W jaki sposób jednocześnie zablokować niewygodne dla rządu manifestacje i podlizać się biskupom? Wydaje się, że upieczenie tych dwóch pieczeni na jednym ogniu jest niemożliwe. A jednak... Prawo i Sprawiedliwość sposób znalazło.
Forsowana na siłę przez Prawo i Sprawiedliwość pod pretekstem uniemożliwiania zakłócania kościelnych procesji ustawa o zgromadzeniach publicznych może de facto stanowić narzędzie do blokowania niewygodnych dla władzy manifestacji. Daje ona bowiem pierwszeństwo zgromadzeniom organizowanym przez władze kraju i Kościół oraz związki wyznaniowe. Łatwo sobie wyobrazić sytuację, w której w na kilka dni przed np. Marszem Niepodległości władze państwowe zgłoszą konkurencyjną manifestację w celu niedopuszczenia do odbycia się uroczystości organizowanej przez narodowców. Zgodnie z zapisami tej ustawy Marsz Niepodległości musiałby wówczas zostać odwołany, lub w najlepszym przypadku puszczony inną trasą, ale i to można byłoby zablokować. Chciałoby się rzec, szczwany plan rodem z duńskiej komedii „Gang Olsena” czy brytyjskiej produkcji „Czarna Żmija”, bo paradoksalnie może on obrócić się przeciwko samemu PiS-owi. Nietrudno wyobrazić sobie sytuację, w której do władzy dochodzi opcja przeciwna – przy tylu posunięciach uderzających w Polaków PiS powinien raczej spodziewać się zdecydowanie mniejszego poparcia w kolejnych wyborach – która będzie blokowała ni mniej ni więcej tylko PiS-owskie imprezy organizowane przez tuby propagandowe tejże formacji. Zagrożenie jest zupełnie realne, na co wskazuje – oprócz zaniepokojonych organizacji i stowarzyszeń zarówno z lewej, jak i skrajnie prawej strony – chociażby Rzecznik Praw Obywatelskich.
Prof. Agnieszka Grzelak reprezentująca Rzecznika Praw Obywatelskich, biorąca udział w dyskusji nad projektem podczas posiedzenia sejmowej Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych poinformowała: „Projekt ten naszym zdaniem jest sprzeczny z konstytucją oraz ze standardem międzynarodowym, który wynika z orzecznictwa Trybunału Praw Człowieka, jak również z wytycznych OBWE dotyczących prawa do zgromadzeń”.
Rzecznika Praw Obywatelskich niepokoi nierówne traktowanie organizatorów zgromadzeń. – Niepokojące jest to, że pierwszeństwo mają mieć zgromadzenia organizowane przez władzę publiczną, a nie przez obywateli – mówiła prof. Grzelak. - Jednocześnie projekt ogranicza w bardzo poważny sposób możliwość zorganizowania kontrdemonstracji, które to ograniczenie jest ograniczeniem swobody zgromadzania się i wyrażania własnych poglądów - dodała. Zdaniem RPO „projekt narusza zasadę zaufania obywateli do państwa i prawa, bowiem powoduje, że organizatorzy zgromadzeń, którzy zgłosili chęć zorganizowania zgromadzenia i przygotowują się do niego, mogą w krótkim czasie, przed terminem dowiedzieć się, że w tym samym miejscu i czasie będzie będzie organizowane zgromadzenie przez inny podmiot, który według projektu ma mieć pierwszeństwo, co stawia ich w trudnej sytuacji”.
Wartym odnotowania jest fakt, że ustawa była procedowana i została przegłosowana w trybie przyspieszonym i nie przewiduje vacatio legis. Pytanie, skąd ten pośpiech? Co ma się wydarzyć, że PiS na gwałt usiłuje ograniczyć prawa obywateli do kontrmanifestacji? Czy jest to bardziej zaawansowany etap tworzenia tzw. demokracji uczestniczącej, czyli ograniczenie prawa obywatela do wyrażania własnych poglądów? Na te i wiele innych pojawiających się pytań odpowiedź poznamy zapewne w niedalekiej przyszłości. Tyle, że trochę strach myśleć, co ona przyniesie...