Do rozprawy z Kościołem najęli muzułmańskie hordy

0
0
0
/

Komuś zależy, żeby skonfrontować Europę z islamem – zauważył Marcin Masny w wypowiedzi udzielonej Dziennikowi Narodowemu, dodając przy tym, że ta Europa nie jest już chrześcijańska, ale postchrześcijańska. Wezwał przy tym, by nie dać ponieść się emocjom i nie pozwolić się wykorzystać w wojnie cywilizacji, którą ktoś bliżej przez niego nieokreślony zaprogramował. Pytanie tylko, co nam zatem pozostaje? Poddać się? Nie ma co się oszukiwać – ową wojnę, czy też używając terminologii Samuela Huntingtona, zderzenie cywilizacji – nie programuje bliżej nieokreślona, ale bardzo konkretna siła chcąca dobić umierający na Zachodzie, a we Francji usiłujący się odradzać katolicyzm. Ten ostatni stanowi bowiem ostatnią przeszkodę do pełnego zniewolenia człowieka, któremu zamierza się odebrać nie tylko wolność, ale i godność przypisaną mu z natury a wynikającą z tego, że został stworzony na obraz i podobieństwo Boga Najwyższego. Chrześcijanin – powiedzmy to otwarcie – jest człowiekiem wolnym. Nawet jeżeli założone zostaną mu kajdany, to istnieje ta wewnętrzna wolność płynąca ze zjednoczenia z Panem Bogiem oraz wolna wola, czyli suwerenny wybór człowieka, czy tego Boga do swojego życia zaprosić. Zniszczenie katolicyzmu rozumiane jako odcięcie człowieka od jego Stwórcy nie od dziś przyświeca kręgom władzy globalnej, które rozwijając myśl filozoficzną Szkoły Frankfurckiej starają się możliwie zmienić już nie tylko postrzeganie człowieka (sprowadzając go do popędu czy też wmawiając, iż stanowi on zagrożenie dla planety), ale jego miejsce w ustalonym przez Stwórcę porządku naturalnym, w sposób piękny, a zarazem niezwykle prosty opisanym w Księdze Rodzaju. Ów zmasowany atak na Kościół nie jest niczym nowym. Pierwszym krokiem była reformacja, następnym – oświeceniowa ateizacja, która szczególny wymiar przybrała w postaci Rewolucji Francuskiej. Przez stulecia dokonywano zabiegów, aby zniszczyć Kościół katolicki, i z zewnątrz, i od środka. Bezskutecznie. Postanowiono zatem sięgnąć po bardziej radykalne metody i użyć do tego celu islamu – zniszczyć katolicyzm poprzez wyparcie i anihilację katolików. To jest jak się wydaje podstawowa przyczyna masowych migracji dokonywanych w sposób niezwykle przygotowany i systematyczny. Ktoś bowiem wyszedł z założenia, że z pomocą wyznawców islamu uda mu się wykorzenić katolicyzm, ewentualnie zlikwidować go poprzez wymordowanie wierzących. Co ciekawe i wielce niepokojące, niektórzy duszpasterze katoliccy sami się temu poddają. Wystarczy przypomnieć skandaliczną wprost postawę arcybiskupa Rawenny Lorenza Ghizzoniego, który zamiast odprawić 31 grudnia 2016 r. Mszę Świętą, na której zawsze odśpiewywano Te Deum, zabrał wiernych do meczetu, gdzie wspominali ofiary zamachu w Berlinie [!].

Warto w tym miejscu dodać, iż Msza święta, z której zrezygnował raweński arcybiskup odbywała się zazwyczaj wieczorem, była zatem Mszą z liturgią niedzielną, dodatkowo – świąteczną, bo 1 stycznia przypadała uroczystość nakazana Bożej Rodzicielki Maryi, przeniesiona na ten dzień w 1969 roku z 11 października przez Pawła VI.

Abp Ghizzoni zaprowadził wiernych dokładnie do tego meczetu, którego duchowi przywódcy są oskarżani o wspieranie terroryzmu - według włoskich służb bezpieczeństwa około 10 procent wszystkich włoskich islamistów wyjeżdżających na Bliski Wschód wywodzi się właśnie z Rawenny.

Warto w tym momencie dodać, że wśród niektórych duchownych Kościoła katolickiego pojawiają się nie mniej szatańskie pomysły, np. aby połączyć wszystkie największe religie świata, w tym katolicyzm, w jedno wyznanie – konsekwencje takiego działania są możliwe do przewidzenia, stąd hierarchowie Kościoła powinni się temu z całą mocą się przeciwstawiać.

Niezrozumiała wydaje się postawa polskiego Episkopatu, który nakazuje wiernym z otwartymi rękami witać rozbisurmanione hordy islamistów, młodych, wysportowanych, dobrze ubranych, których nazwano z bliżej nieokreślonych przyczyn „uchodźcami”, a którzy wprawdzie uzbrojeni jeszcze nie są, to jednak rozdanie im broni stanowi zwykłą formalność, w szczególności dla sił, które ich tu sprowadziły.

Polska jeszcze nie jest w złej sytuacji. Z danych zgromadzonych przez Konferencję Episkopatu Polski w oparciu o najnowsze badania przeprowadzone w całej Polsce przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego wynika, że wzrósł procent osób uczestniczących w niedzielnej Mszy Świętej w 2015 r. w stosunku do roku poprzedniego z 39,1% do 39,8%, zaś przystępujących do Komunii Świętej - z 16,3% do 17%.

Polska posiada jedną z najlepiej ukształtowanych sieci parafialnych w całym katolickim świecie. Odnotowano stały wzrost liczby parafii oraz liczby księży, a także nieznaczny spadek liczby wiernych. Na razie - gdyż jednocześnie obserwuje się wyraźny spadek powołań, co w przyszłości skutkować może odwróceniem się tej tendencji. Nasz kraj jest jeszcze mimo wszystko katolicki i tego katolicyzmu musimy bronić z całych sił, gdyż bez niego nasze społeczeństwo skazane jest na zagładę i rozmycie się w narzucanym nam świecie wielokulturowości i nowolewicowej perwersji. Dziś nawet ateusze powinni zdać sobie sprawę, że obrona Kościoła katolickiego leży w ich najlepiej pojętym interesie. Owo zderzenie cywilizacji, przed którym przestrzega Marcin Masny, stało bowiem się faktem, a krew w tej walce już jest przelewana. Od nas zależy, czy zdołamy się obronić, pozostając przedmurzem chrześcijaństwa, czy też w imię źle rozumianego miłosierdzia sprowadzimy najeźdźców do kraju, sami wydając się na ich pastwę, jak uczyniły to Francja i Niemcy.

W jednym zgodzę się z Marcinem Masnym – nie możemy dać się ponieść emocjom, gdyż to do niczego konstruktywnego nie prowadzi, a jedynie stanowi przyczynę błędów w działaniu.

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną