Uchodźcy, czy programowy Potop
Kompletujemy te zdarzenia, coraz bardziej opuszczając szczękę ze zdziwienia. Na domiar złego establishmentowe autorytety zdają się zagrożeń nie dostrzegać. Kazik Szczuka, (czy jak mu tam na imię dali), czy nieapetyczny profesor Harchman, (nie pomnę dokładnie nazwiska) i wielu, wielu innych niezmiennie dmą w swoje liberalne dudy, prowadząc zdezorientowaną gawiedź na skraj przepaści. Czyżby kryzys instynktu samozachowawczego? A może zmierzch zasad logiki? Niestety. Nie wydaje mi się. Akcja zmasowanej, postępującej degrengolady znanego nam świata, coraz bardziej sprawia wrażenie głęboko przemyślanej i perfekcyjnie zorganizowanej, której początków doszukiwać się można naście, jeśli nie dziesiąt lat wstecz.
Pomijając podwaliny historyczne, nie cofając się zbyt głęboko, zastanawiam się cóż za idea nakazuje europejskiej wspólnocie zapomnieć o ratyfikowanych prawach dotyczących uchodźców, które jasno stanowią, iż państwem zobowiązanym do udzielenia pomocy jest przede wszystkim pierwszy kraj emigracyjnego nawiedzenia. Czyż wspólnotowym problemem byłaby pomoc Grecji, czy słonecznej Italii we wzmocnieniu granic oraz w zorganizowaniu powrotnej ewakuacji dwuznacznych przybyszów? Na pewno nie. Europa jednak woli preferować chaos, niekończące się pielgrzymki hord gwałcicieli i rabusiów, tłumy przechodnich dzieci i skrajny deficyt matek. Dlaczego? i po co? - cisną się podstawowe pytania. Ale, czy takie pytania zadaje sobie przeciętny, słoweński Anton, włoski Marco, czy francuski Jean-Pierre. Otóż nie. Cała ta europejska, cywilizowana populacja ma swoje regionalne portki pełne strachu. Mają tylko jedno, wspólne pragnienie, aby ten niekończący się pochód wreszcie się skończył. A niech w cholerę dotrą tam gdzie chcą, byleby ich już „u nas” nie było. No i dziwować się nie ma czemu.
Każdy ma coś do stracenia. Jeden sakwę gromadzonych przez lata euro, inny dwie dorodne córy. Kolejny właśnie zakończył malowanie solidnego płotu, oddzielającego jego domostwo od szlaku przemarszu „emigrantów”. Następny posiada znaną genetycznie hodowlę domowego inwentarza, której czystość rasowa uzależniona jest od panującego wokół spokoju w trakcie wyselekcjonowanej prokreacji. I tak dalej, i tak dalej.
Stanowimy łatwy cel, spowici współczesnym konsumpcjonizmem i obarczeni ograniczającym posiadaniem. Po drugiej stronie płotu mamy hałastrę, posiadającą tylko tyle ile udźwignie, a i to niekiedy nie przekracza wagi podręcznego telefonu. Masz człeku wiedzieć i przeczuwać, że ci ludzie przyszli po twoje. Pragną tego wszystkiego, czego ty pożądałeś, mając zaledwie kilka lat. Z tą różnicą, że żaden z nich nie wygląda na rozmarzonego oseska. Pragną tego co ty masz. I tak musisz Europejczyku myśleć. Bój się zatem, przejawiając pełną gamę objawów naturalnego strachu. Od prymitywnej sraczki, przez inicjatywne wzmocnienie swojego ogrodzenia, aż do przesadzonego zainwestowania w budowę betonowego, antyterrorystycznego schronu. Tak oto obywatel Europy, wczesnych dekad dwudziestego pierwszego wieku ma realizować swoje konstruktywne myślenie obronne, nie zawracając sobie głowy poszukiwaniem winnego całego tego zamętu.
Czyż jednak nie warto przez chwilę zastanowić się nad tą wyjątkową sytuacją. Pomijając teorie, a ściślej praktyki spiskowe, o udziale światowych łajdaków w całym tym, destabilizującym przedsięwzięciu, nie powinniśmy odwołać się do struktur, których naczelnym zadaniem jest zapewnienie nam - obywatelom bezpieczeństwa? Czyż nie mamy prawa wymagać ochrony naszych granic? Czy neutralizacja naszych globalnych niepokojów nie powinna leżeć komuś głęboko na sercu? Czy systematyczne rozbrajanie nie wpływa na naszą bezbronność? Na każde z tych i masę innych pytań, padających w tej kwestii jawi się jedynie słuszna odpowiedź, wskazująca bezpośrednio odpowiedzialnego, – PAŃSTWO.
Dzisiaj, aż dudni głos kandydata na prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa, promującego plan dla swego kraju, którego realizacja mogłaby jeszcze uratować Europę. Brak zastosowania przez rządy państw europejskich trzech podstawowych zasad Jego planu, doprowadzi do wtórnego zdziczenia kontynentu. „Państwo bez granic nie jest już państwem”, „Naród bez prawa nie jest narodem” i „Państwo nie służące obywatelom nie jest państwem”. Czyż naruszenie tych, tak logicznych i prostych, tez nie leży u podstaw całego, europejskiego zamieszania?
Wróćmy zatem do wcześniej zadanego pytania; „Dlaczego?” i „Po co?”. Masz współczesny Europejczyku sam poprosić swych demokratycznie wybranych włodarzy o opiekę. Masz wyrazić pełną aprobatę ograniczenia swoich praw. Masz przyklasnąć masowemu rozbrajaniu obywateli. Masz z radością czekać w kolejce na wszczepienie lokalizacyjnego czipa. Masz z ulgą potraktować implant detektora ruchu, umieszczony na samym wierzchołku twego niesfornego prącia. Masz z wyrozumiałością żegnać nieprzydatnych starców w eutanazyjnym wymarszu. Masz z uśmiechem przyjmować wszystkie medyczne nowinki, wystawiając obnażone ramie, w gotowości przyjęcia kolejnych szczepionek.
Wszak to wszystko przecież dla twojego dobra i twojego bezpieczeństwa.
Zerkam z zazdrością na potencjalnego prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Chwilę później omiatam wzrokiem działania współczesnych mi Europejczyków. Konstatacja jawi się bolesna; „Każdy ma takiego Donalda na jakiego zasłużył”.
Źródło: prawy.pl