"Zmiany" w rządzie, czyli preludium przed ostatecznym rozwiązaniem kwestii polskiej
/
Donald Tusk ogłosił w środę zmiany w rządzie. Wcześniej media dmuchały balon i większość obserwatorów życia politycznego czekała na jakieś trzęsienie ziemi. Czyżby niepokorny Gowin, ładna, ale głupiutka Mucha, a może nieudacznik Arłukowicz mieli odejść? Nic takiego się nie stało i nie o personalia tu chodzi.
Donald Tusk jak Garri Kasparow poprzesuwał swoje pionki na szachownicy nikogo jednak nie zbijając. Za nowość uznawany jest jedynie Bartłomiej Sienkiewicz, który został ministrem spraw wewnętrznych. To człowiek, który pracował w służbach specjalnych w analitycznych pionach. Jak mówił Donald Tusk zna go już kilkanaście lat i jest to jego zaufana osoba.
Jednoczesne przesunięcie na stanowiska szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Jacka Cichockiego byłego szefa MSW i Sekretarza Kolegium ds. Służb Specjalnych przy Radzie Ministrów oznacza, że Tusk zwiera szyki na ostatniej prostej swojej władzy.
Otoczenie się ludźmi ze służb na kluczowych stanowiskach to próba zwiększania kontroli otoczenia władzy, opozycji i ukształtowanie takiego przekazu do podległych dziennikarzy i mediów, w których Donald Tusk - "uśmiechnięty, wesoły, młody i wyprostowany, a wiec przyjazny premier będzie w dalszych ciągu alternatywą dla zrzędliwego, starego i zgrzybiałego Jarosława Kaczyńskiego, u którego przez godzinę konferencji prasowej trudno doszukać się choćby minimalnej mimiki twarzy wyrażającej zadowolenie z czegokolwiek".
"Zmiany" w rządzie to przygotowanie się Tuska do decydującego natarcia politycznego na opozycję przed końcem kadencji Sejmu i wyborami do europarlamentu, ale także do rozprawienia się z "wichrzycielami" jak Gowin we własnych szeregach. Stąd zapowiedź, że wkrótce czeka nas ponowne przemeblowanie rządu.
Mianowanie zaś wicepremierem ministra finansów Jacka Rostowskiego - bezlitosnego łupieżcę oznacza, że Donald Tusk weźmie za pysk narzekający coraz bardziej na "jego miłość" naród. Na młodych narodowców będzie miał policję, prowokacje i wodne armatki, a na resztę społeczeństwa jeszcze większe podatki.
Policzek otrzymał też wicepremier i szef ludowców pracowity i koncyliacyjny Janusz Piechociński. Wczorajszymi "zmianami" w rządzie Donald Tusk metaforycznie zawitał do niego ze sforą groźnych psów i usłużnym ekonomem chcąc mu powiedzieć tym samym: "Dzieciaku, co ty chciałeś!? Realną władzę ma ten kto ma służby i kasę w ręku, a nie program i wizję merytorycznej pracy dla państwa".
W dalszym ciągu chodzi więc tylko o PR. Nie wiem czy zwrócili Państwo uwagę, ale w TVN24 już w czasie konferencji prasowej premiera o zmianach w rządzie jako jedną z trzech głównych informacji o nowym szefie MSWiA Bartłomieju Sienkiewiczu podawano, że to pochodzi on z rodziny Henryka Sienkiewicza.
Jakie ma to znaczenie dla jego merytoryczności jego przyszłych rządów w ministerstwie - oczywiście żadne. Ale medialnie jest doskonałym argumentem "ZA" nowym ministrem. Zresztą sam Donald Tusk gdy przedstawiał kandydata nie mógł z oczywistych względów, tak korzystnej rekomendacji jak związki rodzinne ze znanym pisarzem nie wymienić.
Donald Tusk na informację o "zmianach" w rządzie wybrał moment doskonały. Oto w tym samym czasie jego posłowie dożynali polską suwerenność w postaci głosowania za Paktem Fiskalnym, a media i niedouczeni dziennikarze dorabiający u polityków, wolą z oczywistych względów wątki personalne, niż jakiś tam skomplikowany ekonomicznie do opisania Pakt Fiskalny.
Sam premier potwierdził gradację ważności jego priorytetów na konferencji prasowej. Po wygłoszeniu mowy o "zmianach" w rządzie, drugą kwestią jaką się zajął były... przeprosiny dla reżyserki Agnieszki Holland za słowa Stefana Niesiołowskiego, trzecią... skarcenie narodowców, którzy w formie happeningu przerwali wykład prof. Magdaleny Środy, a dopiero na końcu zaczął mówić o istotnym w skutkach dla Polski Pakcie Fiskalnym.
Czy zmiany w rządzie były istotnie zmianami? Absolutnie nie. To raczej lekki lifting i to w stylu Berlusconiego. Jednak inaczej niż w przypadku byłego premiera Włoch ograniczającego się do lekkiego przypudrowania noska, to piarowska akcja szyta grubymi nićmi pod wszechwładzę Tuska w partii i kraju.
Paweł Zbrojewicz
fot. Dominik Różański/prawy.pl
Źródło: prawy.pl