„Newsweek” na swojej stronie internetowej nie posiada się z radości, że w najnowszym sondażu PO niemalże dogoniła PiS. Na partię Jarosława Kaczyńskiego w przyszłych wyborach parlamentarnych zagłosować miałoby 28 proc. wyborców, a na PO - 27 proc. Inne serwisy zbliżone linią (antypisowatością) do „Newsweeka” piszą o minimalnej stracie, o odrabianiu punktów, o tendencji zwyżkowej et cetera. Te z opcji na prawo podkreślają fakt niezmiennego lidera czy prowadzenia w sondażach przez PiS. Semantyka w propagandzie jest nieoceniona. Teoretycznie, jedni i drudzy nie kłamią.
Po pierwsze jednak, sondaż przeprowadził Kantar Public. Tak naprawdę jest to przemianowany TNS, który podobnie jak inne sondażownie zaliczył w przeszłości nie jedną wtopę (co ciekawe, sondaże częściej mylą się na rzecz PO niż PiS…). Wynik TNS może być jednak bliski prawdzie, zakładając, że Polacy nie znają się na ekonomii (nie dostrzegają plusów czy minusów nowych wektorów działających na rynku) i podejmują swoje decyzje na podstawie sensacji serialu pt. „Misiewicz”.
Inny ośrodek badania opinii publicznej (instytut IBRIS) badając preferencje wyborcze Polaków tuż po uroczystościach smoleńskich (nigdy PiS nie będzie gorzej notowany niż wtedy i zapewne dlatego wówczas zleciło badanie „Radio Zet” i „Fakt”) zanotował 32,7 proc. poparcia dla Prawa i Sprawiedliwości i 25, 7 proc. - dla Platformy Obywatelskiej (tu PiS poprawił swój wynika, a PO spadła kilka punktów w dół). Jeden i drugi sondaż różni od siebie zaledwie kilka dni. Skąd taka różnica? Zatem nie zdziwię się jak na zamówienie np. „Gazety Polskiej” ukaże się sondaż, gdzie dowiemy się, że PiS notuje 40 proc. a biedna PO 18 proc.
Kto wie jak jest naprawdę? Za to zamiast sondażom warto wierzyć mechanizmom politologicznym. Bez wątpienia PO wchłonęła część zwolenników skompromitowanego Petru i Kijowskiego (nie żeby ich grzechy były większe od liderów PO, ale wyjazd Petru z blond posłanką w czasie blokady Sejmu czy faktury Kijowskiego były nie dużo mniej medialne jak Misiewicz w PiS i niestety, tylko to się liczy, bo poważne kanty gospodarcze poważnych polityków nie przekładają się już niestety na powielane dzień w dzień „jedynki” tabloidowych mediów).
W każdym razie niewiele na to wskazywało w czasach świetności Nowoczesnej i KOD-u, ale chyba jednak w szranki i konkury w przyszłych wyborach znowu stanie głównie PiS i PO, a o próg powalczy Kukiz’15 (z szansą na dwucyfrowy wynik), PSL, SLD i Korwin.
Jeśli coś miałoby się kiedyś zmienić, a mowa o prawicy, to takim ruchem byłoby zdecydowanie założenie własnej partii przez… Andrzeja Dudę. To na razie pieśń przyszłości. Myślę jednak, że kiedyś wrócę do tych słów pisząc „a nie mówiłem”.
Robert Wyrostkiewicz