Przyszła wiosna i znów się zaczęło. Znów do Europy płyną nielegalni imigranci, pokładając w niej nadzieje na lepsze życie. Wśród nich - dżihadyści, szykujący się, by wyrżnąć w pień wszystkich chrześcijan, bo to jest dla nich religijna walka na śmierć i życie.
Odróżnić jednych od drugich nie sposób. Imigranci zapewniają, że wędrówka ludów się nie skończy. Są tak zdeterminowani, iż nie da się ich zatrzymać. Wielu ucieka przed wojną i głodem. Część jedzie w celu zemsty na niewiernych. Tylko przemytnicy, którzy za przewóz pobierają w tej chwili po tysiąc dolarów od osoby zacierają ręce. Twierdzą, że nie da się z nimi wygrać, mają swoje sposoby, jak przechytrzyć straż przybrzeżną. Mówią wprost: im więcej barier i utrudnień przyszykują państwa broniąc się przed zalewem uchodźców, tym więcej pieniędzy od swoich pasażerów pobierać będą na łajbach.
Sytuacja jest dramatyczna. I nieoczywista, wbrew pozorom. Uciekinierzy płyną do Europy w skrajnie niebezpiecznych warunkach i są gotowi za tę Europę umierać. Frontex alarmuje, że rośnie liczba nielegalnych imigrantów, którzy przedostają się do Włoch. Od stycznia przybyło ich 24 tysiące, to o 30 procent więcej, niż w ubiegłym roku w tym samym czasie. W ciągu ostatnich trzech lat do Włoch przedostało się z samej tylko Libii -150 tys. uchodźców. Czy ktoś policzył, ile wjechało do Grecji czy Hiszpanii? Nikt nad tym nie panuje. Policzeni uchodźcy potrafią się bowiem nagle rozpłynąć jak we mgle. Co i raz pojawia się informacja o zniknięciu ogromnej liczby dzieci. Co się z nim stał? Poszły „na części”? W tym parszywym dzisiejszym świecie wszystko jest możliwe, wszak życie staniało.
To katastrofa humanitarna zarówno dla uchodźców, jak i dla mieszkańców Starego Kontynentu. Zwłaszcza, że zderzenie europejskich, afrykańskich czy azjatyckich kultur stanowić może mieszkankę wybuchową, a nie żadne „ubogacenie”, jak propagandowo lansowały lewackie niemieckie media. Ile jeszcze można ich przyjąć, osiedlić, wyżywić? Co i rusz słyszymy o tragediach utonięcia. W Wielka Sobotę przeprowadzono na Morzu Śródziemnym 33 akcje ratowania imigrantów na dryfujących łodziach. Jednostki straży przybrzeżnej i statków wysyłanych dla ratowania tonących przez organizacje pozarządowe wciągnęły na pokład swoich jednostek ponad 4 i pół tysiąca ludzi.
Ale to nie jedyny sposób zdobywania przez imigrantów Europy. Największa ich liczba przybywa samolotami na wizach turystycznych i zostaje w krajach o najlepszej ofercie socjalnej. Ten zalew powoduje radykalizację nastrojów narodowych w państwach dotąd hołdujących zasadzie: wolności, równości i braterstwa. One nie chcą przyjmować gości bez zaproszenia. Nie chcą być zabijani przez owładniętych ideologią dżihadu nawiedzonych przybyszy. Na naszych oczach narasta konflikt, o którym papież Franciszek mówi, że to III wojna światowa w kawałkach. Bo to jest wojna. Ona się toczy nie tylko w udręczonej od paru lat walkami Syrii, toczy się też w innych państwach Bliskiego Wschodu i w Afryce. Wszędzie tam, gdzie ścierają się wielkie interesy międzynarodowych korporacji, gotowych podpalać i destabilizować całe regiony w walce o zasoby bogactw naturalnych, kasę z handlu bronią i światowe wpływy.
Ze smutkiem należy stwierdzić, że Unia Europejska wywiesiła białą flagę. Nie ma pomysłu jak ten problem rozwiązać. Podział na kwoty uchodźców do poszczególnych państw UE to przecież kpina. Trwa chocholi taniec eurokratów, którzy od lat bardziej przejmowali się krzywizną ogórka, klasyfikacją ślimaka do gatunku ryb, czy wmawianiem nam, że marchew to owoc. I bardziej interesowała ich ideologia gender, niż bezpieczeństwo płacących im z podatków ogromne pensje obywateli. Taka Unia nikomu nie jest potrzebna, zwłaszcza w obliczu takich zagrożeń. Jak na dłoni widać, że wyrosły dwie unie: eurokratów i zwykłych obywateli. To jest uwiąd starczy tej instytucji. Wielkie europejskie marzenie Schumana i Adenauera rozpadło się jak domek z kart.
Kompletną klęskę w kwestii dramatu Syrii i problemu uchodźców poniosła też Organizacja Narodów Zjednoczonych. ONZ to dziś atrapa tego, czym w założeniu miała być. Została powołana do życia z myślą o odbudowaniu świata z ruin II wojny światowej, ale dzisiaj przed tą jedyną globalną organizacją międzynarodową stoją zupełnie inne zadania. I choć jej rola pokojowego rozstrzygania międzynarodowych sporów pozostaje nadal niezwykle ważna, bo coraz więcej problemów współczesnego świata ma zasięg globalny i wymaga wspólnej reakcji wszystkich państw – ONZ jest jak sparaliżowany pacjent na inwalidzkim wózku. A to właśnie ONZ jest miejscem, w którym można uzgodnić odpowiedzi na globalne wyzwania, a także skoordynować międzynarodowe wysiłki w nadzwyczajnych sytuacjach, gdy trzeba pilnie reagować na różnego rodzaju kryzysy.
Odnosi się wrażenie, że wygodni, świetnie opłacani urzędnicy na posadach w unijnych i ONZ - towskich strukturach - zgnuśnieli i złożyli broń. Dają społeczeństwom sygnał - radźcie sobie sami.
Alicja Dołowska