Przy każdej kolejnej rocznicy Dnia Żołnierzy Wyklętych w przestrzeni publicznej pojawia się retoryczne twierdzenie (pytanie?): „Czy aby oni wszyscy zasługują na nasz szacunek?”. Pyta Paweł Kukiz, lider Kukiz'15, pyta Piotr Zychowicz, historyk młodego pokolenia, a gen. Różański deklaruje, że dla niego niezłomni, to weterani misji w Iraku i w Afganistanie. Tak jakoś się panu generałowi skojarzyło.
Na naszych oczach odbywa się starcie dwóch Polsk: tej walczącej o suwerenność i tej, której suwerenność wadziła na wszystkie możliwe sposoby. Bezpośredni aktorzy tych zmagań odpowiadają już przed sądem bożym, jedni z przestrzelona czaszką inni chowani z honorami w…III RP. Jednak żyją ich dzieci i wnuki i dla nich tamta walka trwa nadal, wszak bronią życiorysów najbliższych. Nie chcę przez to powiedzieć, że pp. Kukiz i Zychowicz opowiedzieli się po którejś ze stron, zwłaszcza tej przeciw. Nie. Oni powielają pewną kalkę, która została wyreżyserowana w redakcjach Czerwonej Stajni.
I żeby sprawa była jasna, pytanie: „Czy zasługują?” nie jest przecież pozbawione pierwiastka racjonalności. Takie pytanie można postawić właściwie każdej formacji zbrojnej walczącej w czasie II wojny światowej. Armia USA dopuszczała się do karygodnych przypadków, którym można przypisać cechy zbrodni wojennej np. dywanowe bombardowania niemieckich miast. Czy z tego tytułu uważamy ową armię za zbrodniczą? Oczywiście, że nie.
Gdybyśmy w jednostkach SS znaleźli kilku uczciwych żołnierzy czy postawilibyśmy karkołomną tezę, że były to oddziały walczące z honorem? Bzdura. Nadal byśmy byli zdania, że mieliśmy do czynienia ze zbrodniarzami. Dlatego też próba szukania dziury w całym jest i komiczna i zarazem niesmaczna. Bo nawet, jeżeli jacyś Żołnierze Wyklęci nie zasłużyli na nasz szacunek, to w żaden sposób nie poważa to wysiłku i ofiary całości formacji walczących z komunistycznym okupantem.
Wypowiedź gen. Różańskiego, to zupełnie inna para kaloszy. „Stare” kadry WP są głęboko zakorzenione w tradycji PRL i chociaż już wiedzą, że przegrali wojnę o pamięć, ale nadal nie chcą się do tego przyznać. Dlatego też uciekają w tematy poboczne - z całym szacunkiem dla weteranów z Iraku i Afganistanu. Głęboko wierzę, ze żołnierze III RP rozumieją całą niestosowność przywołania ich przy okazji, byleby nie schylić głowy przed Żołnierzami Wyklętymi. Przy okazji pojawia się pytanie, dlaczego dopiero tak późno dokonano reorganizacji na wyższych szczeblach dowódczych WP? Oficerowie muszą wybrać, czy wzorem dla nich jest gen. Fieldorf „Nil”, czy też Wojciech Jaruzelskich? Obaj bohaterami być nie mogą!