Powszechnie myślimy, że legalizacja aborcji ma swoje źródło w Stanach Zjednoczonych. Ale tak nie jest. Do USA przemysł aborcyjny został „eksportowany” z Wysp Brytyjskich. Największe organizacje związane z aborcją wywodzą się właśnie stąd. Zarówno Międzynarodowa Federacja Planowania Rodzicielstwa jak i Marie Stopes International powstały w Wielkiej Brytanii. Teraz w przemyśle aborcyjnym przodują Stany Zjednoczone, a Wielka Brytania zajmuje drugie niechlubne miejsce.
O bardzo trudnej działalności ruchów antyaborcyjnych mówi szef największej i najstarszej organizacji pro-life Socjety for the Protection of Unbom Children (SPUC) John Smeaton. Zwraca szczególną uwagę na dramatyczną sytuację dzieci z zespołem Downa. 92proc. takich dzieci czeka aborcja. W Islandii jest jeszcze gorzej. Tam wyeliminowano przychodzenie dzieci cierpiących na tę chorobę na świat w 100procentach. Wielka Brytania do takiego wyniku dąży skutecznie. Departament Zdrowia aprobuje i wspiera nowe testy, które pozwolą na całkowitą eliminację dzieci z zespołem Downa.
Wyspy Brytyjskie to prawdziwy raj aborcyjny. Tam zgodnie z obowiązującym prawem chore dzieci można abortować nawet pod sam koniec ciąży. Ta lista chorób jest bardzo długa. Należy do niej nawet tak niewielka wada jak rozszczep podniebienia, który jest całkowicie usuwany dzięki operacji. Ale Brytyjczycy pragną mieć zdrowe dzieci, nieskażone żadną chorobą. Przyświeca im cel tworzenia „doskonałego” świata, w którym nie ma miejsca dla osób niepełnosprawnych. Część instytucji medycznych promuje takie podejście głównie ze względów ekonomicznych.
Za rządów Partii Pracy w 2005 roku sporządzono rządowy raport dotyczący kosztów utrzymania osób niepełnosprawnych. Dotyczyło to zarówno opieki nad nimi, jak i kosztów diagnozowania chorób w okresie prenatalnym. Wydatki te skonfrontowano z kosztami aborcji. Rachunek wyszedł korzystny dla aborcji. Taniej jest zabijać dzieci niż później je leczyć.
John Smeaton nie pozostawia złudzeń. Aborcja jest hołubiona na Wyspach zarówno przez laburzystów, jak i torysów. Prawa proaborcyjne wprowadziła swojego czasu premier Margaret Thatcher. To za jej rządów zaczęło obowiązywać prawo stosowania aborcji do końca ciąży w wypadku wykrycia chorób dziecka. W innych wypadkach wprowadzono dostępność aborcji do 24 tygodnia ciąży. Wtedy również zalegalizowane zostało in vitro oraz badania nad embrionem.
Zwolennicy aborcji jak i jej przeciwnicy są w obu brytyjskich partiach. Ale statystycznie rzecz biorąc więcej zwolenników ruchów pro-choice jest w lewicowej Partii Pracy. Środowiska lewicowe od lat zadają sobie trud wyselekcjonowania kandydatów mających na aborcję zdecydowany pogląd.
Niestety Partia Konserwatywna ma wiele grzechów na sumieniu w promowaniu zabijania dzieci. Poprzedni prawicowy premier David Cameron choć sam miał niepełnosprawne dziecko, zdecydowanie wypowiadał się za prawem do aborcji aż do chwili porodu. Wspierała go w tym jego żona. Cameron skutecznie również przyczyniał się do działań osłabiających pozycje rodziny. Promował aż do skutku legalizację małżeństw homoseksualnych, choć w programie Partii Konserwatywnej nie ma tego postulatu.
Teraz za rządów Theresy May nie jest lepiej. Jest ona gorącą orędowniczką małżeństw jednopłciowych, jak i szerokiego dostępu prawa do aborcji. Zwłaszcza niepokojące jest wprowadzenie przez nią obowiązkowych zajęć z edukacji seksualnej od czwartego roku życia. To podczas takich zajęć wpajane są dziecku przekonania, że przerywanie ciąży jest zwykłym rutynowym zabiegiem medycznym. Upowszechnienie i zakorzenienie takiego poglądu utrwala prawa proaborcyjne i bardzo szkodzi ruchom pro-life'owym.
Ale SPUC ma również swoje zwycięstwa. To właśnie dzięki jego kampanii legalizacja aborcji na szeroką skalę nie doszła do skutku w Irlandii Północnej, która jest częścią Wielkiej Brytanii.
U nas w sprawie ograniczenia, a właściwie zakazu aborcji jest nadal dużo do zrobienia. Chore dzieci są nadal uśmiercane, tak samo jak i te poczęte z aktu gwałtu. Kolejne starania ruchów pro-life natrafiają na zdecydowany opór pewnych warstw społeczeństwa, które agresywnymi działaniami blokują prace w Sejmie nad ustawą antyaborcyjną. John Smeaton stawia pytanie: „Czy prawo, które pozwala zabić dwie osoby na dziesięć, jest naprawdę lepsze od prawa, które pozwala zabić osiem osób na dziesięć? Według mnie jedno i drugie jest po prostu jawnie niesprawiedliwe”.
Iwona Galińska