TVP funduje neobanderowską propagandę za polskie pieniądze [WIDEO]

0
0
0
/

maria_przelomiec2Desperacka akcja robienia przeciwwagi przez ludzi kultywujących morderców Polaków z OUN-UPA jest prawdopodobnie skutkiem pojawienia się filmu „Wołyń” Wojciecha Smarzowskiego.

Reakcje na powstanie filmu ze strony nacjonalistów ukraińskich kultywujących siepaczy spod znaku Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów oraz jej zbrojnego ramienia Ukraińskiej Powstańczej Armii są żywiołowe. Sam fakt wymordowania 135 tys. polskich cywilów (włącznie z kobietami, dziećmi, czy nawet niemowlętami) oraz stosowania wobec nich wymyślnych przedśmiertnych tortur ich nie przeraża – boją się zupełnie czego innego. Od lat, w sposób tyleż strachliwy, co bezczelny próbują nie dopuścić do rozprzestrzeniania się prawdy o tym banderowskim ludobójstwie. Obserwując internet należy wyciągnąć wniosek, że tyleż fabularny, co bardzo precyzyjnie zrobiony i konsultowany z historykami film „Wołyń” jest od dłuższego czasu traktowany przez nich w tym względzie jako ogromne zagrożenie.

W mediach społecznościowych, pod zwiastunem filmu, czy w rozmaitych dyskusjach pojawiło się morze komentarzy, artykułów i opinii przychylnych propagandzie nacjonalistów ukraińskich. Ten swoisty trolling koegzystuje z bardzo pozytywnymi opiniami na jego temat. Przytłaczająca większość recenzji była więcej niż pochlebna dla produkcji i nie ma się czemu dziwić. Pojawiają się jednak i opinie ludzi złej woli oraz absolutnych dyletantów przedstawianych jako eksperci. Ich irytacja ma charakter tragikomiczny. Największym jednak zaskoczeniem był dla widzów program Marii Przełomiec „Studio Wschód” w TVP poświęcony relacjom polsko-ukraińskim, a raczej ich najbardziej bolesnym zagadnieniom.

Oglądając ten program już po pierwszych minutach niczego dobrego nie należy się spodziewać. Zmęczywszy go jednak do końca można stwierdzić, iż tak siermiężnej i topornej propagandy, z rażącą widza od początku z góry gotową tezą dawno, jeśli chodzi o telewizyjne produkcje nie było. Wykonanie warsztatowe jest więcej niż żenujące. Oczywiście gdyby zrobione to zostało inteligentniej i tak musiałoby zostać obalone przez prawdę. Równie dobrze zwolennicy kłamstw, przemilczeń i manipulacji w kwestii ukraińskiego nacjonalizmu mogliby spróbować nająć dziennikarzy związanych ze Związkiem Ukraińców w Polsce. Bowiem ludzie kojarzeni z tą organizacją zmontowaliby program autentycznie lepiej. W manipulowaniu opinią Polaków w.s. OUN-UPA są wprawieni o wiele bardziej. W „Studiu Wschód” wyszło co wyszło, ale jak można zrozumieć sam argument, iż program firmuje swoim nazwiskiem znana polska dziennikarka ma propagandową wartość samą w sobie.

Ten materiał medialny siłą rzeczy wałkuje po raz kolejny te same chwyty, których nacjonaliści ukraińscy imają się od lat, by wepchnąć sprawę okrutnych ludobójczych zbrodni swoich idoli pod przysłowiowy dywan. Program zaczyna się od próby szantażu emocjonalnego, o którym za chwilę. Maria Przełomiec przechadza się między grobami żołnierzy, którzy zginęli w obronie Ukrainy w trakcie walk na wschodzie z separatystami. Pani redaktor informuje, że jesteśmy na cmentarzu w Łucku, które to jako główne miasto Wołynia kojarzy się nam z „tragedią rzezi wołyńskiej”. Teraz na tym cmentarzu wg niej chowani są żołnierze polegli na wojnie z Rosją. Wprawdzie separatyści przez Rosję są ewidentnie wspierani, jednak o oficjalnej wojnie z krajem Władimira Putina powiedzieć nie można. To sprytne działanie rosyjskie. Jasne.

Jeśli przez lata jednakowoż mówiło się o dwóch różnych Ukrainach to próba narzucenia systemu myślenia Ukrainy zachodniej po Majdanie na wschodnią w sposób oczywisty mogła owocować separatyzmem. Wschodnia rzecz jasna naturalnie odwróciła się do Rosji, ale nie jest to bezpośrednia wojna z Rosją. Choćby dlatego, że ta ostatnia faktycznie wspierając separatystów ma w tym ograniczone pole ze względu na stosunki międzynarodowe. W trakcie całego programu - piękny rozrzewniony głosik czyta jakąś pseudo poezję o przebaczeniu. To tak usilna próba wzruszenia, tak cukierkowa, że niestety w swej siermiężności aż intelektualnie mdli.

Medialna parada neobanderowskich weteranów

W programie wypowiadają się liczni ochotnicy - neobanderowcy i weterani walk frontowych. Jednym z nich jest Anton Petrywskij, członek batalionu OUN, który usiłuje wmówić Polakom, że czerwono-czarna flaga - symbol masowych morderców ich przodków jest ok. Utrzymuje on, iż symbol ukraińskiego nazizmu jest tak naprawdę symbolem walki zbrojnej o niezależne zjednoczone państwo. „Niezależne od kogokolwiek”, jak zaznacza, przy czym trudno się domyśleć, czy od kogokolwiek odnosi się do Polaków, czyli mordowania polskich cywilów. Z radością oznajmia, iż ta banderowska flaga działa na Rosjan jak płachta na byka. To ma, jak się zdaje przekonać polskich widzów do słuszności jej eksponowania. Następnie red. Przełomiec ukazuje kolejnego frontowego intelektualistę Tarasa Chryłu, który spieszy się aby wyjaśnić filozofię życiową jego i kolegów. Kto za Banderą to nasz a przeciwko Banderze to Moskal.

Jak się zdaje i on nawiązuje do dochodzącej z naszego kraju dyskusji o zbrodniach UPA, informując, iż „My tak naprawdę nie znamy historii UPA”. Cóż skoro i my i wy (W tym sensie zostało użyte wyrażenie „My”) nie znamy historii UPA, to jakim prawem uznajecie ją natychmiast za bohaterów, a my nie mamy prawa uznawać ich za zbrodniarzy? Dalej wybielać neobanderowską rzeczywistość usiłuje Nadia Sawczenko, niedawna bohaterka trzymana w więzieniu przez Rosjan. Jej zdaniem wojna nigdy nie jest do końca sprawiedliwa, nigdy nie jest czarno-biała i dlatego… każdy człowiek ma prawo czcić tego, kogo uważa za wzór. To lepienie łajna za pomocą manipulacji, które w programie Marii Przełomiec nieprzerwanie występuje - wspomaga nikt inny tylko sam bohater pierwszej próby przewrotu „Pomarańczowej rewolucji” czyli Wiktor Juszczenko.

Informuje on nas, iż w Polsce bohater to ten, kto walczył o wolność i niezależność Polski. Po czym dodaje: „Bohaterowie to nie święci, to grzeszni ludzie, którzy żyli w różnych czasach. Robili rzeczy dobre i rzeczy złe”. Przytłaczająca większość bohaterów to rzeczywiście nie święci, lecz to czy są oni okrutnymi i krwawymi zbrodniarzami to zupełnie osobna kwestia. Tacy są zazwyczaj czczeni przez reżimy totalitarne. Dalej pani redaktor Przełomiec dokooptowuje do swojego programu największego negacjonistę, którego nikt z liczących się na świecie historyków nie traktuje poważnie. Chodzi o Wołodymyra Wiatrowycza, który dzięki swojej nominacji na szefa ukraińskiego IPN-u zdołał wspomnianą instytucję otoczyć aurą swojego niezwykłego PR-u. Według tego człowieka – UPA, a jakże - szanuje się jako przykład zawziętego antysowieckiego sprzeciwu, przykład walki za niezależność. Jak to mawiają często poplecznicy ukraińskich nacjonalistów w Polsce - to nie za zbrodnie na Polakach czci się UPA, lecz za walkę z sowietami.

Cóż, jak gdyby dla ofiar i osób, które przeżyły miałoby to stanowić jakąkolwiek różnicę. „To nie za gazowanie Żydów czci się esesmanów, lecz za heroiczną postawę walki z sowietami na wschodzie”, tak wypowiedziane zdanie brzmi dość ciekawie, ale wielu uznałoby je za kpinę. Równie dobrze można by składać kwiaty przy upamiętnieniach NKWD-zistów w Rosji za interwencję w wypadku gwałtów na Polkach, a Adolfa Hitlera za obrazy. Pytanie, jak długo ludzie wytaczający podobne argumenty będą obrażać taką retoryką inteligencję przynajmniej części odbiorców. Dalej w programie znów słyszymy patetyczny głos: „Bracie za krzywdę wyrządzoną i ból Twoich krewnych przebacz mi, za przelaną krew niewinną na Wołyniu i w Galicji […] Wstyd pali moje serce wstrzymuje oddech w piersiach”. Wstyd pali moje serce ale musisz zaakceptować, iż ci, którzy to zrobili będą stać na setkach cokołów pomników, a ich „sława” widnieć będzie na tablicy pamiątkowej wielu budynków na Ukrainie.

Ileż to fałszu i powierzchownego otaczania jakimiś rzekomymi pojednaniami, skruchami, wzajemnymi przebaczeniami ma kalać dziesiątki tysięcy pomordowanych Polaków. Z jednej strony daje się dzieciom na Ukrainie masowych ludobójców jako wzór. Z drugiej tylko na potrzeby urabiania polskiej opinii publicznej wyznaczone do tego osoby mydlą oczy polskiemu społeczeństwu, aby utrzymać je w marazmie i stanie braku reakcji na to co się dzieje. I temu m .in. ma właśnie służyć omawiany program Marii Przełomiec. Bowiem jakiekolwiek rozmydlone deklaracje pojedynczych osób, które mają urobić opnie publiczną w Polsce, nie mają żadnego przełożenia na Ukrainie.

Jakiekolwiek nawet wspomnienie o banderowskich zbrodniach, opatrzone manipulacjami, by wyrównać winę będzie prezentowane w stronę Polaków, ale już nie przeciętnym Ukraińcom. Nawet wspólny list episkopatów - rzymskokatolickiego i greckokatolickiego abp. Józefa Michalika i Światosława Szewczuka w 70 rocznicę Ludobójstwa Wołyńsko-Małopolskiego, choć wątpliwy moralnie, został odczytany jedynie w Polsce.

Starzy nacjonaliści ukraińscy, negacjoniści i dyletanci, ręka w rękę z przedstawicielami Polaków na Ukrainie?

W pewnym momencie autorka programu pozwala nam posłuchać ukraińskiego staruszka - niejakiego Wasyla Derkacza. Informuje nas on, iż jego ojciec walczył przeciw Niemcom w Wojsku Polskim, a brat matki poszedł do UPA w 1948 roku. Po czym dodaje, wspominając o rządach sowietów, które nastały: „Ta władza nie była władzą od Boga. To był diabeł”. Według Derkacza, który opowiada, iż brat mamy rozerwał się granatem - Wołyń to wszystko wina Moskali, którzy przebierali się w mundury UPA i zabijali Polaków. Potem według niego przebierali się w polskie mundury i zabijali Ukraińców. Człowiek ten powtarza jedną ze starych bajek propagandowych wymyślonych przez środowiska banderowskie. Przebieranki na tak gigantyczną skalę, a nawet na odrobinę mniejszą, by objąć odpowiedzialnością za część ofiar, nie były możliwe do zrealizowania. Bowiem zarówno miejscowi Polacy, jak i Ukraińcy rozpoznaliby „nie swoich” chociażby po akcentach, które doskonale znali.

Wołodymyr Wiatrowycz, fałszerz i negacjonista, którego Przełomiec zaprosiła do programu pojawia się po raz kolejny i sugeruje, że wszelkie wiadomości dotyczące ludobójstwa dokonanego przez OUN-UPA to „wciąż żywe stare sowieckie historyczne mity”. Sama pani redaktor, niejako z gotową tezą i usłużnie zadaje mu pytanie: „Czy istnieją jakieś dokumenty, które by potwierdzały udział NKWD w inspirowaniu rzezi wołyńskiej?”. Wiatrowycz odpowiada, iż bezpośrednich wprawdzie nie ma, ale jak tylko pojawiają się na Wołyniu sowieccy partyzanci „konflikt” (chodzi o masowe mordowanie polskich cywilów) wybucha. Najwyraźniej więc w jego mniemaniu to się rozumie samo przez się. Przy czym twierdzi to człowiek, który dosłownie nadużywa wyrażeń typu „krytyka źródeł”, „obiektywizm”, „rzetelne badania”.

By zasymulować wrażenie obiektywności programu Maria Przełomiec wpuszcza ona przed kamerę Walentego Wakoluka, jednego z Polaków mieszkających na Ukrainie i jednocześnie polskiego działacza społecznego. Jak wiadomo człowiek ten nie może powiedzieć nic, co spowodowałoby jego kłopoty na Ukrainie, bowiem mieszka tam na co dzień, a musi z czegoś żyć i cieszyć się zdrowiem, swoim i rodziny. Wakoluk mówi, iż zbrodni tych nie dokonali Ukraińcy, a zbydlęciali bandyci. Po czym dodaje, że w ukraińskiej rodzinie - „kiedyśmy im oddali to musi być podobne stanowisko”. Jednym słowem sugeruje istniejącą rzekomo symetrię zbrodni między polskim podziemiem zbrojnym, a ukraińskim nacjonalistycznym, co jest oczywiście kłamstwem. Same liczby ofiar i proporcje liczebności sprawców organizacji w stosunku do tychże ofiar wskazują, iż w polskich formacjach nie zaistniał (tak jak w UPA) program masowego mordowania ludności cywilnej.

Głos, który ma nas na siłę poruszyć pojawia się po raz kolejny: „Wesprzyj mnie bracie w bólu mojej pokuty, wobec tych którzy nie chcą wraz ze mną wziąć ciężaru odpowiedzialności za zbrodnię wołyńską”. Pani redaktor TVP trafia do tarnopolskiej siedziby Prawego Sektora, gdzie młodzi działacze żegnają się i demonstrują swoją religijność. Czynią to tylko po to, by jedna z młodych członkiń radykalnej organizacji dzieliła się z Polakami swoją wiedzą, czy raczej jej brakiem. Irena Drechuszczak, bo tak się nazywa informuje nas, iż „Polska Armia Krajowa też mordowała wsie ukraińskie na Wołyniu” i że możemy wzajemnie sobie wybaczyć. Powiedziała też, iż zna momenty współpracy AK i UPA przeciw Niemcom i sowietom. Po raz kolejny mamy do czynienia - zupełnie po goebbelsowsku - z budową sztucznej symetrii zbrodni po obu stronach. Natomiast sugestia współpracy AK z UPA przeciw Niemcom jest kpiną, co zaś do współpracy przeciw sowietom, nacjonaliści ukraińscy podają zupełnie inny przypadek. Chodzi o wspólny atak WiN i UPA na więzienie w Hrubieszowie. Absolutny wyjątek od reguły zresztą. To kolejny dowód na zerową wiedzę dziewczyny, która dla Marii Przełomiec wystąpiła jako ekspertka.

Pani redaktor mogłaby się bronić, iż nie jako ekspertka - ale przykład wypowiedzi z tamtej strony. Tyle, że wszystkie wypowiedzi są w podobnym tonie i podczas trwania całego programu pozbawione są jakiegokolwiek krytycznego komentarza. Program bowiem jest zrobiony pod konkretną gotową tezę. Wobec powyższego - twierdzenia dziewczyny przeradzają się dla polskich widzów jako prawda objawiona. Następnie swoją wiedzą usiłuje popisać się Maria Przełomiec, nie jest to jednak krytyka wypowiedzi ukraińskiej przedmówczyni, lecz raczej próba uściślenia jej wiadomości: „Dla nas raczej Bandera i UPA przypomina naszych Żołnierzy Wyklętych, czyli tych którzy nie złożyli broni kiedy skończyła się wojna po 1945 roku. […] To nie była Amia Krajowa to byli tzw. Żołnierze Wyklęci. […] Ci Żołnierze Wyklęci robili różne rzeczy też pacyfikowali wsie, pacyfikowali białoruskie wsie komunistyczne. Polacy to przyznają i to nie zagraża mitowi Żołnierzy Wyklętych”.

Konia z rzędem temu kto powie dlaczego nie można pokazywać dysproporcji działań AK wobec UPA, bo obie organizacje istniały równocześnie, a działały zupełnie inaczej. Pani redaktor chce z pewnością ułatwić postawienie znaku równości, bowiem Żołnierze Wyklęci są uważani przez środowiska postkomunistyczne i „gazetowyborcze” za kontrowersyjnych. Należy ją jednak zapewnić, że takich rzeczy jak UPA, Żołnierze Wyklęci nie dokonywali. A wywodzenie twierdzeń o mordowaniu ludności białoruskiej opiera się o wyjątkowo słabe przesłanki - wcale nie jednoznacznego przypadku Romualda Rajsa „Burego”, lub propagandę antyakowską na Białorusi opartą o postsowiecką tradycję. Czyli tradycje tych samych ludzi, z którymi walka ma sprawić, że wszelkie nawet najgorsze przewiny UPA, w tym ludobójstwo wzajemnie się z nią „znoszą”. Młoda dziewczyna i rozmówczyni Marii Przełomiec przechodzi też w programie samą siebie, mówiąc, iż samemu Banderze byłoby żal polskich ofiar na Wołyniu.

Dalej ku naszemu pokrzepieniu serc pojawia się niejaki Jurko Kochan, który informuje, iż człowiek który gwałci kobietę i zabija dziecko, nie może dalej nazywać się człowiekiem. Stwierdzenie to nie ma oczywiście żadnego znaczenia wobec masowego kultu takich ludzi w jego ojczyźnie. „Wyniesiemy ich na piedestały jako wzory, ale dalej już tak nie będziemy robić bo to haniebne?” - Czy o to chodzi? Czy właśnie takie wnioski mamy wyciągnąć? To było kiedyś, ale teraz jest w porządku? Czy osoby odpowiedzialne za produkcję tego programu naprawdę tak myślą? Przepraszam za serię pytań retorycznych, ale każdy jego kawałek razi tym co daje do zrozumienia polskiemu widzowi.

Polacy też akceptują neobanderyzm – zaakceptuj i ty?!

Aby nie być gołosłownym kamera wchodzi do słynnej neobanderowskiej knajpy o nazwie „Kryjówka”, która ma przypominać kryjówki UPA i jej ziemianki. Celem, prócz marketingu i zarobienia pieniędzy jest sławienie masowych morderców polskich kobiet i dzieci. W programie informują nas, iż lokal co roku odwiedza milion turystów, 40% stanowią Polacy. Tak duża liczba naszych rodaków ma zaświadczyć, iż proceder ten jest zgodny z moralnością oraz jakoby nacjonalizm ukraiński nie był antypolski. Niestety w sukurs głupocie naszych rodaków szła niewiedza społeczna na temat zbrodni.

Sam wielokrotnie obserwowałem polskie wycieczki we Lwowie, które wchodząc z Cmentarza Łyczakowskiego na Cmentarz Obrońców Lwowa podbiegały natychmiast i fotografowały się pod archaniołem, który jest zwieńczeniem Cmentarza Strzelców Siczowych. Po zwróceniu uwagi, że fotografują się, nie z Orlętami, a na pomniku tych, którzy do nich strzelali, z głupim uśmiechem wycofywali się stamtąd. Taka sytuacja się powtarzała. Próba udowadniania tez na potwierdzenie czegoś poprzez używanie opinii, bądź czynów - ludzi, którzy na pewne tematy nie mają wiedzy jest też jedną z technik neobanderowskich. Dla dalszego tworzenia przeciwwagi wobec zbrodni kultywowanych na Ukrainie ludobójców z OUN-UPA w programie pojawia się niejaki Anton Petrywśkyj. Jego dziadek urodził się we wsi Małkowicze koło Przemyśla i opowiada on, iż w 1945 roku „polscy szowiniści” zabili całą jego rodzinę. Po czym zaczyna polskich widzów moralizować: „Moja rodzina ucierpiała od polskiego szowinizmu, ale ja nie obrażam się na wszystkich Polaków.

O tym, kto ponosi odpowiedzialność powinni rozstrzygać historycy, a nie politycy – jak możemy usłyszeć w programie. Po czym swoje trzy grosze dodaje do tego Kochan – „Politycy grają negatywnymi stereotypami, a w rezultacie na wołyńskiej tragedii zyskują Rosjanie”. Otóż ludzie walczący o prawdę o zbrodniach OUN-UPA, wbrew tej propagandzie w ogóle nie obrażają się na zwykłych Ukraińców, ale zwalczają jedynie kult sprawców zbrodni. Jako pierwsi przypominali też o sprawiedliwych Ukraińcach ratujących Polaków. Następnie w programie przedstawia się tożsamość autora patetycznych słów, które co jakiś czas są recytowane głosem spikera. To niestety nikt, kto miałby jakiekolwiek przełożenie na to, jaka polityka historyczna jest prowadzona u naszych sąsiadów. Prędzej ma on niestety urabiać polską opinię publiczną - jakoby w całym tym rozkręcającym się na Ukrainie neonazistowskim bajzlu była jakaś głębsza myśl i wrażliwość. A przecież to nieprawda. Mowa o Antinie Borkowskim.

Został on przedstawiony jako pomysłodawca powołania międzynarodowej komisji pod przewodnictwem znanych historyków takich jak Timothy Snyder, czy Norman Davies. Komisja po zbadaniu wszelkich źródeł i dokumentów wydałaby ostateczny werdykt w sprawie rzezi wołyńskiej [Sic!]. Pomysłodawca, cóż - to brzmi dumnie. Każdy z nas może zostać pomysłodawcą wyprawy, nie tylko na Marsa, także do Alpha Centauri, ale jakie to ma przełożenie na rzeczywistość? Żadne. Chodzi tylko o zyskanie na czasie, bo było już wiele wspólnych spotkań polskich i ukraińskich historyków przy stole. Co ciekawe Norman Davies wyraża się w tonie przychylnym dla ukraińskich nacjonalistów i jest nieprzychylny nazwaniu ludobójstwa na polskiej ludności cywilnej, dokonanemu przez OUN-UPA po imieniu. Timothy Snyder zaś co nieco o zbrodniach UPA wspomina, ale stosuje odrobinę taktykę wygładzania tematu.

Polacy z Ukrainy chcą kompromisu z neobandeyzmem?

Następnie autorka programu prezentuje nam kolejnego Polaka z Ukrainy jako przedstawiciela tejże społeczności. Władysław Łukaszewski, bo o nim mowa posiada obok rogatywki dziadka naszywkę ATO. Był na froncie jako wolontariusz. Woził hełmy, kamizelki i co ważne miał na samochodzie czerwono czarny proporczyk. To kolejny dowód, że kolory ukraińskich nazistów i neonazistów są nieszkodliwe i najwyraźniej Polacy powinni się zmusić, aby je zaakceptować. Pani redaktor zagaduje sondażowo swojego polskiego rozmówcę z Ukrainy, informując, że Polsce boją się idei Bandery uważając, iż to może być niebezpieczne. A czegóż można spodziewać się po odpowiedzi tegoż konkretnego Polaka wziętego do programu? „Ja myślę, że to nie jest niebezpieczne, z tym to trzeba dojść do jakiegoś kompromisu” - mówi. Ciekawe tylko o jaki kompromis chodzi, o taki między prawdą, a fałszem, dla bieżących, rzekomych zysków politycznych?

Następnie po raz kolejny do wypowiedzi dopuszczają pierwszego z dobranych przedstawicieli Polaków z Ukrainy. Wakoluk stara się brać widza na litość, informując, że oni (Ukraińcy) zostali z gołym ciałem. „A kogo oni mają za bohaterów – u nich nie ma żadnej historii?”. To dość zabawne, bo jeśli u nich nie ma bez UPA żadnej historii, to na czym opierali się Strzelcy Siczowi walczący o Lwów w 1918 roku, na niczym? Na czym opierali się ruscy parlamentarzyści w Galicji, także na niczym? Zabawne w tych wszystkich nacjonalistycznych ukraińskich stwierdzeniach (mimo, iż w teorii przedstawia je Wakoluk) jest to, że obalają one inne, lansowane przez te same środowiska. Ta swoista kołdra twierdzeń jest najwyraźniej za krótka, by przykryć nią prawdę. Maria Przełomiec podsumowuje swój program następującym stwierdzeniem: „Branie na Ukrainie za bohaterów ludzi z OUN-UPA budzi w Polsce niepokój, którego nie rozumieją Ukraińcy a także miejscowi Polacy, także ci których potomkowie byli ofiarami rzez i wołyńskiej”.

Otóż to pani redaktor sama nie rozumie, że wypadku ukraińskich nacjonalistów nie chodzi tu o rozumienie, lecz granie idioty, obliczone na naiwnych. I chciałbym wierzyć, iż należy do nich ona sama, ponieważ jeszcze nie najgorzej by to o niej świadczyło. Jednak wyciąganie wniosków o poglądach Polaków na Ukrainie, na podstawie jednego z ochotników mającego poglądy probanderowskie, a drugiego słynącego z miękkiej wobec nacjonalizmu ukraińskiego podstawy - nie przystoi rzetelności dziennikarskiej. W tym rozważając wyrażenie w liczbie mnogiej „potomkowie ofiar rzezi”, należy powiedzieć, że chodzi tu wyłącznie o jedną osobę – wypowiadającego się Walentego Wakoluka.

Szkoda, że z tej grupy potomków ofiar rzezi pani redaktor nie wzięła przed kamerę osób, które mieszkają w Polsce i tym samym nie boją się wypowiadać, ale jak należy rozumieć zepsułoby to konwencję programu. Maria Przełomiec dodaje na koniec jedno wysoce propagandowe pytanie retoryczne. Jest ono nieustannie nadużywane w formie twierdzenia przez ludzi reprezentujących nacjonalistów ukraińskich w debacie publicznej: „Czy [masowe zbrodnie] mają być tematem politycznych emocji, czy raczej prac historyków obu narodów i rzetelnej edukacji obu stron?”. Polityczne emocje wybuchały tylko i wyłącznie z powodu przemilczania i fałszowania rzeczywistości, w czym niestety autorka programu bierze udział. Bo to działacze społeczni dokonywali presji na polityków, aby się tematem zajęli, aby go nie unikali.

Praca historyków z obu narodów i obu stron nie jest możliwa. Z prostego powodu – ukraińscy historycy mają przysłowiowy pistolet przy głowie i nie posiadają w odniesieniu do OUN-UPA wolności badań. Muszą bowiem uzyskać konkretne ich wyniki pod konkretne polityczne zamówienie. I odnosi się wrażenie, że na to samo zamówienie program powstał w takiej, a nie innej konwencji. Ze strony ukraińskiej (a trudno powiedzieć, na ile ktokolwiek odważy się na to w Polsce) wspomniana rzetelna edukacja nie jest tym samym możliwa. Idzie ona dokładnie w odwrotną stronę. Jednym słowem taki zbiór tendencyjnych bzdur i manipulacji jak w omawianym programie „Studio Wschód” Marii Przełomiec można znaleźć w naszym kraju najprędzej w Gazecie Wyborczej. Tyle, że Wyborcza przestała być subwencjonowana, a ten program powstał za pieniądze Telewizji Publicznej, kierowanej wszelako przez dobrą zmianę:

http://vod.tvp.pl/26986914/08102016-1732  

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną