No i tak jak przewidywano, w drugiej turze spotkają się na wyborczym ringu Marine Le Pen i Emmanuel Macron. Różnica w wynikach:23,75 dla Macrona i 21,53 dla Le Pen nie jest dramatycznie duża. I jak można się było spodziewać zostaną rzucone wszystkie siły, aby ta faszystowska Marine nie zwyciężyła w tym boju, bo byłaby to kompromitacja dla Francji. Macron, do niedawno mało znany polityk, wcześniej związany z Rothschildami, potem z Pałacem Elizejskim, będący przez dwa lata ministrem gospodarki u socjalistycznego prezydenta Hollande`, został przez parę miesięcy napompowany przez establishment do rozmiarów politycznego giganta. Wszystko z lęku przez Frontem Narodowym, który nie ma prawa zwyciężyć, bo zburzy obowiązujący porządek polityczny i może rozwalić Unię, po tym jak Wielka Brytania powiedziała Brukseli good bye.
Francuzi poszukujący desperacko szans na zmianę, pokazali czerwone kartki partiom, które od 30 lat dominowały na scenie politycznej: centrolewicowej socjalistycznej partii mainstreamu i centroprawicowemu ugrupowaniu Republikanie. Tuż przed wyborami wielu z nich miotało się nie wiedząc na kogo głosować. Ci, którzy odrzucali Le Pen byli w kłopocie, bo wśród kandydatów nie widzieli lidera na marę czekających Francję wyzwań.
Frekwencja wyborcza rzędu 80 procent pokazała jednak, że chcą mieć wpływ na los własnego kraju, choć przecież spora część głosowała na Macrona jako „na mniejsze zło”.
Macron, choć buńczucznie zapowiada zmiany, w istocie gwarantuje politycznej elicie w Paryżu i Brukseli status quo. Jego zaplecze to banksterzy i korporacje. Mówi się, że reprezentuje finansową dzielnicę Paryża La Defence. Można odnieść wrażenie -cytując Michalkiewicza -że został wystrugany z banana, bo trzeba było szybko podpompować centrowca, bo przecież ludzie, którzy go forsowali nie odkryli raptem teraz tego,co było im wiadomo od dawna, że główny faworyt wyborów Francoise Fillon, były premier i katolik, z którym sympatyzowały miliony, zatrudniał żonę i dzieci, czyli uprawiał tak nagannie we Francji postrzegany nepotyzm. Wyciągnęli ten argument dopiero w kampanii prezydenckiej
Podpucha polegała na tym, żeby wylansować młodego polityka, który ma na razie czyste ręce, by dać Francuzom szansę na poprawę samopoczucia, że oto w ramach odpowiedzialność za swój kraj oczyścili się z ludzi uwikłanych w korupcję i afery, kojarzonych z brudnym prowadzeniem polityki. To ma być właśnie aksamitna rewolucja po francusku. Francuzi oczywiście chcą zmian. Teflonowy Macron, zwany też budyniem, który mówi to, co każdemu po trochu pasuje, nie jest niebezpieczny dla nikogo. Jest gładki. Trudno go posądzać o jednoznaczne poglądy, ale dzięki temu nie zapowiada trzęsienia ziemi, jak Marine Le Pen, mówiąca o wyjściu ze strefy Schengen, przywróceniu kontroli granic, a nawet o opuszczeniu Unii.
.Macron uprawia jednak grę pozorów. Jego argument, że jest jedynym politykiem w tej kampanii, który nie brał pieniędzy od Putina brzmi patriotycznie, ale żałośnie. Cóż z tego, że nie brał, skoro jego pieniężne zaplecze to rekiny finansjery. Będzie tańczył tak, jak oni mu zagrają. W takiej sytuacji nie sposób uwierzyć Marine Le Pen, że reprezentuje „wolę ludu”.
Tak, Macron jest proeuropejski. Powiedział Francuzom:- potrzebujemy Europy, dlatego zbudujemy ją jeszcze raz.
Nie powiedział tylko jak ją na nowo zbudować. Rzucił hasła ,z których wynika, że będzie forsował Europę wielu prędkości, marginalizację i pozostawienie na peryferiach UE tych państw, które nie przyjmą euro (mówi nawet o odrębnym budżecie dla krajów z walutą euro, co mogłoby wytworzyć nowego typu bariery rozwojowe) i nie zaakceptują kwot podziału uchodźców, od których nadmiaru Francja się dusi. Od tego może być uzależniony rozdział funduszy unijnych.
W panice w Polsce wróciła dyskusja, czy mamy pod ten dyktat przyjąć jak najszybciej euro, powodując zubożenie i tak w większości ubogiej polskiej ludności, by znaleźć się w trzonie państw UE, czy budować silniejsze przebicie w Grupie Wyszehradzkiej? Wypić piwo, które nawarzyła Merkel, decydując się na eksperyment z uchodźcami, który wymknął się jej spod kontroli, czy odciąć się od tego. Prof. Andrzej Zybertowicz widzi jednak korzyści dla Polski wynikające z wyboru Macrona. Wskazuje, że ma on wizje rozwiązania kryzysu migracyjnego w formule organizowania w krajach, w których znalazło się najwięcej uchodźców, obozów przejściowych, finansowanych przez państwa UE, gdzie dokonywano by weryfikacja przybyszy pod kątem spełniania przez nich kryteriów, kwalifikujących do uzyskania statusu uchodźcy i szansy wpuszczenia do Unii.
Myślenie Macrona jest złudne. Ataki terrorystyczne pokazały, że uchodźcy, uwiedzeni ideologicznie przez ISIS, długo potrafią się maskować, zanim urządzą „noc długich noży”. Przykłady dowodzą, że islamski zew krwi odzywa się czasem w drugim pokoleniu naturalizowanych Francuzów, Belgów czy Brytyjczyków.
Macron powiedział Francuzom:- potrzebujemy Europy, dlatego zbudujemy ją jeszcze raz.
Czy Macron na kraje bez waluty euro takie jak Polska, Szwecja, Węgry czy Czechy- machnie ręką? To się okaże. Ale poszerzenie strefy euro to dodatkowa kasa i wpływy decydentów Europejskiego Banku Centralnego, którzy kontrolują emisję europejskiego pieniądza, którego wartość sama w sobie jest utopią. Zadłużenie Francji czy Włoch jest gigantyczne! Ale ta utopia jest potrzebna bangsterom, by dalej mogli żyłować społeczeństwa i trzymać lejce w finansowym zaprzęgu, odsuwając od decyzji narodowe państwa.
„Wierzyć, że Unia w obecnym kształcie zapewni dobrobyt gospodarczy i rozwiąże problem uchodźców, to trzeba nie mieć wyobraźni.- twierdzi Jan Zielonka, profesor polityki europejskiej na uniwersytecie w Oksfordzie. To prawda. Ale jaka ta Unia ma być? Pytania o ostateczny wynik w drugiej turze wyborów i jego następstwa, to pytania nie tylko o przyszłość Francji, ale i UE. Po Brexicie rola Francji w układzie decyzyjnych sił w UE wzrosła. Francja ma dwa tygodnie, by wybrać jaką pójdzie drogą. Autentyczna, merytoryczna dyskusja Le Pen z Macronem rozpocznie się dopiero teraz, gdy dwie wizje Francji zderzą się nie na umizgi, ale na argumenty.
Alicja Dołowska