Młodzi, gniewni, zbuntowani (FELIETON)

Oglądamy Familiadę. Karol Strasburger raczy nas czerstwym dowcipem. Nic nowego pod słońcem. Pada pytanie o bunt – a właściwie co go dookreśla. Odpowiedź? Młodość. Niby banalna, a jednak wyzwalająca zgrane klisze.
Starsi od zawsze oskarżają bowiem narybek o niecne pobudliwości. I od zawsze próbują odrzeć je z sensu. A to błąd fundamentalny. Są wprawdzie "pobudliwcy" bez idei, ale również tacy, którzy nadają buntowi osobliwą wzniosłość.
Do tej pierwszej kategorii zaliczam "używaczy – wódkowych", palaczy i amatorów zioła. Druga grupa to nonkonformiści. Nie znoszą zastanej rzeczywistości, a bardziej – swoich nietwórczo butnych rówieśników. Kończą przykuci do torów, pewnie licząc, że niejedno Pendolino wykolei się w walce z klimatyczną katastrofą.
Gdzie się zatem zaciągnąć? Do smakoszy wódki, czy ostatniego pokolenia? W zasadzie jeden diabeł – i tak nie utrzymam się na nogach. Podoba mi się opcja trzecia: będę walił Giertycha (konia), zlewał Żurka i "niebał" Tuska.
Skąd u mnie ten przemożny radykalizm? A no zwyczajnie – koryto mi jeszcze nie obrodziło. Nie spadły frukta. Jestem na peryferiach – i to daje mi znaczącą swobodę. Mogę na przykład dekonstruować mity.
Choćby takie, że politycy nasiąkają za młodu poglądami jak skorupka, a potem na starość trącą. Giertych i Tusk trącą wszelako wszystkim, poza zwartą substancją ideową. Pod tym względem są jak osławiona „czysta woda” – wchłoną każdą treść poglądową, byle drgnęły słupki. Tak było z uchodźcami. Tak było z podejściem do straży granicznej. Tak było z projektem CPK.
Zresztą, co tu dużo gadać – igła ideowej busoli przestała kręcić się im już dekady temu. Gdy Tusk wyrodził się z liberalizmu, a Giertych z Wszechpolski.
Ze mną będzie inaczej. Dobra konserwa trąci bowiem przy każdym otwarciu – niezależnie od terminu zdatności.