libańskiej organizacji Hezbollah, detonując ładunki wybuchowe ukryte w pagerach, które zabiły 38, a raniły 1500 bojowników, w tym wielu dowódców. 1 października rozpoczęła się natomiast operacja lądowa, zwana trzecią wojną libańską, a uzasadniono ją potrzebą wyeliminowania Hezbollahu z południowej części Libanu tak, aby nie zagrażał północnemu terytorium Izraela. Inwazja spowodowała stale powiększający się kryzys humanitarny, w 900 ośrodkach dla uchodźców brakuje miejsc, a Jerozolima dopuściła się dalszych nadużyć w postaci ostrzelania misji pokojowej ONZ, raniąc dwóch pracowników cywilnych i 15 żołnierzy. Najwyraźniej przywódca rządzącej partii Likud uznał, że najwyższa pora wyrównać rachunki z Iranem za zbombardowanie kraju 2 października rakietami balistycznymi i manewrującymi w akcie zemsty za zabicie liderów Hamasu i Hezbollahu oraz irańskiego generała Abbasa Nilforuszana. Dwa dni temu zdecydowano o przeprowadzeniu nalotów na placówki militarne Teheranu, lecz szybko postanowiono przerwać operację, ogłaszając sukces i wycofując lotnictwo. Podkreślono, że od początku zamierzano uderzyć wyłącznie w obiekty wojskowe, omijając infrastrukturę energetyczną. 

Irańskie media rządowe poinformowały o eksplozjach na terenach należących do armii w Teheranie, Chuzestanie i Ilamie, a więc także niedaleko Iraku. Za cel wzięto fabryki zajmujące się wytwarzaniem rakiet, systemy rakietowe oraz radary, aby na jakiś czas ograniczyć podjęcie ewentualnych działań odwetowych ze strony szyickiego państwa. Efekty zapewne zadowoliły izraelskich polityków i generałów, gdyż natychmiast po wykonaniu założeń planu i wypełnieniu zadań, samoloty wróciły do swych baz i nie ponowiono już ataków, ogłaszając zakończenie akcji. Kontradmirał Daniel Hagari zapowiedział, że w razie podjęcia jakichkolwiek agresywnych działań ze strony Iranu, ponownie nakaże poderwanie samolotów i wyśle je na terytorium wrogiego kraju. 

Amerykanie publicznie oświadczyli, że w żaden sposób nie udzielili bezpośredniego wsparcia Netanjahu, a premier obiecywał wcześniej Kamali Harris i innym wysokim przedstawicielom amerykańskiej administracji, że w żadnym wypadku nie wyda rozkazu ostrzelania rafinerii naftowych czy elektrowni jądrowych. 

Niewykluczone, że posunięcia militarne Izraela i jego wrogów na dłuższą metę doprowadzą do eskalacji walk, ponieważ żadna ze stron ze względów politycznych i ideologicznych nie zamierza ustępować pola rywalowi. Jerozolima wydaje się jednak bardzo dobrze przygotowana zarówno do obrony, jak i ataku. Oprócz tego cieszy się poparciem USA i dysponuje jednym z najlepszych systemów obrony przeciwpowietrznej na świecie, tak zwaną “Żelazną Kopułą”. 

Kiedy tak naprawdę zaczął się konflikt Izraela z Hamasem i szyitami?

Przyczyn obecnego, krwawego konfliktu należy szukać pod koniec lat 70 i w latach 80. Po rewolucji islamskiej w 1979 w Iranie i objęciu władzy przez radykałów na czele z ajatollahem Ruhollahem Chomeinim Teheran przestał wspierać Izrael i stał się otwarcie wrogi, potępiając Tel Awiw za haniebne postępowanie w Strefie Gazy. Były prezydent Mahmud Ahmadineżad w 2006 roku sugerował nawet zrównanie Izraela z ziemią, aby zażegnać sprzeczności interesów i napięcia związane z Palestyną.

W 1978 i 1982 roku Organizacja Wyzwolenia Palestyny przepuściła z terenu Libanu szturm na izraelską granicę, co stało się pretekstem do dwukrotnego wkroczenia do tego arabskiego kraju i okupacji jego południowych rejonów aż do zakończenia wojny libańskiej w 1985. Wówczas właśnie powstała organizacja zwana Hezbollahem, która aż do dzisiaj z przerwami toczy zmagania z północnym sąsiadem, korzystając z pomocy swoich braci w wierze z Iranu.

Hamas z kolei, czyli Muzułmański Ruch Oporu, narodził się w 1987 z Centrum Islamskiego i szybko zdobył popularność wśród muzułmańskiej ludności Palestyny, walcząc ze znienawidzonym wrogiem, a także angażując się politycznie i społecznie. Wprowadził ponadto w Strefie Gazy islamskie porządki, zwalczając zachowania niezgodne z praktykami muzułmańskimi - alkoholizm, narkomanię, prostytucję czy apostazję. Zaskarbił sobie dzięki temu wdzięczność mieszkańców, ale jednocześnie utrudnił znacznie jakiekolwiek porozumienia pokojowe z Izraelem, osiągnięte 13 września 1993 roku w Oslo przez Organizację Wyzwolenia Palestyny.  

Izrael

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną