Wreszcie - dopiero po roku - PiS postanowił dać odpór środowisku swoich przeciwników. Po pikiecie z okazji 13 grudnia, druga manifestacja odbyła się przed pałacem prezydenckim w Warszawie.
Zorganizowali ją działacze Klubów Gazety Polskiej. W pikiecie poparcia dla rządu wzięli udział też przedstawiciele Krucjaty Różańcowej, Narodowego Myszkowa, środowiska Adama Słomki.
Choć było trochę rodzin z dziećmi i młodych osób, to przeważali głównie emeryci, podobnie jak na demonstracjach antyPiS, z tym, że widać było, że sympatycy PiS są gorzej sytuowani niż tłuste lemingi.
Podczas wiecu poparcia dla PiS minister kultury Piotr Gliński stwierdził, że „demokracja w Polsce nie jest zagrożona". Apelował, by nie dać się prowokować opozycji, i zaznaczył, że PiS nie pozwoli „na niszczenie polskiej demokracji". Minister Gliński zapowiedział też, że PiS nie ustąpi bo ma mandat społeczny. Wicemarszałek Joachim Brudziński uprzedził, że rząd nie będzie tolerował warcholstwa.
W trakcie demonstracji kilkunastu uczestników (w różnym wieku) nie było wstanie zrozumieć mojej tablicy z hasłami „antyPiS precz" i „antyPiS – awangarda pieniactwa i hucpy". Pomimo że postronne osoby usiłowały im przetłumaczyć, o co chodzi w transparencie, to oporni na treść transparentu uważali, że mój transparent jest antyPiSowski, i że jestem prowokatorem z KODu. Niektórzy byli nawet przekonani, że właśnie tym prowokatorem, który udawał rannego przed Sejmem.
Dla części uczestników moja koszulka „Red is Bad" też była podejrzana (na demonstracjach antyPiS lewicowcy na widok mojej koszulki regularnie wpadają we wściekłość i wyzywają nie od faszystów). Widać, że brakuje mi z częścią zwolenników PiS wspólnego kodu kulturowego i muszę popracować nad poprawą przekazu kierowanego do tego środowiska.
Fot. Jan Bodakowski