Dziś od rana rozpoczęła się zaplanowana na ten tydzień likwidacja "dżungli", czyli nielegalnego obozu arabskich i murzyńskich imigrantów w północnej Francji w Calais. Likwidacji obozu pilnuje ponad tysiąc dwustu policjantów i żandarmów. Jednak nawet oni nie są w stanie w pełni zapanować nad zamieszkami, które wywołali uchodźcy, działacze organizacji lewicowych i "obrońców praw człowieka".
W obozie przebywa w tej chwili od sześciu do ośmiu tysięcy migrantów, w większości z Afganistanu, Sudanu i Erytrei. Zostaną oni podzieleni na cztery grupy - dorosłych, samotnych nieletnich, rodziny i niepełnosprawnych lub chorych i rozdzieleni do ośrodków w całej Francji. Na dzisiaj zamówiono sześćdziesiąt autokarów, na wtorek - czterdzieści pięć, a na środę - czterdzieści. Część z uchodźców - nieletni ma być umieszczona w ośrodku w Calais. Trwają negocjacje z Wielką Brytanią w kwestii przyjęcia tych, których rodziny już mieszkają w Wielkiej Brytanii. Jednak władze w Londynie nie chcą się na takie rozwiązanie zgodzić.
Zgodnie z obawami organizacje lewicowe i pro-imigranckie, takie jak anarchistyczne ugrupowanie No Borders rozpoczęły "czynny opór przeciw likwidacji obozu w Calais". Wcześniej około 10 organizacji humanitarnych zaniepokojonych tempem, w jakim rząd zamierza zamknąć „dżunglę” wzywało do odłożenia likwidacji obozu. Obrońcy praw człowieka apelowali o „bardziej dogłębne zbadanie potrzeb” mieszkańców „dżungli” oraz oszacowanie „ryzyka związanego z ewakuacją” w obecnych warunkach.Do odłożenia likwidacji wzywało ok. 10 organizacji humanitarnych zaniepokojonych tempem, w jakim rząd zamierza zamknąć „dżunglę”. Obrońcy praw człowieka apelowali o „bardziej dogłębne zbadanie potrzeb” mieszkańców „dżungli” oraz oszacowanie „ryzyka związanego z ewakuacją” w obecnych warunkach.