Co się dzieje w polskiej szkole?
Internet obiegły szokujące zdjęcia gdańskich gimnazjalistek, które pastwiły się nad swoją koleżanką. Otoczenie nie reagowało, a całe zajście było rejestrowane telefonami komórkowymi.
Przyznaję szczerze, że po obejrzeniu tego obrazu nie mogłam dojść do siebie. Szok i niedowierzanie. Ewidentnie coś szwankuje w procesie edukacji - to po pierwsze, po drugie - zawodzi rodzina, bo przecież te dziewczyny/napastniczki wychowują się w jakimś otoczeniu, czerpią stamtąd wzorce! Moja znajoma, nauczycielka, opisuje obecną sytuację w szkołach następująco: "Bardzo często problemem nie są same dzieci, ale ich rodzice, którzy nie dorośli do swoich ról. Bywają bardziej infantylni od swoich pociech, różni ich jedynie to, że posiadają dowody osobiste".
Moja znajoma opisuje sytuację, w której chłopcy z gimnazjum nagrywali dziewczynki w szatni, a później te filmiki wrzucali do sieci. Nauczyciele się o tym przypadkiem dowiedzieli i zabezpieczyli telefon jednego z chłopców, po czym wezwali ojca. Pan (prawnik) przyszedł do szkoły i... nie zapytał o meritum sprawy, ale o to czy sporządzono protokół odebrania telefonu! Nauczycielom z wrażenia szczęki opadły. Otóż polska szkoła wymaga gruntownej, powtarzam GRUNTOWNEJ reformy. Sytuacja, w której uczniowie "uzbrojeni" są w prawa, a nikt im nie mówi o obowiązkach, jest z gruntu rzeczy chora.
W innej pomorskiej szkole, kilka lat temu, dwójka chłopców pobiła rówieśnika. Dyrekcja szkoły kazała wystąpić napastnikom przed frontem zebranych dzieci. Następnego dnia w placówce pojawili się oburzeni rodzice łobuzów z pretensją, że naruszono... prawa uczniów, znaczy się tych napastników. Mąż mojej znajomej opowiedział swoją historię: "Ojciec zabrał mnie pierwszy raz do szkoły podstawowej (pamiętam jak dzisiaj) poprosił moją wychowawczynię o rozmowę i przy mnie powiedział tak: "Proszę pani, jak będzie z nim problem, to proszę go tak huknąć, by znalazł się w dniu wczorajszym. A ty jak przyjdziesz do domu i naskarżysz (zwrócił się do mnie), to dostaniesz ode mnie podwójną premię". Szybko więc rozumiałem gdzie jest moje miejsce w szeregu. Profesor (tak do niej się zwracaliśmy) Staniszewskiej kłaniałem się w pas, jak ją widziałem na ulicy jeszcze długo po tym, jak przestała być moją nauczycielką". Uważam, że szkoły powinny mieć większą swobodę kształtowania swoich regulaminów, a tym samym doboru dzieci, które kształcą. Jeżeli rodzice mieliby z tym problem - zawsze mogliby załatwić dla swoich pociech indywidualny tryb nauki lub mogliby znaleźć placówki, które zgodzą się na przyjęcie takich dzieci, jak te dziewczyny z Gdańska.
Dorota Arciszewska-Mielewczyk
Poseł na Sejm RP
Źródło: prawy.pl