Danusia rozbłysła na polskim niebie przepiękną odwagą. Młodziutka dziewczyna. Delikatna jak ptak, twarda jak stal. Zachowała się jak trzeba. Niczym królowa nieulękła, nieugięta. Rozbłysła w naszych dziejach, jej światło nie zgaśnie już nigdy.
Inka. Danuta Siedzikówna przyszła na świat 3 września 1928 r. we wsi Guszczewina na Podlasiu. Mieszkała z rodziną w leśniczówce Olchówka k. Narewki. Las był jej domem w chwili narodzin i on był jej przyjacielem w walce o niepodległość.
Jej życie naznaczyli barbarzyńcy z narodowosocjalistycznych Niemiec i komunistycznej Bolszewii. 17 września 1939 r. do wsi weszli sowieci, a już 10 lutego 1940 r. aresztowali jej ojca Wacława. Został skazany na katorżniczą pracę w kopalni złota k. Nowosybirska. Więziony tam aż do czasu podpisania układu Sikorski-Majski 30 lipca 1941 r. Potem zdołał dotrzeć do punktu formowania jednostek polskich. Po kilku miesiącach opuścił Bolszewię i dotarł do Teheranu. Został komendantem obozu dla uchodźców z Syberii. Jednak skrajne wycieńczenie i choroby doprowadziły go do śmierci 6 czerwca 1943 r. (o jego losach rodzina dowiedziała się dopiero po wojnie). Inka miała 14 lat.
Po aresztowaniu męża Eugenia z córkami zostały zmuszone do opuszczenia leśniczówki. W kwietniu 1940 r. osiedliła się w Narewce. Tam zastała je inwazja niemiecka na Związek Sowiecki. Eugenia zaangażowała się we współpracę z Armią Krajową. Jednak zdradzieccy sąsiedzi donieśli o tym Gestapo. Mama Inki została aresztowana w listopadzie 1942 r. Przeszła ciężkie śledztwo i tortury. Zachorowała na tyfus. Danusia już tylko dwukrotnie rozmawiała z mamą, która w jednym z grypsów napisała do córek: „Dziewczynki, zemstę zostawcie Bogu”. Posłuchały mamy. We wrześniu 1943 r. Eugenia Siedzikowa została rozstrzelana w nieznanym miejscu w lesie k. Białegostoku. Rodzice odeszli do Domu Ojca. Dziewczynki trwały. Dziewczynki pod opieką babci marzyły o wolności i szczęściu.
Bohaterstwo rodziców, ich oddanie ojczyźnie, ich śmierć ukształtowały ich serca, podniosły i zahartowały ich dusze. Wraz z siostrą Wiesią wstąpiły w grudniu 1943 r. do Armii Krajowej. Były tak młode. Były tak dojrzałe. Były tak przepiękne odwagą i oddaniem Polsce. Działały w siatce konspiracyjnej AK kierowanej przez leśniczego Stanisława Wołoncieja „Konusa”. Tam zastał je terror sowieckiej, powojennej okupacji. Komuniści bali się jej miłości do Polski.
Inka została aresztowana za działalność niepodległościową i skazana dwukrotnie na „karę śmierci, utratę praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na zawsze oraz przepadek mienia na rzecz Skarbu Państwa”. Barbarzyństwo. Sfingowane śledztwo i jedno posiedzenie bandyckiego sądu wystarczyło, aby skazać niepełnoletnią dziewczynę, sanitariuszkę.
Danusia Siedzikówna była jedyną kobietą skazaną na śmierć przez gdańskich morderców przebranych za sędziów. Zdrajca Bierut odmówił skorzystania z prawa łaski. Jej ostatnie słowa brzmiały: „Jest mi smutno, że muszę umierać. Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba”.
Inka rozbłysła na polskim niebie odwagą niespotykaną, czystością przepiękną niczym królowa. Nieugięta. Tak krótkie było jej życie, ale piękne zarazem. Rozbłysła w naszych dziejach. Światło jej odwagi nie zgaśnie już nigdy. Zamordowano ją 28 sierpnia 1946 r. Odeszła na spotkanie swych wspaniałych rodziców. Żegnały ją modlitwy babci i siostry. Odeszła unosząc się na skrzydłach patriotów do Domu Ojca. Odeszła, by zostać z nami na zawsze.
Dr Paweł Janowski
Redaktor naczelny miesięcznika „Czas Solidarności”
Felieton ukazał się w najnowszym wydaniu „Tygodnika Solidarność”