Francja jest w czołówce aborcyjnych rajów. Panujące tam od lat liberalne prawo, władze starają się ciągle udoskonalać. Aborcji mogą domagać się kobiety do 12-tego tygodnia ciąży. Tak jest w wielu europejskich krajach. Ale francuskie władze wciąż coś majstrują przy obowiązującej ustawie.
W 2001 roku wydłużono termin legalnej aborcji z 9 tygodni do 12, w 2004 roku upowszechniono pigułki poronne. W 2013 wykreślono z ustawy warunek, że aborcja może być przeprowadzona tylko w wypadku kobiet, które znajdują się „w beznadziejnej sytuacji” rodzinnej lub finansowej. Procedura aborcyjna stała się bezpłatna, a kobieta do tej pory ponosiła tylko w pewnym wymiarze koszty konsultacji i badań przygotowujących do aborcji.
W swojej kampanii wyborczej obecny prezydent Francois Hollande zapewniał pomoc kobietom pragnącym zabić swoje nienarodzone dziecko. Domagał się łatwego i szybkiego dostępu do śmiercionośnych procedur.
Lewicowy rząd wywiązuje się ze swych zobowiązań. Francuska minister zdrowia Marisol Tauraine chwaliła się swoimi osiągnięciami w kwestii usprawnienia haniebnego procederu zabijania dzieci nienarodzonych. Swój plan zrealizowała „prawie w 100 procentach”. Doprowadziła do całkowitej refundacji przez krajowy system ubezpieczenia zdrowotnego zabijania dzieci poczętych i związanych z nim badań oraz konsultacji.
Myśli się o wykreśleniu zapisu o klauzuli sumienia dla lekarzy dokonujących aborcji. Coraz więcej z nich nie chce wykonywać takich operacji, a większość podaje jako powód zbyt małe wynagrodzenia (około 100 brutto euro).
W ubiegłym tygodniu francuski parlament przyjął ustawę zakazującą szerzenia w Internecie informacji antyaborcyjnych. Kobiety, które chcą dokonać tego morderstwa, mają czuć się komfortowo i nie być atakowane przez informacje na temat skutków zabiegu rozpowszechnianych przez organizacje pro-life. Takie informacje zostały zaliczone do „cyfrowej interwencji” i grozi za nie kara do 2 lat pozbawienia wolności lub grzywna do 30 tys. euro.
Francuska minister Praw Kobiet, Laurence Rossignol zapowiedziała serię posunięć blokujących działalność katolickich portali pro-life. Swoją decyzję uzasadnia tym, że portale te „oszukują kobiety w kwestii aborcji”. Od tej pory, zdaniem pani minister, obrońcy życia mogą wypowiadać swoje zdanie tylko wtedy, gdy się określą „kim są, co robią, i czego chcą”. Typowe kneblowanie opinii. Co ciekawe wprowadzanie przez Francję cenzury wcale nie oburza brukselskich urzędników. Lewackie działania francuskiego rządu jakoś nie łamią demokracji i nie trafiają pod obrady Parlamentu Europejskiego.
A takie wyczyny we Francji są na porządku dziennym. Nie tak dawno zakazano upowszechniania wizerunku roześmianych dzieci z zespołem Downa, bo burzy to komfort psychiczny kobiet, które usunęły ciążę z dzieckiem dotkniętym tą chorobą.
Wszystko to się dzieje w kraju, w którym corocznie dokonuje się 210 tys. aborcji będących wynikiem nieskuteczności stosowanych środków zapobiegających ciąży. Co trzecia Francuzka dokonuje aborcji, a aż 83 proc. kobiet, według statystyk organizacji pro-life, zmaga się z poaborcyjną traumą.
Jednak dla większości Francuzek zamordowanie nienarodzonego dziecka jest nic nieznaczącym zabiegiem, porównywalnym do usunięcia zęba.
A tak jest nie tylko we Francji. Aborcja jest zakazana jedynie na Malcie. Prawa restrykcyjne dotyczące tego procederu obowiązują jeszcze w Irlandii i w Polsce. Reszta krajów dopuszcza zabieg zabicia nienarodzonego dziecka do 12-tego tygodnia ciąży. W jednych krajach prawo zostało skrócone do 10 tygodni – Portugalia, 11 tygodni w Estonii, lub wydłużone do 14 tygodni w Rumunii i Hiszpanii, do 18 tygodni w Szwecji. Rekord bije Holandia w której dziecko można zabić do 22 tygodnia ciąży.
Na Węgrzech liberalne prawo aborcyjne istnieje od 1951 roku i jakiekolwiek zmiany spotykają się z gwałtownymi protestami. Obecnie rząd Viktora Orbana chce wprowadzić placówki szpitalne, w których byłby zakaz dokonywania procedur przerywania ciąży.
Jak dotąd wokół granic Polski kwitnie proceder aborcyjny. Polki, które chcą zamordować nienarodzone dziecko, mogą wybierać, czy mają tego dokonać w Czechach, na Słowacji, w Niemczech, w krajach bałtyckich. Do Niemiec wyjeżdżają polscy ginekolodzy, który tam zarabiają krocie, usuwając ciąże swoich rodaczek.
W tych czasach panowania cywilizacji śmierci niezwykle istotne są wszelkie działania pro-life. Od 1 marca br. do 9 kwietnia po raz kolejny w 400 miastach świata na pięciu kontynentach rusza akcja „40 dni dla życia”. Zaangażowanych jest w nią ok. 700 tys. wolontariuszy. Kampania modlitewna będzie prowadzona pod wieloma klinikami i szpitalami, w których dokonuje się aborcji. Uczestnicy akcji zapowiadają również post w intencji nienarodzonych dzieci.
W ubiegłych latach dzięki tej akcji uratowano od zagłady 12 668 istnień. Doprowadzono do zamknięcia 75 klinik aborcyjnych, a 141 ich pracowników wycofało się z aborcyjnego życia zawodowego.
Mógłby ktoś powiedzieć, że to nie dużo jak na cały świat. Ale w wypadku uratowania życia liczy się każdy przypadek.
Iwona Galińska