Król Europy dumny ze swego zaradnego syna

0
0
0
/

Szerokim echem odbiło się przesłuchanie Michała Tuska przed Komisją Śledczą w sprawie Amber Gold. Na przesłuchane przyszedł w obstawie prawniczej Romana Giertycha, który miał czuwać nad całością zeznań. Pomimo to wiele fragmentów zeznań świadka chyba wymknęło się spod kontroli mecenasa. Michał Tusk, tak jak jego adwokat, w milczeniu kroczyli na przesłuchanie z tajemniczymi uśmiechami. Jedynie podążający za nimi Stefan Niesiołowski histerycznie reagował na tłum dziennikarzy i w wulgarny sposób atakował dziennikarkę, która próbowała zadać Michałowi Tuskowi pytanie. Niestety przez osiem godzin zeznań nie dało się ustalić, jaką rzeczywistą funkcję i w jakim celu sprawował syn ówczesnego premiera. Ale z powodzi słów świadka można było wyłuskać smakowite kąski. Padło słynne już stwierdzenie przesłuchiwanego, że zarówno on jak i jego ojciec zdawali sobie sprawę, że biznesy Amber Gold to lipa, że wokół działań Marcina P. rozciąga się podejrzana otoczka. Jak możliwe, że premier rządu, który ma do dyspozycji wszelkie działania służb, prokuratury wie, że z biznesem gromadzącym olbrzymie pieniądze obywateli, coś jest nie tak, niczego nie docieka. Nad niejasną sytuacją przechodzi do porządku. Bezpieczeństwo finansowe obywateli jest mu całkowicie obojętne. Mało tego, chociaż wydaje się nie być zachwycony pracą syna w OLT, to nie sprzeciwia się jego zatrudnieniu. Uspakaja swoją latorośl stwierdzeniem: „Nie martw się, komisji śledczej raczej z tego nie będzie”. Zadufany w sobie uważa, że rządy PO są wieczne i ani jemu ani innym prominentom Platformy Obywatelskiej nic nie grozi. Klasyczny przykład niefrasobliwości, nepotyzmu, kolesiostwa. Dalej było równie ciekawie. Okazało się, że Marcin P. nie zabiegał wcale o pozyskanie Michała Tuska. To on sam pchał się do tej podejrzanej pracy. Świadczą o tym słowa Marcina P. wywodzące się z podsłuchu o narzuceniu mu syna premiera. W jakim celu miał go przyjąć, nie wiadomo. Michał Tusk był dziennikarzem zatrudnionym w Gazecie Wyborczej, z wykształcenia socjologiem, jako marketing owiec zatrudnionym w Porcie Lotniczym w Gdańsku. Jego praca w OLT firmie podległej LOT-owi nie jest jasna. Miał być doskonałym ekspertem w kwestiach lotniczych, biegłym pijarowcem?. W jednym ze swoich maili sygnowanym hasłem „Józef Bąk” pisze, że trzeba „przywalić” LOT-owi. Państwowy przewoźnik w tamtym okresie przeżywał duże trudności. Miała być nawet ogłoszona jego upadłość i OLT szykowała się do przejęcia funkcji głównego przewoźnika lotniczego, a później prawdopodobnie do sprzedania go zagranicznej firmie. W korespondencji pojawia się nawet nazwa Air Berlin. Michał Tusk prawdopodobne nie był biernym parasolem, niczego nieświadomym, ale zatrudnionym z ramienia kogoś, kto planował przejęcie LOT-u. Zlekceważył fakt, że jeszcze w 2011 roku Amber Gold została umieszczona przez Komisję Nadzoru Finansowego na liście ostrzeżeń. Nie przeszkadzała mu praca w podejrzanym towarzystwie oszustów. Wprawdzie tłumaczył, że nie znał treści notatki ABW z 24 maja 2012 roku skierowanej do sześciu najważniejszych osób w państwie, w tym do Bronisława Komorowskiego i Donalda Tuska , ostrzegającą, że działania Amber Gold „uderzają w ważne interesy kraju”, to jest mało prawdopodobne, aby ojciec nie powiadomił o tym syna. Pamiętamy, jak Donald Tusk zapewniał z trybuny sejmowej o dojściu do prawdy w aferze Amber Gold, a w wobec złodziei wyciągniecie surowych konsekwencji . A potem w pośpiechu przed mnogością afer uciekł do Brukseli. Jeszcze teraz cynicznie komentuje przesłuchanie swego syna. Jest z niego dumny, a prace Komisji Śledczej nazywa nagonką polityczną na siebie i swoją rodzinę. Trafnie skomentował to Wojciech Cejrowski: „Pływam w szambie, ale nie tonę. Jestem dumny”. Na zeznania samego Donalda Tuska musimy jeszcze poczekać. Dostanie wezwanie pod koniec prac Komisji, dopiera na wiosnę przyszłego roku. Zapowiada się ciekawie. Iwona Galińska  

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną