PO w alternatywnej rzeczywistości powołuje pełnomocnika ds. przyspieszonych wyborów
Wczoraj odbyło się posiedzenie rady krajowej Platformy, na którym po raz kolejny to ugrupowanie pokazało, że ciągle nie wyszło z szoku po przegranych wyborach prezydenckich i parlamentarnych i nadal żyje w alternatywnej rzeczywistości.
Od jakiegoś czasu przewodniczący PO Grzegorz Schetyna przekonuje, bowiem polityków swej partii, że rządzące Prawo i Sprawiedliwość, chce przeprowadzić przyspieszone wybory samorządowe, jesienią tego roku.
Zresztą we wczorajszym wystąpieniu Schetyny prawie w każdym zdaniu, Prawo i Sprawiedliwość albo prezes Jarosław Kaczyński byli odmieniani przez wszystkie możliwe przypadki, jako przyczyny wszelkich nieszczęść i zła, jakie dotknęły Platformę i Polskę.
Chyba tylko po to, aby te przypuszczenia potwierdzić, powołano pełnomocnika ds. przyśpieszonych wyborów samorządowych, którym został wiceprzewodniczący PO Tomasz Siemoniak. Schetyna zaproponował także wszystkim ugrupowaniom opozycyjnym parlamentarnym i pozaparlamentarnym (poza Kukiz'15), tworzenie wspólnych list w przyśpieszonych wyborach samorządowych do sejmików województw, z nadzieją, że doprowadzi w nich do starcia Prawo i Sprawiedliwość kontra „reszta świata”.
Ale zapewne do tego nie dojdzie, bo do wyborów samorządowych jeszcze prawie dwa lata, odbędą się w przewidzianym ustawowo terminie, 4 lata po tych z 2014 roku a, a więc jesienią 2018 roku.
A przez 2 lata także w opozycji zmieni się zapewne wiele, nie wiadomo, czy wszystkie obecne ugrupowania opozycyjne dotrwają do nich w dobrej kondycji, choćby z obecnym poparciem społecznym.
Jedyne, co nas czeka w przyszłych wyborach samorządowych to zmieniona ordynacja wyborcza, to tych samorządów, gdzie wybiera się bezpośrednio wójta, burmistrza, prezydenta.
Przypomnijmy tylko, że w poprzednim tygodniu prezes Jarosław Kaczyński podczas spotkań z członkami Prawa i Sprawiedliwości w kilku województwach, przypomniał o zobowiązaniu zawartym w programie wyborczym naszej partii, mianowicie ograniczeniu do dwóch kadencji kierowania samorządami wójtów, burmistrzów i prezydentów (nie będzie ograniczeń ilości kadencji dla starostów i marszałków województw).
Chodzi, więc o samorządowców, którzy od kilkunastu lat są wybierani w bezpośrednich wyborach w gminach (wcześniej byli wybierani przez radę gminy) i którzy niepodzielnie w nich rządzą.
Ustawą z 2002 roku o bezpośrednim wyborze wójtów, burmistrzów, prezydentów, uzyskali ogromną władzę, kosztem zmniejszenia kompetencji rad gmin, co niestety przeradza się często w sytuacje, które prezes Kaczyński opisał zdaniem, że „w Polsce jest mnóstwo malutkich ksiąstewek, takich dyktaturek, tyranii”.
Ten postulat zresztą znalazł się w programie Prawa i Sprawiedliwości nieprzypadkowo, zgłaszali go na spotkaniach otwartych mieszkańcy wielu gmin, mówiąc o nadużyciach lokalnej władzy.
Ta zapowiedź zmian w prawie wyborczym jak można się było spodziewać, natychmiast spotkała się z atakami w zasadzie wszystkich partii opozycyjnych, choć niektóre z nich w kampanii wyborczej opowiadały się za takim rozwiązaniem.
Jeszcze mocniejszy atak dotyczy zapowiedzi, że proponowane ograniczenie kierowania gminami przez 2 kadencje byłoby skonstruowane tak, że wszyscy ci wójtowie, burmistrzowie i prezydenci, którzy w dniu wejścia w życie zmian w prawie wyborczym rządziliby już dwie lub więcej kadencji, nie mogliby wystartować w następnych wyborach bezpośrednich.
Jak mówił prezes Kaczyński, zdajemy sobie sprawę, że to rozwiązanie jest kontrowersyjne i będzie pewnie o jego zgodności z Konstytucją RP, rozstrzygał Trybunał Konstytucyjny, ale jesteśmy zdeterminowani, żeby je wprowadzić w życie.
Co więcej sugerowanie, że to rozwiązanie to klasyczne działanie prawa wstecz, a na to przecież nie pozwala Konstytucja RP jest nieprawdziwe, ponieważ wspomniane konstytucyjne zapisy dotyczą praw w sferze prywatnej czy prawno-karnej, a w tym przypadku mamy do czynienia z innymi prawami, wręcz swoistym przywilejami.
Źródło: prawy.pl