Były prezes Narodowego Banku Polskiego wczorajszymi zeznaniami przed komisją śledczą nie tylko obrażał oszukanych klientów Amber Gold, ale także pogrążał byłego premiera Donalda Tuska.
Klientów Amber Gold Belka nazwał „analfabetami” i „głupcami”, twierdząc, że „trochę oleju w głowie wystarczyło, by człowiek spojrzał i stwierdził, że jeśli ktoś obiecuje gwarantowany dochód 13%, to wiadomo, że to gruby przekręt”.
A więc sam Belka miał świadomość, że ci, którzy oferują takie warunki oszczędzającym, muszą być oszustami, ale w praktyce oprócz paru telefonów, które wykonał do ważnych osób w państwie, nic w tej sprawie nie zrobił.
Ale niejako przy okazji coraz mocniej pogrąża Donalda Tuska stwierdzając, że w rozmowie telefonicznej, tłumaczył mu, że ta piramida finansowa, za jaką uważał Amber Gold, „po inwestycji w linie lotnicze OLT Express, zaczyna być jeszcze bardziej niebezpieczna i zmierza ku katastrofie”.
Co więcej dołożył informację, że Tusk od szefów Komisji Nadzoru Finansowego Andrzeja Jakubiaka i wcześniej Stanisława Kluzy, wiedział o opieszałości prokuratury w sprawie Amber Gold, co nazwał „ich cierpieniami w działaniach”.
Komisja śledcza przesłuchując Donalda Tuska, będzie musiała wyjaśnić, co były premier polskiego rządu zrobił z tą wiedzą o oszustach z Amber Gold otrzymaną od prezesa NBP i kolejnych szefów KNF, a być może także ABW.
Ale przecież z dotychczasowych przesłuchań przed sejmową komisją śledczą, prokuratorów, sędziów, pracowników KNF, wynika, że w osłanianiu tego skandalu związanego z Amber Gold, były zaangażowane także inne instytucje i środowiska.
Działania opiekuńcze nad działalnością tej spółki prowadziły zarówno prokuratury, i sądy różnych instancji, pracownicy aparatu skarbowego, a także politycy Platformy i wszystko wskazuje na to, że także ludzie byłych służb specjalnych.
Co więcej wygląda na to, że słynny prezes Amber Gold Marcin P. to klasyczny „słup”, bo trudno sobie wyobrazić, aby 28-letni człowiek ze średnim wykształceniem ekonomicznym, mający na koncie 9 wyroków skazujących, zupełnie bez grosza przy duszy, był w stanie poprowadzić firmę, która przez 2,5 roku mogła wykazać się blisko 2 mld zł obrotów, oszukała 19 tysięcy osób na kwotę blisko ponad 850 mln zł.
Nawet dla średnio rozgarniętego człowieka jasne jest to, że 28 -letni Marcin Plichta (vel Stefański), człowiek z 9 wyrokami (wszystkie w zawieszeniu między innymi za wyłudzenia w ramach spółki Multikasa, a także za wyłudzenia kredytów na podstawione osoby), nie może przez ponad 3 lat być szefem spółki, która gromadzi bez zezwolenia wkłady ponad 19 tysięcy klientów przynajmniej na sumę 850 mln zł, w sytuacji, kiedy co najmniej klika instytucji wie o jego kryminalnej przeszłości.
Zapewne będzie także badany przez sejmową komisję śledczą wątek związany z funkcjonowaniem gdańskich służb skarbowych w sprawie Amber Gold.
Bowiem każdy, kto prowadził nawet najmniejszych rozmiarów działalność gospodarczą doskonale wie, że po złożeniu pierwszej deklaracji skarbowej, właściwy dla tej działalności urząd skarbowy, natychmiast upomina się o następne, a jeżeli działalność jest większych rozmiarów to szybko się nią interesuje właściwy Urząd Kontroli Skarbowej (tzw. policja skarbowa).
W przypadku Amber Gold mimo ogromnych rozmiarów działalności gdański urząd skarbowy zainteresował się nią dopiero po blisko 3 latach tyle tylko, że rozpoczął kontrolę tej firmy w styczniu 2012 roku, a dokumenty do niej zabrał ze spółki w połowie sierpnia, kiedy to jej zarząd zapowiedział jej likwidację.
Wszystko to, skłania coraz bardziej do zadania pytania jak funkcjonowało polskie państwo pod rządami koalicji PO-PSL i jaka jest odpowiedzialność za to funkcjonowanie sprawującego przez 7 lat funkcję premiera Donalda Tuska.