PiSu czarowanie Wyszehradem

0
0
0
/

Czy PiS rzeczywiście jest zainteresowany współpracą w ramach Grupy Wyszehradzkiej? Moim zdaniem nie jest. Patrząc na tę grupę czterech państw w wymiarze geopolitycznym to najmocniej powinno w niej iskrzyć pomiędzy Słowacją a Węgrami na tle silnej i zorganizowanej na Słowacji mniejszości węgierskiej. W rzeczywistości jednak dużo bardziej iskrzy na linii PiSowska Polska kontra pozostała trójka.

PiS oficjalnie mydli oczy wyborcom a zwłaszcza swojemu elektoratowi, który w dużej mierze oczekuje dobrej współpracy w ramach tej grupy, zwłaszcza z Węgrami. Z Węgrami jako takimi, bo to chyba najbardziej przyjaźnie nastawiony naród do Polaków ale również z Węgrami Orbana. Dla wielu Polaków nie tylko tych sympatyzujących z PiSem Orban jest wzorem konserwatywnego polityka skutecznie realizującego korzystną politykę dla własnego narodu i państwa. Wszystko byłoby ładnie a może nawet pięknie, gdyby nie to, że jednak PiSu nie stać na samodzielność suwerenność w działaniu. Reprezentuje on w Polsce interes państw trzecich. W ramach tych interesów nie jest mu po drodze z żadnym państwem, które dąży do dobrych relacji z Rosją. Orban ze swoim podejściem do Rosji jest trudny do przełknięcia dla Prezesa czy jak wolą inni go nazywać Naczelnika. PiS stara się więc umiejętnie lawirować między sympatią polskich wyborców do Orbana, a niechęcią do niego przywódców naszej neosanacji. Poparcie państw Grupy Wyszehradzkiej dla Tuska miało też swoje plusy jednym z nich była możliwość rozpętania spirali nienawiści względem premiera Węgier co ułatwi w przyszłości PiSowi przekonanie elektoratu do ochłodzenia swoich sympatii względem Orbana pod hasłem: „Węgry tak, Orban i Putin nie!”

Polska prowadzi zupełnie inną politykę od pozostałych państw Wyszehradu zarówno względem Rosji jak i Ukrainy. Pozostałe państwa grupy nie widzą potrzeby pójścia na totalną konfrontację z Rosją jak i też bezkrytycznego wspierania ukraińskiego gospodarczego i politycznego bankruta. Kolejną linią konfrontacji Polski w ramach grupy jest napięcie na linii Warszawa-Bratysława ze współpracą wojskową i Rosją w tle. Jednym z pierwszych posunięć Antoniego Macierewicza na stanowisku Ministra Wojny był nocny atak na Centrum Eksperckie Kontrwywiadu NATO w Warszawie z wykorzystaniem, wtedy jeszcze mało znanego aptekarza z Łomianek, który dowodził grupą szturmową. Być może Minister Wojny sugerował się nazwą miejscowości licząc że mieszkaniec Łomianek wprawnie operuje łomem co skróci szturm i uniemożliwi zatajenie współpracy tej instytucji z rosyjskim wywiadem. Sztum się powiódł i udało się nawet znaleźć rzekome dowody zdrady szefów instytucji w postaci ryngrafów na ścianie, wśród których były te podarowane przez rosyjskie służby. Nadmienię tylko, że takie ryngrafy wręczają sobie kurtuazyjnie szefowie służb mundurowych i jest to powszechna praktyka, przypominająca wymianę proporczyków klubowych czy narodowych przed meczami piłkarzy. Ten rzekomy sukces miał jednak drugie dno a był nim fakt, iż w ramach współpracy państw NATO Centrum tym zarządzała Polska wspólnie ze Słowacją. Słowacy byli zaskoczeni całym szturmem i wnioskami szturmanów z wizji lokalnej. Słowacka strona całe przedsięwzięcie odebrała jako afront, czego nie kryła na forum międzynarodowym. Z czasem sprawa przycichła, aż do marca tego roku kiedy to w słowackich mediach pojawiły się krytyczne informacje na temat sposobu w jaki Centrum zarządza strona Polska pod wodzą PiSowskiego protegowanego Mariusza Maraska. Jak się okazuje najprawdopodobniej Słowacja zawiesi współpracę z Polską w ramach działania tego Centrum i nawiąże współpracę z Finlandią. Słowacy stwierdzają, że Centrum owszem działa ale NATO nie daje wiary, że z podejściem strony polskiej uda się zachować najwyższe standardy szkolenia i zachowania tajemnicy. Słowacy z rozżaleniem stwierdzają, iż instytucja, które miało być wizytówką i chlubą polskiej i słowackiej armii, stało się symbolem dezinformacji i amatorszczyzny. W odniesieniu do Macierewicza Słowacy stwierdzili, że polski szef MON przejawia zachowania paranoiczne, a Słowacji nie traktuje jako partnera. lecz jako konia trojańskiego Putina w Europie.

Choć osobiście idee międzymorza uważam za utopijną, to myślę, że akurat w ramach Grupy Wyszehradzkiej, w zgranej drużynie można by wiele osiągnąć. V4 to około 63 miliony ludności a więc mniej więcej tyle ile mają Francja czy Wielka Brytania i niemal połowa potencjału ludnościowego Rosji. To idealne położenie w centrum Europy na styku najważniejszych szlaków komunikacyjnych. To grupa państw z dobrze rozwiniętym rolnictwem i przemysłem rolno-spożywczym, przemysłem motoryzacyjnym i znaczącym potencjałem przemysłu obronnego dzięki któremu Polska i Czechy mogłyby zaopatrywać w broń i amunicję wszystkie cztery państwa co znacznie obniżyłoby koszty badań i cenę produkcji. To wspólna historia, bliska kultura i tradycja, o czym nie muszę chyba nawet wspominać. Niestety w polityce PiSu względem grupy określanej mianem V4, występuje duży rozdźwięk pomiędzy oficjalnym przekazem medialnym a rzeczywistymi działaniami. To nie Węgry, Czechy czy Słowacja prowadzą politykę niezgodną z interesem państw tego regionu ale to Polska prowadzi taką właśnie politykę. Dlatego PiSowska Polska nie będzie nigdy liderem tego środowiska a wręcz odwrotnie stanie się i staje się powoli, samotnie dryfującym statkiem na geopolitycznym morzu Europy. Przy takiej skali zniechęcania wszystkich do siebie w Europie, pozostanie nam tylko liczyć na naszego rzekomego sojusznika zza oceanu. Taki chyba jest rzeczywisty cel naszego Naczelnika i naszego Ministra Wojny a przynajmniej takie można odnieść wrażenie na podstawie decyzji, które podejmują.

Arkadiusz Miksa

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną