Rząd Beaty Szydło gładko zaakceptował wynegocjowaną przez Komisję Europejską – jeszcze w czasie rządu Donalda Tuska – umowę CETA (o handlu z Kanadą). Umowa ta stanowi nową jakość w procesie likwidacji suwerenności państw narodowych w Unii Europejskiej. Państwa narodowe nie są pozbawiane swoich symbolicznych atrybutów, ale wzorem landów w II Rzeszy, są systematycznie pozbawiane rzeczywistej władzy.
Na czym polega istota tej umowy? Otóż proces globalizacji to proces budowy takiego systemu międzynarodowego, w którym buduje się hegemonię najsilniejszych państw. Hegemonię przede wszystkim Stanów Zjednoczonych i najsilniejszych państw europejskich – kosztem państw mniejszych i słabszych. Budowa hegemonii, oprócz wymiaru militarnego, polega przede wszystkim na budowie hegemonii ekonomicznej. To najsilniejsze państwa dysponują najpotężniejszymi korporacjami i interes tych korporacji staje się instrumentem budowy przewagi hegemonicznej. Dlatego, zgodnie z „konsensusem waszyngtońskim”, mniejsze państwa są „zachęcane” do otwierania własnych rynków, liberalizowania przepływów finansowych, zmniejszania opodatkowania korporacji i koncernów, szybkiej prywatyzacji „po cenach rynkowych”, do deregulacji i generalnie rezygnacji państwa z suwerennego kształtowania własnej polityki społeczno-gospodarczej. Ten mechanizm służy kolonizacji słabszych państw i ich gospodarek.
Istotnym elementem zabezpieczającym w tym procesie było narzucenie takim państwom jak Polska specjalnych umów o wzajemnych inwestycjach. W takich umowach rezygnowano z suwerenności sądowej w rozstrzyganiu sporów pomiędzy międzynarodowymi korporacjami a państwami na rzecz międzynarodowego arbitrażu. Dzięki temu międzynarodowe korporacje zabezpieczały własne interesy na terenie państw, w których inwestowały. W rezultacie stworzono system, w którym państwa takie, jak Polska, tworzą przede wszystkim zaplecze taniej siły roboczej i bezproblemowego transferu zysków. Stworzono nowoczesne gospodarki neokolonialne.
Dlatego też układ CETA, który poprzedza układ TTIP (z USA), oprócz rezygnacji państw z różnego rodzaju suwerenności w zakresie ochrony własnej produkcji, standardów żywnościowych, tzw. klauzuli ostrożnościowej i innych norm wprowadza „ulepszony system arbitrażu”, którego składu już nie wyznaczają oba państwa (jak w umowach bilateralnych), ale Komisja Europejska i rząd – w przypadku CETA rząd kanadyjski, a w przypadku TTIP – amerykański. Oznacza to, że poszczególne państwa nawet nie będą reprezentowane w systemie arbitrażowym, który będzie rozstrzygał nie tylko kwestie sporów handlowych, ale też sporów o możliwe „utracone zyski” – jeżeli dane państwo wprowadziłoby taką politykę, która nakładałaby restrykcje na międzynarodowe korporacje – na przykład w zakresie ochrony pracy czy bezpieczeństwa żywności. Polska już doświadczyła skutków takiego „międzynarodowego arbitrażu” w postaci kilkuletniego sporu z zagraniczną firmą Eureko w sprawie sprzedaży PZU, gdy została zmuszona do rezygnacji z procedowania przed polskimi sądami na rzecz zewnętrznego arbitrażu, który kosztował polskie państwo aż ponad 9 miliardów złotych. Międzynarodowe korporacje mają bowiem pozamerytoryczne środki perswazyjne i dlatego w sporach z państwami jeszcze nigdy nie przegrała żadna korporacja amerykańska.
Mechanizm arbitrażowy, a także inne mechanizmy wprowadzone w umowie CETA, oznaczają, że praktycznie wszelka polityka państwa w zakresie, w jakim oddziałuje na funkcjonowanie obcych korporacji, musi być uzgadniana z tymi korporacjami, bo w przeciwnym razie będzie represjonowana wyrokami „międzynarodowego arbitrażu”. Oznacza to zupełną rezygnację z suwerenności w zakresie polityki społeczno- ekonomicznej, usług publicznych i wielu innych dziedzin. To zupełna kapitulacja państwa narodowego na rzecz międzynarodowych korporacji i finansistów oraz powrót do klasycznego systemu kolonialnego. To wielkie zagrożenie dla naszego rozwoju gospodarczego, a zwłaszcza dla polskich aspiracji przezwyciężenia neokolonialnego charakteru naszej gospodarki. Przyjęcie CETA oznacza, że polskie państwo rezygnuje nie tylko z suwerenności w obszarach, którymi są zainteresowane międzynarodowe korporacje, ale to jest także rezygnacja z polityki wyrównania dysproporcji rozwojowych z naszymi zachodnimi sąsiadami. To zgoda na dalszy systematyczny drenaż ekonomiczny naszego kraju. Dlatego też zablokowanie tej umowy jest podstawowym wymogiem polskiej racji stanu. Bo to nie jest umowa o wolnym handlu, ale umowa o przyszłej kolonialnej zależności mniejszych państw i ich gospodarek od państw dominujących w gospodarce obszaru euroatlantyckiego.
Ta umowa to także zaprzeczenie celów politycznych i ekonomicznych deklarowanych przez obecny rząd. To zaprzeczenie „programu” Morawieckiego. Polityka akceptacji CETA to kontynuacja polityki Balcerowicza. Już skończyła się patologiczna „prywatyzacja”, bo nie ma już wielu przedsiębiorstw do sprzedania za bezcen i nastał czas neokolonialnej konsolidacji i dalszego drenażu peryferyjnych gospodarek. Przyjęcie CETA oznacza także dominację korporacji amerykańskich, bo każda większa korporacja amerykańska posiada swoje oddziały w Kanadzie i za ich pośrednictwem może korzystać z tej umowy, A zatem odpada argument, że to umowa tylko z Kanadą, której gospodarka jest znacząco mniejsza od gospodarki Unii Europejskiej. CETA tworzy bowiem nowy model hegemonii mocarstw dysponujących przewagą korporacyjną.
Polska powinna wystąpić przeciwko tej umowie w sposób zdecydowany. Tymczasem rząd Beaty Szydło bez problemu zaakceptował tę umowę, która była negocjowana w czasie rządu Donalda Tuska. W dającej się przewidzieć przyszłości ta umowa umocni peryferyjny charakter gospodarki naszego kraju. Utwierdzi pozycję, która została wyznaczona „planem” Balcerowicza i satelicką polityką kolejnych rządowych ekip, a zwłaszcza rządu Donalda Tuska. Polsce jest potrzebna przede wszystkim polityka przezwyciężenia neokolonialnego charakteru naszej gospodarki i budowy rodzimej przedsiębiorczości. Natomiast ta umowa będzie potężną barierą w realizacji tego celu. Wydawało się, że dojście PiS do władzy będzie zwrotem w polskiej polityce – zarówno wobec Unii Europejskiej, jak też wobec polityki kolonizacji polskiej gospodarki. Niestety, przyjęcie CETA oznacza, że to były tylko propagandowe deklaracje, mające na celu jedynie zatarcie wrażenia kontynuacji satelickiej polityki rządu PO. Charakter zasłony dymnej wobec rzeczywistej polityki PiS-u w tym zakresie ma idiotyczny spór o Trybunał Konstytucyjny, który manipulując hasłami o „powstaniu z kolan” i „obroną suwerenności przed ingerencją Unii Europejskiej” ma na celu zakrycie rzeczywistej polityki partii rządzącej w zakresie sprawy tak fundamentalnej, jaką jest suwerenność w kształtowaniu własnej polityki gospodarczej. PiS już po raz drugi maskuje swoją kapitulację wobec Unii Europejskiej propagandowym sporem – rozniecającym emocje. W latach 2005-07 opinia publiczna była bulwersowana sporem o kartoflane karykatury prezydenta Kaczyńskiego w niemieckich mediach. Fikcyjnie „stanowcze” stanowisko PiS-u i jego rządu w tej sprawie budowało „niezależny” i „suwerennościowy” wizerunek PiS wobec niemieckiej hegemonii w Unii Europejskiej. I pod osłoną tego kartoflanego sporu, PiS zaakceptował traktat lizboński, który zredukował pozycję decyzyjną Polski w strukturach unijnych. Dziś podobną rolę zasłony dymnej odgrywa spór o Trybunał Konstytucyjny. Jego celem jest zamaskowanie kapitulacyjnej polityki rządu PiS w stosunku do neokolonialnej polityki dominujących mocarstw gospodarczych. To nie jest polityka dobrej zmiany, lecz polityka złej kontynuacji – zarówno w stosunku do klęski Polski w traktacie lizbońskim, jak i do satelickiej polityki Donalda Tuska. To kapitulacja kolejnego polskiego rządu przed neokolonialnymi roszczeniami międzynarodowych korporacji i banków. Rząd PiS-u po doświadczeniu z traktatem lizbońskim już po raz drugi pokazuje, że nie chce lub nie potrafi bronić zasadniczych polskich interesów, nie potrafi bronić polskiej suwerenności. Bo zgoda na CETA to jej wyprzedaż.
Marian Piłka