Kadencyjność wójtów to naprawa „Polski powiatowej”

0
0
0
/

Demokracja to system w którym racjonalnie myślący i świadomi rzeczywistości polityczno-gospodarczej obywatele, na co dzień zaangażowani w sprawy społeczne wybierają spośród siebie przedstawicieli, którzy w ich imieniu dokonują racjonalnego i celowościowego wydatkowania pieniędzy publicznych na cele prowadzące do rozwoju wspólnoty. Brzmi dobrze? Tylko to nieprawda.

Jak pokazują polskie realia ponad połowa Polaków nie bierze udziału w wyborach (dotyczy to również tych samorządowych). Znaczna część tych, którzy do wyborów idą, nie jest w stanie ze zrozumieniem przeczytać instrukcji oddania głosu i poprawnie wypełnić karty do głosowania (zob. wybory samorządowe 2014 r.) Dominująca część elektoratu to różnego rodzaju grupy interesu, które pod płaszczykiem „dobra wspólnego” walczą o realizację partykularnych interesów. I choć panuje powszechna zgoda co do tego, że system demokratyczny jest najlepszym spośród wielu metod wyłaniania elit i sprawowania władzy, to będąc obiektywnym nie wolno zapominać o jego słabościach, które w miarę możliwości powinny być eliminowane przez stosowne mechanizmy prawne.

Dwukadencyjność NIE ŁAMIE zasady, że prawo nie działa wstecz

„Odwieczni wójtowie”, optując za utrzymaniem status quo, powołują się na zasadę iż „prawo nie działa wstecz”, która rzekomo miałaby zostać naruszona przy wprowadzeniu dwukadencyjności w najbliższych wyborach samorządowych. Zadajmy więc sobie pytanie. Czy jeżeli dzisiaj do kodeksu wyborczego wprowadzimy cenzus wykształcenia i od 2018 roku kandydaci na wójtów mieli by obowiązek legitymowania się wyższym wykształceniem to czy wedle logiki „odwiecznych wójtów” prawo to miałoby obowiązywać dopiero za 10, 20 czy może 30 lat? A może powinno dotyczyć dopiero nowonarodzonych, którzy będą mogli pokierować swoim życiem w taki sposób aby to wykształcenie zdobyć? Dla wójta, który w przeszłości nie cenił sobie edukacji akademickiej, bez wątpienia wprowadzenie cenzusu wykształcenia będzie wykluczeniem go z procesu wyborczego, ale czy narusza to zasadę że praw nie działa wstecz? Zdecydowanie nie.

Zasada, że prawo nie działa wstecz w kontekście dwukadencyjności zaliczającej minione okresy urzędowania, zostałaby naruszona tylko w jednym przypadku: wyobraźmy sobie że taka regulacja wchodzi w życie dzisiaj lub jutro, a z dniem jej ogłoszenia wszyscy wójtowie, którzy piastują urząd więcej niż dwie kadencje (np. trzy lub cztery) tracą stanowiska, co skutkuje przedterminowymi wyborami w ich gminach. Takie rozwiązanie bezsprzecznie byłoby złamaniem rzymskiej zasady „lex retro non agit”. Jednak wprowadzenie takiej regulacji w kolejnym rozdaniu wyborczym tej zasady nie narusza, co doskonale rozumieją zarówno „odwieczni wójtowie” jak i ich mecenasi.

Kto jest moim radnym?

Przeprowadźmy prosty eksperyment. Przejdźmy się po małej polskiej gminie w wielkości 30-40 tysięcy mieszkańców. Zapytajmy losowo wybranych mieszkańców, kto jest burmistrzem/prezydentem, jego zastępcą, przewodniczącym rady miejskiej i radnym z okręgu, w którym mieszka nasz ankietowany. Wydaje się, że w tak małej społeczności demokracja powinna działać bez zarzutu, wszyscy powinni wiedzieć o wszystkim wszystko, a wyżej wymienione pytania nie powinny sprawić naszym rozmówcom żadnego problemu. Zdziwicie się państwo, że znajdą się ludzie którzy „wyłożą się” już przy pierwszym pytaniu. Brak wiedzy i zainteresowania zagadnieniami polityki lokalnej („ja się polityką nie interesuję”) i brak społecznej świadomości o podstawowych zagadnieniach systemowo-ekonomicznych: (czym jest komisja rady miejskiej, z czego składa się budżet gminy, co to jest deficyt budżetowy, jakie są źródła finansowania i zadania samorządu etc.) przy jednoczesnym braku wolnych i niezależnych mediów pełniących funkcję kontrolną wobec władzy lokalnej skutkują opanowaniem gminy przez zorganizowaną grupę interesów, która przy odpowiedniej polityce kadrowej (burmistrz bardzo często jest największym pracodawcą w gminie) może zabetonować „demokrację” na kilkadziesiąt lat. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że ludzie są sami sobie winni i trudno temu stwierdzeniu odmówić słuszności. Jednakże rolą państwa i jego elity jest stworzenie takich mechanizmów zabezpieczających, aby system działał poprawnie i z korzyścią dla ogółu obywateli, nawet gdy ów ogół nie potrafi o to zadbać.

Mechanizmy betonowania demokracji w samorządach

Fakt, że wójt, burmistrz czy prezydent jest często największym pracodawcą na danym terenie ma istotny, a nawet decydujący wpływ na rezultat wyborczy. Wójtowi podlegają nie tylko dziesiątki pracowników zatrudnionych w urzędzie gminy, ale także pracownicy ośrodków kultury, ośrodków sportu, szkół i spółek gminnych. Wraz z rodzinami (mąż, żona, babcia, dziadek, ciocia, wujek, kuzyn etc.) stanowi to znaczną część spośród 50% mieszkańców uczestniczących w wyborach. Najczęściej stosowanym argumentem za reelekcją „odwiecznego wójta” jest argument: „Póki ja rządzę, to wy macie pracę. Jak przyjdzie nowy to zacznie zwalniać was i zatrudniać swoich.” I to bardzo często wystarczy za każdy program wyborczy i w większości przypadków skutecznie przysłania największe wpadki i porażki dotychczasowego włodarza.

Kolejnym mechanizmem jest brak jakiejkolwiek kontroli mediów. Nie jest tajemnicą, że gazety lokalne i regionalne w większości przypadków nie są w stanie utrzymać się na rynku bez reklam zamawianych przez władze samorządowe. A gdy władza płaci, to władza wymaga. Wszak sponsor nie po to płaci, by czytać „paszkwile” na swój temat. Niestety niezależność dziennikarska kończy się tam, gdzie zaczyna się nowy miesiąc spłaty kredytu za mieszkanie. Zresztą wójt ma własne narzędzia propagandy: strona internetowa gminy, która w małych miejscowościach stanowi jedyny portal lokalny, oraz gazeta samorządowa wydawana za pieniądze gminne, która jest niczym innym jak cyklicznie wydawaną ulotką wyborczą. Wszystko za pieniądze podatników. Bez złotówki wkładu własnego. Opozycja lub kandydat niezależny o takich instrumentach społecznego oddziaływania może tylko pomarzyć, a ciężko toczyć bitwę na argumenty i dyskusje publiczną, gdy nie ma się narzędzi masowego oddziaływania.

Kolejny element to związki władzy lokalnej z władzą policyjną i wymiarem sprawiedliwości. Kupowanie przez wójtów paliwa do radiowozów policji, nowych komputerów czy też wsparcie w remoncie komisariatu wiąże się z wdzięcznością mundurowych. Różne święta, uroczystości państwowe czy gminne są również okazją do bliższych kontaktów na linii władza lokalna i władza sądownicza (rauty, wspólne obiady, kolacje). W wyniku tych inicjatyw następuje zbliżenie obu środowisk, które często skutkuje bezkarnością szefa gminy. Gdy żona prokuratora lub firma męża pani sędziny dostaje pracę lub zlecenie od wójta wówczas Temida przestaje być ślepa i zamiast nad sprawiedliwością zaczyna pracować nad tym, aby uchylić nieba swojemu dobrodziejowi. Kto śledzi relacje telewizyjne z posiedzenia sejmowej komisji śledczej ten wie, że gdy wymiar sprawiedliwości zechce, to może nic nie wiedzieć, nic nie słyszeć i niczego nie pamiętać… Ale to temat na oddzielny felieton. W niniejszym kontekście, warto tylko odnotować, że na szczeblu lokalnym powstają patologiczne związki dwóch ośrodków władzy, które cementują lokalny układ na lata, wzmagając w obywatelach słuszne poczucie niesprawiedliwości.

Zamówienia publiczne to kolejny instrument wpływu jakim dysponuje wójt. Dla małej lokalnej firmy, zamówienie z wolnej ręki udzielane przez gminę to smakowity kąsek. A gdy dostaje się ich kilka rocznie? Tymczasem nowy wójt może mieć „swoją” firmę. Czy więc warto ryzykować biznes wybierając nowego? Zainteresowany przedsiębiorca zrobi więc bardzo wiele, by bronić układu władzy: od wyjaśniania swoim pracownikom, że od „właściwego wyboru” zależy ich miejsce pracy po szczodre wsparcie kampanii wyborczej.

W tym miejscu warto zadać sobie pytanie, czy w powyższych warunkach możliwe jest, aby na przykład doświadczony urzędnik mający wiedzę i doświadczenie w sprawach samorządowych mógł wystartować w wyborach na wójta czy burmistrza swojej miejscowości? Czy znajdzie przewidzianą w ustawie liczbę równie odważnych kandydatów na radnych, do czego zmusza go obowiązujące prawo? Teoretycznie tak. Wszak kodeks wyborczy, którego tak bronią „odwieczni wójtowie”, daje mu taką hipotetyczną możliwość. Jednakże obiektywne warunki nie pozwalają mu na skorzystanie z jego biernego prawa wyborczego. Troszcząc się o prawa wyborcze „odwiecznych wójtów” zapominamy o prawach wyborczych innych osób, które dopóki system jest zabetonowany nie mogą korzystać ze swoich konstytucyjnych wolności. Bo czy ten urzędnik jeżeli skorzysta ze swoich uprawnień, w przypadku porażki - której prawdopodobieństwo w wyniku wyżej wymienionych czynników jest niemalże pewne - może po zakończeniu kampanii wyborczej dalej pracować w swoim urzędzie?

Bez wątpienia dwukadencyjność jest racjonalna z perspektywy ekonomicznej, gdyż zapewne przyczyni się do ograniczenia bezmyślnego zadłużania gmin, którego jesteśmy świadkami. Dzisiejsza pragmatyka wyborcza premiuje zachowania irracjonalne: zamiast inwestycji prorozwojowych ale niepopularnych, lepiej wydać środki publiczne na błyskotki i świecidełka, które zagwarantują poklask i blask jupiterów. Samorządowcy kierują się logiką kolejnej kadencji, a nie wieloletnią perspektywą rozwoju. W tym kontekście dwukadencyjność ma sens. O ile pierwsza kadencja będzie kadencją inwestycyjnych prezentów w większości finansowanych z kredytów na koszt przyszłych pokoleń, o tyle druga kadencja związana z brakiem szans na reelekcję może stać się okresem racjonalnego zarządzenia finansami miasta. – Skoro nie muszę dbać o poklask za pomocą kosztownych świecidełek, mogę zająć się tym co naprawdę ważne a niekoniecznie popularne – pomyśli wójt.

Podsumowując. Demokracja nie jest systemem doskonałym, a ponadto na świecie nie ma jednej demokracji, są tylko jej różne modele i odsłony. Demokracja niemiecka różni się od demokracji amerykańskiej, francuska od brytyjskiej itd. W każdej z nich obowiązują określone cenzusy wyborcze (np. cenzus wieku) i ograniczenia. Pytanie na jakie musimy sobie odpowiedzieć brzmi, czy proponowana zmiana jest korzystna dla naszego kraju, czy nie, przy czym autor tych słów jest zadeklarowanym zwolennikiem jej wprowadzenia, gdyż w jego ocenie limit kadencji bez wątpienia przyczyni się do odbetonowania samorządów i przywrócenia w nich prawdziwej, a nie tylko fasadowej demokracji. Czy zmiana doprowadzi do systemu Putin-Miedwiediwew jak starszą jej przeciwnicy? Gdyby tak miało być, lokalne układy tak mocno tej zmiany by się nie obawiały.

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną