Płużański: Witold Pilecki: na Rakowieckiej „byłem bardzo zmęczony”

0
0
6
Łyszkowski
Łyszkowski / Tade

Do lat 2000 żyło przynajmniej dwóch brutalnych śledczych znęcających się na Rakowieckiej nad rtm Witoldem Pileckim i jego wywiadowcami. To ich tortury sprawiły, że rotmistrz wypowiedział słynne dziś słowa: „Oświęcim przy tym to była igraszka”. Oprawcy żadnej kary nie ponieśli.

Ze śledztwa Instytutu Pamięci Narodowej: „Edward Zając zeznał, że nie pamięta przebiegu okazań podejrzanym dowodów rzeczowych w śledztwie w 1947 r., w których to czynnościach uczestniczył i że nic mu nie jest wiadomo o stosowaniu wobec Witolda Pileckiego i aresztowanych z nim osób przemocy”. 

 

Edward Zając 

 

Na Mokotowie Zając prowadził również ciężkie, wielomiesięczne śledztwo wobec Jerzego Woźniaka, osadzonego w celi izolacyjnej X Pawilonu. Ten żołnierz AK, NIE, 2 Korpusu gen. Andersa i Zrzeszenia WiN w listopadzie 1948 r. został skazany w tzw. procesie kiblowym na karę śmierci, zamienioną na dożywocie. W wolnej Polsce był m.in. kierownikiem Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych.

Zając torturował też, razem z inną bestią z Mokotowa - Jerzym Kaskiewiczem, Stanisława Sędziaka, cichociemnego, szefa sztabu Okręgu Nowogródek AK, któremu również udało się uniknąć strzału w tył głowy z rąk Piotra Śmietańskiego. 

 

Zbigniew Kiszel 

 

Na proces oskarżyciela Pileckiego i jego wywiadowców - prokuratora Czesława Łapińskiego, który prowadził Instytut Pamięci Narodowej, Edward Zając nie stawił się. Podobnie, jak Zbigniew Kiszel (rocznik 1923 r., major, w bezpiece do 1958 r.). Prokuratorowi IPN mówił, że „nie przypomina sobie sprawy rotmistrza Witolda Pileckiego i innych z nim zatrzymanych osób. Ww. po okazaniu mu sporządzonych przez niego protokołów przesłuchań podejrzanych (…) potwierdził, że dokonywał czynności przesłuchania wymienionych osób, jednakże nie pamięta przebiegu tych przesłuchań”.

Kiszel stwierdził oczywiście, że żadnego przymusu nie stosował i nie słyszał, żeby robili to inni. Dziwnie przypomina to tłumaczenia innych brutalnych śledczych: nie tylko Edwarda Zająca, ale także np. Mariana Krawczyńskiego i Eugeniusza Chimczaka (o nich niżej). A tak Zbigniew Kiszel mówił o torturowanych przez siebie niepodległościowcach: „osoby te nie zgłaszały mi takiego faktu, aby były bite w śledztwie”.

Władysław Minkiewicz w książce „Mokotów, Wronki, Rawicz” wspominał, jak Kiszel – jego „główny oprawca” bił go gumową pałką, kopał, kazał siedzieć na nodze odwróconego stołka i robić w nieskończoność przysiady: „Lubił również, kiedy byłem już zupełnie wyczerpany, dusić mnie, ściskając za gardło. Podczas śledztwa dwa razy zemdlałem”. 

 

Nazwiska morderców 

 

Sprawę grupy rtm Witolda Pileckiego nadzorował osobiście szef Departamentu Śledczego MBP, płk Józef Goldberg-Różański, który faktycznie wydawał wyroki. Pomagał mu naczelnik Wydziału II ppłk Adam (H)umer i dyr. Departamentu III MBP (ds. walki z bandytyzmem, czyli niepodległościowym podziemiem), inny płk Józef Czaplicki (Izydor Kurc) przez swoją nienawiść do AK-owców nazywany „Akowerem”.

Na biurka Różańskiego i Czaplickiego trafiały notatki „agentów celnych”, czyli więziennych kapusiów, rozpracowujących Pileckiego i jego wywiadowców. Dostawał je również wiceminister bezpieki gen. Roman Romkowski (Natan Kikiel), który faktycznie rządził MBP (szef resortu gen. Stanisław Radkiewicz – polski internacjonał, był figurantem).

Niektórych, podległych kierownictwu bezpieki, „oficerów” śledczych ze sprawy Pileckiego wymieńmy w kolejności alfabetycznej (w nawiasach data i miejsce śmierci). Stefan Alaborski (1972, Warszawa, pod zmienionym 12 lat wcześniej nazwiskiem Malinowski), Tadeusz Bochenek (1994, Warszawa), Henryk Buza (1970, miejsce nieznane), Walenty Chmiel (1952, Nieporęt – na skutek postrzelenia), Józef Dusza (1993, Warszawa), Władysław Fabiszewski (1987, Warszawa), Jan Janicki (1997, Toruń), Jerzy Kroszel (1989, Gdańsk), Stefan Skrzypiec (1988, Tarnowskie Góry), Tadeusz Słowianek (1993, Łódź, jako podpułkownik, na przebieg jego kariery nie wpłynęła surowa nagana, potem zatarta, którą otrzymał w 1962 r. za upicie się), Ludwik Woźnica (1988, Łódź). Jak widać, po odejściu z MBP, rozproszyli się po całym kraju. 

 

Dziadziuś z przedsiębiorstwa 

 

W 2009 r. zmarł wspomniany wyżej Marian Krawczyński, jeden z najbardziej „zasłużonych” w sprawie, podpisany pod aktem oskarżenia. Przed wojną skończył zawodówkę, po wojnie pułkownik. 

Po ujawnieniu roli Krawczyńskiego w sprawie rotmistrza Pileckiego dostałem list od osoby, która znała ubeka: „Spotykałem go podczas urodzin mojej koleżanki, jego wnuczki (gdy byliśmy dziećmi). Wiem, że ona go bardzo kochała, zawsze zwracała się do niego »dziadziuś«. Ostatnio rozmawiałem z nim w 2006 r., ok. kwietnia. Opowiadał o podróżach służbowych do Turcji z lat 60-70 [nieźle, jak na byłego śledczego]. Wtedy już wiedziałem, że miał do czynienia z »bezpieką«, choć wyraźnie tego nie sprecyzował. Mówił o »przedsiębiorstwie« jako pracodawcy. Podczas tej rozmowy zrobił na mnie dosyć dobre wrażenie, umiarkowanie miłego starszego Pana, choć był bardzo jak na swój wiek surowy i zdystansowany. Bardzo mało wychodził z domu, pomimo nienajgorszego zdrowia”.

Z dalszej lektury listu znajomego wnuczki Krawczyńskiego można „zrozumieć”, czemu nikt go współcześnie nie ścigał: „Podczas jednego ze spotkań towarzyskich jego córka wspomniała o obecności Krawczyńskiego w sądach i z przekonaniem przekazywała jego słowa, że »może spać spokojnie«. Ponoć zarzekał się, że nie ma sobie nic do zarzucenia. Mówił, że zna okrutnego kata, który mieszka w bloku obok i że »tamten to świnia«. Domyślam się, że chodziło o Chimczaka”. 

 

„Wszystko wybijemy” 

 

Sąsiad Krawczyńskiego to Eugeniusz Chimczak (rocznik 1921 r.), mieszający niedaleko ul. Madalińskiego. Najpierw był śledczym PUBP w Tomaszowie Lubelskim, w końcu pułkownikiem w Warszawie, w bezpiece do… 15.06.1984 r.

– Kiedy bicie nie skutkowało, krzyczał: „My wiemy, że masz twardą dupę, ale w celi obok jest twoja żona, z której wszystko wybijemy” – wspominał Chimczaka mój ojciec, Tadeusz Płużański, oficer Pileckiego do zadań specjalnych. – Spotkałem go w latach 70. na Nowym Świecie, ale nie naplułem mu w twarz.

W celi obok siedziała Stanisława Płużańska, która była w widocznej ciąży i z której Chimczak wybił dziecko – poroniła leżąc nieprzytomna w kałuży krwi w karcerze. Chimczak zmarł w 2012 r. i został pochowany na cmentarzu komunalnym północnym w Warszawie.

Przy ul. Spacerowej mieszkał inny ober-oprawca Jerzy Kaskiewicz, zmarły w 1999 r. To on prowadził pierwsze przesłuchania grupy Pileckiego i wnosił o tymczasowy areszt, do czego „przychylił się” wiceszef Naczelnej Prokuratury Wojskowej ppłk Henryk (Hersz) Podlaski. 

 

„Takich zeznań nie składałem” 

 

Kolejny ubek to Stanisław Łyszkowski, w latach 1955-1956 uczestnik kursu operacyjnego w ZSRS. Na emeryturę przeszedł w 1978 r., w stopniu generała brygady „l”WP, jako dyrektor Departamentu Techniki MSW. Spoczywa na Powązkach Wojskowych w Warszawie.

Za stworzenie systemu przemocy współodpowiadał ppłk Ludwik Serkowski, zmarły w 1990 r. w Warszawie. Jego podwładny, a zarazem bezpośredni szef śledczych z Rakowieckiej, Bronisław Szymański, urodził się w 1922 r. w Omsku. Oddelegowany przez NKWD do 1 Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki, trafił następnie do centrali MBP. W 1954 r. odwołany do ZSRS. Ślad po nim zaginął.

4 listopada 1947 r. Witold Pilecki, w obecności Krawczyńskiego i „prokuratora” Naczelnej Prokuratury Wojskowej mjr Zenona Rychlika potwierdził, że złożone w śledztwie zeznania były dobrowolne. „Opieka” śledczego powodowała, że powiedzenie „prokuratorowi”, iż zeznania zostały wymuszone, mijało się z celem. Każda próba powiedzenia prawdy kończyła się wznowieniem śledztwa, czyli ponownymi torturami. Pamiętać trzeba również, że „prokurator” przychodził do więzienia, gdzie rządziła bezpieka i był na ogół osobą starannie wyselekcjonowaną. 

Odwołać zeznania można było dopiero przed „sądem”, z czego skorzystał rotmistrz. Na swoim procesie stwierdził: „protokoły podpisywałem przeważnie nie czytając ich, bo byłem wówczas bardzo zmęczony”. A mój Ojciec – Tadeusz Płużański: „W śledztwie takich zeznań nie składałem. W wielu wypadkach oficer śledczy nie zapisał tego, co zaznaczałem”.

Polscy niepodległościowcy mówili tak, gdyż sala „sądowa” też była wypełniona „śledziami”. A w niniejszym tekście wyjaśniłem, co to „zmęczenie” oznaczało i z czego wynikało.

Tadeusz Płużański

 

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną