GUS podał, że nastąpił spadek PKB. Rząd zaora gospodarkę?
GUS podał, że w okresie od lipca do września PKB wypracowane w Polsce było niższe niż w poprzednich trzech miesiącach. Ekonomiści mówią o spowolnieniu gospodarczym.
Gospodarka Polski, o czym świadczy porównanie PKB Polski za trzeci kwartał 2024 r. do drugiego kwartału 2024 r., skurczyła się o 0,1 proc. Oznacza to, że wzrost PKB niewyrównanego sezonowo przyhamował z 3,2 do 2,7 proc. Może nie są to wielkie liczby, ale pokazują pewną tendencję i odsłaniają niebezpieczne zjawiska.
Malejąca konsumpcja
Winna tej sytuacji według ekonomistów jest w dużej mierze malejąca konsumpcja. Wskazywałoby to na niepokoje obywateli, którzy widząc drożyznę, wolą oszczędzać niż wydawać, albo po prostu nie mają z czego wydawać. Uśmiechnięta Polska jeszcze nie pokazała im wszystkiego, ale już wiadomo, że w najbliższym czasie czekają nas podwyżki cen mediów nawet o kilkadziesiąt procent. Dla wielu ludzi przeżycie zimy może być nie lada wyzwaniem. Nie mówiąc o firmach, których rachunki już od dłuższego czasu poszybowały znacznie w górę.
Rząd pomimo wcześniejszych deklaracji zgodził się przedłużyć działanie tarczy osłonowej i dopłacać do prądu indywidualnych konsumentów przez najbliższe 9 miesięcy. Opozycja wskazuje na to, że czas nie jest przypadkowy. Chodzi o to, by wytrwać do wyborów, a potem niech ludzie marzną, płaczą i płacą.
Ekonomiści mówią oczywiście o tym, że winna jest nie tylko sytuacja w Polsce, ale też na świecie, głównie w Niemczech. Nasza gospodarka jest bowiem bardzo silnie związana z niemiecką, a tamta wchodzi w niebywały kryzys. Już teraz największe niemieckie koncerny zapowiadają zwolnienia idące w tysiące osób, zamykane są firmy i brak jest perspektyw na poprawę.
Biorąc pod uwagę, że rząd tak bardzo wiąże swoje nadzieje z Berlinem, nie można spodziewać się większej zmiany kursu. Tymczasem możliwe, że powinniśmy postawić na relacje gospodarcze z innymi krajami. Modus operandi Niemiec, polegający na wykorzystywaniu tanich surowców z Rosji, skończył się bowiem i nie wiadomo, jak ten kraj poradzi sobie w przyszłości.
Obywatele odczuwają kryzys
Na razie obywatele zaciskają zęby, bo przeciwnikom Kaczyńskiego wszystko wydaje się lepsze od jego powrotu do władzy. Jeśli więc nawet widzą, jak wiele stracili ekonomicznie na zmianie władzy, będą dalej popierać koalicję 13 grudnia. Wyborcy niezdecydowani mogą jednak się zdenerwować i nie pójść na wybory, albo zagłosować na kandydata PiS-u. Tego chyba boi się Tusk, który na razie stara się uskuteczniać rozdawnictwo na niespotykaną skalę, licząc zapewne, że po zwycięskich wyborach zakręci się kurek i orzeknie, że UE nakazuje nam oszczędności.
Wiadomo, że obecny rząd nie potrafi zarządzać gospodarką, że Tusk się na tym nie zna i tym nie interesuje, co pokazał za swoich pierwszych rządów. Straty spółek Skarbu Państwa, odrzucanie wielkich projektów rozwojowych, albo tworzenie ich karykatury jak z CPK, podwyższanie podatków i zadłużanie się na potęgę, dobrze to pokazują. Niestety, nie ma na świecie tak dobrej koniunktury jak w 2007 r. Rządzący muszą liczyć się z poważnymi wyzwaniami, jak wojna na Ukrainie i absurdalnymi pomysłami, jak Zielony Ład. Jeżeli ktoś mądry nie podejmie właściwych decyzji, wszyscy na tym stracimy i to w stopniu niebywałym.
Zaklinanie rzeczywistości nie może trwać zbyt długo, ale jak powtarzam, wystarczy, że rząd dotrwa do wyborów prezydenckich, a PO je wygra. Wówczas, mając pełnię władzy, będą mogli o tym nie myśleć. Opozycja powinna teraz jednak szczegółowo punktować koalicję, wskazywać na jej błędy gospodarcze i zaniedbania, pokazywać konsekwencje. Czy to robi? Pewnie w jakimś stopniu tak, ale w dużo niewystarczającym, o czym świadczy to, że Polacy nie mają nawet świadomości tego, co ich czeka. Dobrze gdyby Karol Nawrocki pokazywał takie rzeczy w swojej kampanii, skupiając się właśnie na gospodarce, na sprawach bytowych. Na razie jego inauguracyjne przemówienie robiło wrażenie, że stawia na kwestie tożsamościowe, patriotyzm, ale niestety są to wartości ważne dla żelaznego elektoratu, a nie dla reszty.