Mieszkańcy Czerwonego Boru spacerowali przed ośrodkiem dla imigrantów

Zaniepokojeni mieszkańcy z okolic Czerwonego Boru na Podlasiu zebrali się w niedzielę po południu przed tamtejszym ośrodkiem dla imigrantów. Niektórzy zobaczyli w nich od razu „nazioli, którzy szykowali się do ataku”.
To była niedziela z emocjami zarówno dla mieszkańców z okolic Czerwonego Boru, jak i imigrantów, którzy zostali umieszczeni w tamtejszym ośrodku. Przed budynek przyszło kilkadziesiąt osób z okolicznych wsi.
- „Szykowany atak na ośrodek. Atak nazistowskich bojówek na ośrodek w Czerwonym Borze. Media proszone o przybycie!” - panikowali na Fecebooku Obywatele RP.
Prawda wyglądała zupełnie inaczej. Pomyłkę grzecznie wyjaśnił im jeden z uczestników.
- „Byłem na miejscu. Zgromadzeni to zwyczajni mieszkańcy okolicznych miejscowości, bez powiązań z żadnymi partiami politycznymi czy ruchami ideologicznymi. Jedyne, co nas łączy to bliskie lub dalsze sąsiedztwo ośrodka i obawa o bezpieczeństwo naszego regionu. Skrzyknęliśmy się spontanicznie, po sąsiedzku. Pomówienia o nazizm, czy próbę ataku na ośrodek są absurdalne i żałosne. Z tego co wiem nawet karalne i to srogo!” - napisał.
O zdarzeniu wiedziała również Policja. Funkcjonariusze pojawili się na miejscu.
- „W okolicach ośrodka odbył się „spacer obywatelski” - wyjaśnił Wirtualnej Polsce mł. insp. Tomasz Krupa, rzecznik Komendanta Wojewódzkiego Policji w Białymstoku. - „Policjanci na miejscu ustalili tożsamość osób, które tam były. To była grupa około 50 osób.
„Spacer” przebiegał spokojnie. O żadnym „ataku” nie było mowy. Uczestnicy rozmawiali przyjaźnie z funkcjonariuszami. Ani policjanci, ani mieszkańcy nie widzieli obok siebie żadnego „naziola”.
W ośrodku w Czerwonym Borze bez jakichkolwiek rozmów, uzgodnień, konsultacji społecznych umieszczono blisko stu imigrantów. Mieszkańcy skarżą się, że migranci chodzą grupami po okolicy, zaglądają do okien i na podwórka. Mają też naciskać na klamki.
- Nigdy wcześniej takich sytuacji nie było – wyjaśnili w rozmowie dziennikarzami. - Boimy się wypuszczać dzieci do szkoły. Odwozimy je, żeby nie chodziły same. To chyba nie jest w porządku, żebyśmy we własnej wsi czuli się zagrożeni... Nie jesteśmy rasistami, ale domagamy się bezpieczeństwa.