Żydzi znaleźli kolejnego chłopca do bicia... Martina Schulza
Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schulz znalazł się w silnym ogniu krytyki po tym, jak na forum izraelskiego parlamentu zapytał, czy to prawda, że „Izraelczycy mieszkający na Zachodnim Brzegu Jordanu mogą zużywać 70 m3 wody dziennie, podczas gdy Palestyńczycy zaledwie 17?".
Taką opinię miał wygłosić pewien Palestyńczyk, na którego powołał się Schulz. Izraelska scena polityczna zawrzała: pojawiły się napomknienia o honorze, żądania złożenia przeprosin i „odwołania oszczerstw”.
Przewodniczący PE został tym samym odżegnany od czci i wiary za... dobre chęci. Chciał bowiem zweryfikować, czy zarzuty jakie usłyszał od Palestyńczyków dotyczące izraelskiego rządu, są prawdziwe. Zamiast odpowiedzi nastąpił tradycyjny w takich sytuacjach wrzask, oskarżenia o antysemityzm i wrogą propagandę, której – na dodatek wygłoszonej po niemiecku – Izraelczycy „tolerować nie zamierzają”.
- Martin Schulz musi przeprosić za łżenie w Knessecie – oświadczył w środę minister gospodarki Izraela Naftali Bennett. Za co ma przepraszać, tego Schulz zapewne nie wie, gdyż zadał jedynie pytanie. W całej sprawie najciekawsza jest jednak nie sama awantura, lecz towarzyszące jej tło, z którego naprawdę wiele wynika.
Po pierwsze, jak to możliwe, żeby dokładnie ten sam niemiecki polityk, który w 2008 r. w Pałacu na Hradczanach rugał razem z kolegami z UE prezydenta Czech Vaclava Klausa, w obliczu tak śmiesznych zarzutów stał ze spuszczoną głową i pozwalał na nią wylewać pomyje? Czym dla Niemiec jest Knesset? - można by zapytać, gdyż tak wielkie poddanie nie może wynikać jedynie z wyrzutów sumienia spowodowanych wywołaniem II wojny światowej.
Po drugie - Schulz przemawiał w Knessecie przede wszystkim jako przedstawiciel Parlamentu Europejskiego. Teoretycznie zatem na jakiekolwiek przeprosiny musiałby uzyskać zgodę eurodeputowanych. Ci ostatni zaś będą zapewne chcieli wtłoczyć do głów swoich wyborców, iż UE nie ma żadnych powiązań z Izraelem i jest zupełnie suwerenna w podejmowanych przez siebie decyzjach, stąd nie będą skłonni zadośćuczynić tym żądaniom. Nie bez powodu w końcu o projekcie Unii dla Śródziemnomorza jest obecnie tak cicho.
Izrael łakomym okiem patrzy na UE i były już pomysły włączenia go w struktury wspólnoty. W końcu skoro ślimak może być rybą, to równie dobrze Izrael może leżeć w Europie. Ale odłóżmy żarty na bok – we wspomnianej sprawie nie pomogły nawet zapewnienia, że Unia Europejska zawsze będzie stała po stronie Izraela. Zgodnie zatem z tak sformułowaną polityką żydowska obecność w Strefie Gazy stanowi swoisty papierek lakmusowy.
Karolina Maria Koter
fot. europarl.europa.eu
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl