Galińska: Obowiązkowa deprawacja (FELIETON)

0
0
9
zdjęcie ilustracyjne
zdjęcie ilustracyjne / https://www.flickr.com/photos/barbaranowacka/13084969325/

31 października Ministerstwo Edukacji Narodowej opublikowało podstawę programową nowego obowiązkowego przedmiotu, który ma się nazywać edukacja zdrowotna. Ma on wejść do szkół od 1 września 2025r. Tym samym wyrzuca się ze szkół przedmiot wychowanie do życia w rodzinie, który nie był obowiązkowy.

Podstawowa różnica pomiędzy tymi przedmiotami jest taka, że w tym obowiązującym dotąd, główną uwagę skupia się na małżeństwie, rodzinie, dzisiaj priorytetem ma być zdrowie. Na pozór nie brzmi źle, ale gdy wczytuje się w podstawę programową głębiej widać, że priorytetem jest dążenie do własnej przyjemności, czyli edukacja seksualna. Uczniom serwuje się pod przykrywką dbałości o zdrowie erotyzację i deprawację. Narusza się również prawa rodziców zagwarantowane w konstytucji. Mamy do czynienia z edukacją seksualną opartą na standardach WHO. Opierają się one na dewiancie seksualnym Alfredzie Kinsey, który do swoich eksperymentów na maleńkich dzieciach nawet kilkunastomiesięcznych wykorzystywał pedofilów i prostytutki. Obliczał liczbę orgazmów podczas godziny stymulowania przez przestępców seksualnych.

Według nowego przedmiotu edukacja seksualna ma być obowiązkowa dla dzieci już od IV klasy szkoły podstawowej, podczas gdy dane rozwojowe mówią, że dzieci w tym wieku nie są zainteresowane seksem. Jako normę według resortu Barbary Nowackiej wprowadza się masturbację. Kiedyś nazywana była samogwałtem i nie należała do normy dojrzewania. Teraz jest ogólnie akceptowalna i postrzegana pozytywnie.

Dr Zbigniew Barciński prezes Stowarzyszenia Pedagogów mówi: „Masturbacja oczywiście zdarza się w procesie dojrzewania, ale tu jest pokazywana jako norma medyczna i wzorzec. To jednocześnie zachęta do tego typu działań”. A dr Marek Grabowski z Fundacji Mamy i taty uzupełnia: „Dzieci już w 4 klasie mają się dowiedzieć, że masturbacja jest czymś zupełnie naturalnym, a to stoi w sprzeczności z wychowaniem chrześcijańskim. To jest przejaw demoralizacji, która obejmuje postawy, przekonania i wartości związane z rodziną oraz umiejętnością zbudowania trwałej, szczęśliwej, pełnej szacunku i miłości rodziny”.

Do tej pory przekaz dla uczniów był oparty na małżeństwie i rodzinie. Teraz ma to być zdrowie. W obszarze seksualności rodzina nie ma żadnego znaczenia. Zdrowie to jedynie zasłona dymna. W rzeczywistości chodzi o to, że głównym kryterium zdrowia seksualnego ma być przyjemność. To idzie jeszcze dalej. W nowym przedmiocie nie mówi się o tym, że w czasie dojrzewania w sferze płci i seksu jest akceptacja własnej płci. Jestem albo chłopcem albo dziewczynką. Teraz uczeń ma wyjaśniać transpłciowość jako coś normalnego, a nie jako zaburzenie rozwoju. Dr Barciński uważa, że „jeżeli naprawdę miałoby chodzić o zdrowie to należałoby wspomnieć o negatywnym wpływie na nie brokerów, czy o takich miejscach, jak klinika Travistoc w Wielkiej Brytanii, gdzie okaleczano dzieci. O tym nie ma słowa, a są to przecież kluczowe informacje dotyczące zdrowia.”

Dr Marek Grabowski uważa: „Dzieci są utwierdzanie w przekonaniu, że mogą sobie wybierać płeć. To będzie wprowadzać zamieszanie w umysłach małych dzieci, a także uczniów dojrzewających. Mamy do czynienia z upadlaniem dzieci, z zachęcaniem ich do eksperymentowania ze swoją seksualnością. A eksperymenty kończą się później w gabinetach psychologów, psychiatrów, mamy zranienia psychiczne, duchowe.”

Bardzo trafnie nową podstawę programową określił prof. Przemysław Czarnek, były szef MEN. „To jest agenda marksistowska, realizowana z iście niemiecką precyzją przez panie minister Nowacką, Lubnauer i Muchę. To jest absolutna demoralizacja młodzieży przez wprowadzenie twardej, premisywnej edukacji seksualnej typu B opartej o standardy WHO, której skutkiem będzie zdemoralizowanie młodzieży. To jest walka z rodziną, małżeństwem, z życiem. Ta edukacja seksualna typu B jest charakterystyczna dla cywilizacji śmierci, nie cywilizacji życia. Broniliśmy się przed tym latami, a pani Nowacka po prostu to realizuje. W Polsce edukacja seksualna jest od lat obecna w szkole, była obecna i za naszych rządów, tylko była to prawdziwa edukacja o człowieku, jego ciele z pełną odpowiedzialnością oraz podana odpowiednio do wieku uczniów i do ich wrażliwości. Była ona realizowana na biologii czy WDŻ. Ta edukacja to w istocie demoralizacja wtłaczana przez marksistów na świecie, a jeśli nie wygramy majowych wyborów, stanie się to także w Polsce. Musimy powstrzymać to szaleństwo”.

W nowym przedmiocie słowo „rodzina” pojawia się kilka razy, ale występuje głównie w kontekście negatywnych zjawisk. Świat skonstruowany jest w przekonaniu, że rodzina to nie więzi naturalne, biologiczne. Brak jest wizji zdrowej, stabilnej, kochającej się rodziny. Małżeństwo stawia się na równi ze związkami nieformalnymi. Podobnie jest z miłością, która nie jest istotna. Według MEN miłość, więzi emocjonalne nie mają znaczenia w sferze seksualnej. Jednym zdaniem podsumowała to była kurator małopolskiej oświaty, a obecnie radna Sejmiku Województwa Małopolskiego, Barbara Nowak: „To są plany wywrócenia całego systemu, cywilizacji chrześcijańskiej i zamienienia go na świat ideologii neomarksistowskiej”.

Tego będą się uczyły nasze dzieci od nowego roku szkolnego. I to obowiązkowo. Ważne jest jeszcze jedna decyzja - MEN nie bierze pod uwagę woli rodziców, tym samym gwałci naszą konstytucję, a ściślej mówiąc art.48 ust. 1 oraz art. 53 ust. 3.

Nie możemy się na to zgodzić. Dlatego 1 grudnia organizowana jest demonstracja na Placu Zamkowym pod hasłem: „Nie dla deprawacji polskiej edukacji”. Brońmy nasze dzieci i przeciwstawmy się rządowi, który dbałość o gospodarkę zamienia dbałością o masturbację.

Iwona Galińska

 

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną