Michalkiewicz: Gestapowiec, czy Żyd? (FELIETON)

“Ty Żydu, gestapowcze!” - tak Anna Strońska cytuje kobietę, która w tych dwóch słowach zamknęła dwie największe nienawiści swojego życia. Rzeczywiście – w książce pani Alicji Jarkowskiej “Brunatna pajęczyna” o gestapowskiej agenturze w dystrykcie krakowskim, aż się roi od konfidentów Gestapo narodowości żydowskiej.
Dobrze, że ten wątek został wyeksponowany, podobnie – jak w innych książkach - wątek żydowskiego współuczestnictwa w komunistycznym ludobójstwie, przy którym to hitlerowskie sprawia wrażenie jakiejś amatorszczyzny. Teraz oczywiscie jest inny rozkaz – że o komunistycznym ludobójstwie raczej nie wspominamy, a jeśli już z jakichś powodów musimy – to starannie omijamy wspomniany wątek żydowski – żeby nie wprowadzać niepotrzebnych zgrzytów do narracji, według której Żydowie są wyłącznie ofiarami. Dlatego jeśli nawet przeprowadzają operację ostatecznego rozwiązania kwestii palestyńskiej w Strefie Gazy, to postępowa i miłująca pokój część ludzkości, albo taktownie tego nie dostrzega, a jak już z jakichś powodłów musi, to ubolewa nad losem biednych Żydów, którzy zostali zmuszeni do dokonywania takich przykrych, pociągających za sobą traumatyczne przeżycia – rzeczy. Nawiasem mówiąc, wątek nie tyle gestapowski, co folksdojczowski, znalazł miejsce w literaturze, o czym świadczy niezwykle popularny w czasie okupacji pastriotyczny wierszyk: “Popatrz matko, popatrz ojcze! Oto idą dwaj folksdojcze. Co za hańba, co za wstyd! Jeden Polak, drugi Żyd.”
Wspominam o tym wszystkim w związku z dysonansem poznawczym jaki muszą przęzywać zatrudnieni przez firmę “Onet”, tubylczy fukcjonariusze Propaganda Abteilung. Chodzi o to, że zgodnie z aktualną linią polityczną nie tylko Republiki Federalnej Niemiec, ale i Reichsfruhrerin Urszuli Wodęleje, na tym etapie nienawidzimy Putina. To jasne – I do tego funkcjonariusze zdązyli sie wprzyzwyczaić, podobnie, jak do tego, że krynica prawdy i mądrości bije w Wydziale Propagandy Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Ukrainy, skąd czerpią nie tylko zwykli funkajonariusze, ale nawet funckjonariusze Judenratu, zazwyczaj przestrzegający koszerności, to znaczy – przyjmujący do wiadomości tylko prawdy opatrzone stosownym certyfikatem. Gdyby tylko tak było, to ni byłoby zadnego dysonansu poznawczego. Tymczasem w ostatnich miesiącach pojawił sie on za sprawą amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa. Jak wiadomo, wyhamowuje on rewolucję komunistyczną w Stanach Zjednoczonych, między innymi zakręcając rządowe finansowe kurki rozmaitym organizacjom pozarządowym. Te organizacje, których w Polsce jest ponoć kilkadziesiąt tysięcy, mają to do siebie, że w wiekszośc są podłączone jak nie do rządowych kurków finansowych, to do samorządowych, a najbardziej cwane – do kurków unijnych – dzięki czemu mogą używać życia całą paszczą. Akurat czytam hagiograficzną książkę o rewolucyjnej jamnicy Róży Luksemburg, z której wynika, że na walce o wyzwolenie i szczęście ludu pracującego miast i wszy, jeśli nawet nie można się dorobić, to w kazdym razie można wygodnie żyć aż do śmierci. Trudno zatem się dziwić, że skoro prezydent Donald Trump w celu wyhamowania rewolucji komunistycznej w Ameryce zakręcił kurek organizacjom pozarządowym, które w Ameryce eksportowały tę rewolucję do wszystkich amerykańskich wasali na świecie oraz tym z zagranicy, które – przyssane do amerykańskich rządowych kurków finansowych – tę rewolucję w państwach wasalnych importowały. Na przykład sędziowski gang pod nazwą “Wolne sądy”, zrzeszający płomiennych szermierzy praworządności płci obojga, a właściwie – wszystkich 77 płci – właśnie został odcięty od amerykańskiego rządowego kurka. Czy nie dlatego właśnie – na zasadzie symetrii - vaginet obywatela Tuska Donalda i to nawet nie żadna tamtejsza ministerialna vaginessa, tylko pan minister Domański dostał rozkaz zakręcenia rządowego kurka sędziom Trybunału Konstytucyjnego, którego vaginet obywatela Tuska Donalda “nie uznaje”? Jak wy nam tak – to my wam tak!
Wracając do dysonansu poznawczego, to polega ona na tym, że fukcjonariusze zaczynają się gubić, kogo właściwie bardziej nienawidzą. Bo, że powinni nienawidzić Putina – to jasne. Od kilku miesiecy wiadomo też, że p;owinni nienawidzić Donalda Trumpa. No dobrze – ale co zrobić w sytuacji, gdy prezydent Donald Trump zaczyna drzeć koty z prezydentem Putinem? “Kto winowat iz nich, kto praw?” - zapytywał ruski bajkopisarz Kryłow. Przypomina mi to informację z żydowskiej gazety dla Polaków, wydawanej przez Judenrat z Czerskiej, że w Nowym Jorku Murzyni biją Żydów. Widać było, że autor informacji nie wie, z kim właściwie ma sympatyzować. Został bowiem wytresowany, że jak biją Żydów – to oczywiście źle. No tak – ale jak biją Murzynów – to też źle. A tu Murzyni biją Żydów. Ładny interes! Jak tu odnaleźć moralną busolę, komu dać klapsa, a kogo pogłaskać?
Tymczasem sprawa dodatkowo się skomplikowała, bo – jak wiadomo – pierwszą ofiarą wojny jest prawda. Otóż prezydent Trump, który uzgodnił w Arabii Saudyjskiej z Ukraińcami 30-dniowy rozejm z Rosją, wysłał swego emisariusza do Moskwy, zeby do tej “koncepcji” - jak powiedziałby Kukuniek – przekonał prezydenta P:utina. On niby to się przekonał, ale zamiast przyjąć ukraińskie warunki bezwarunkowej kapitulacji, zaczął kręcić i chachmęcić – słowem – stawiać warunki. Wywołało to wśród funkcjonariuszy i innych srodowisk miłujących pokój ogromne oburzenie – bo któż to widział, taką zatwardziałość? A jakby tego było mało, to sytuacja dodaftkowo się skomplikowała. Chodzi o to, że prezydent Trump poprosił prezydenta Putina, by darował życie “tysiącom” ukraińskich żołnierzy, który znaleźli się w rosyjskim okrążeniu w obwodzie kurskim. Prośba w zasadzie uzasadniona – ale co z tego, skoro w jej następstwie, “piłka”, która wydawała się już definitywnie przejść na stronę rosyjską, znowu znalazła się po stronie ukraińskiej, bo zimny ruski czekista powiedział, iż owszem – ale najpierw ci żołnierze muszą złożyć broń i się poddać – a taki rozkaz może wydać tylko strona ukraińska. Ale strona ukraińska rękami I nogami sie przed tym broni, podobnie jak prezydent Zełeński rękami I nogami broni się przed podpisaniem z prezydentem Trumpem umowy o minerałach – bo podobno 16 stycznia sprzedał je na pniu Angielczykom w zamian za co oni podpisali z Ukrainą umowę o “stuletnim partnerstwie”. Toteż ukraiński sztab gnereralny wprawdzie przynał, że część ukrainskiego wojska “wycofała się” z Suży, ale gdzie indziej – “trwają walki”. Znaczy się – jakaś grupa wyrwała się z okrążenia, a pozostałych Rosjanie dziesiątkują. Tymczasem prezydent Trump poprosił Putina, żeby darował im życie. Niby z jednej strony dobrze, ale z drugiej – niedobrze – bo “piłka” wskutek tego znowu znalazła się po stronie ukraińskiej, stawiając ją w szalenie kłopotliwej sytuacji. Okazało się nie tylko, ile racji miał Klucznik Gerwazy twierdząc, że “wygraj w polu, a wygrasz i w sądzie” - ale również – że i nie miłować ciężko - i miłować.
Stanisław Michalkiewicz