Federalizacja uzgodniona?
Nie minęły nawet dwa tygodnie od paryskiego spotkania sekretarza Stanu USA Johna Kerry`ego z rosyjskim ministrem spraw zagranicznych Sergiuszem Ławrowem, a już w Charkowie, jednym z większych miast na wschodniej części Ukrainy „separatyści” proklamowali Charkowska Republikę Ludową.
Ci „separatyści” to jest taka prorosyjska odmiana „aktywistów” Majdanu, którzy z kolei są podobni do syryjskich „bezbronnych cywilów", którzy właśnie przypuścili na tamtejszego tyrana ofensywę z terytorium tureckiego. Warto przy tej okazji przypomnieć, że Turcja zazwyczaj spełnia wszystkie amerykańskie prośby, ale w odróżnieniu od Umiłowanych Przywódców naszego nieszczęśliwego kraju, którzy z różnych zresztą powodów, to znaczy – albo z podłości, albo z naiwności robią to za darmo - Turcja zawsze żąda od Amerykanów wynagrodzenia z góry, dzięki czemu jej pozycja na arenie międzynarodowej wygląda znacznie lepiej, niż pozycja Polski, która zadowala się tanimi komplementami.
Wracając zaś do „separatystów” to – podobnie jak „aktywiści”, czy „bezbronni cywile” są to różne eufemistyczne nazwy agentury, która albo z powodów politycznych, albo finansowych, a najczęściej i takich i takich, wykonuje rozmaite zadania zlecone, w tym również militarne. Kiedyś nazywały się one „wojnami”, ale odkąd Radio Erewań poinformowało swego słuchacza, że wojen już nie będzie natomiast rozgorzeje taka walka o pokój, że nie zostanie nawet kamień na kamieniu, zapotrzebowanie na różne eufemistyczne nazwy operacji militarnych gwałtownie wzrosło.
Jest i inny powód tego stanu rzeczy; otóż zgodnie z amerykańską konstytucją, podobnie jak konstytucja naszego nieszczęśliwego kraju, udział USA w wojnie wymaga decyzji Kongresu, podobnie jak u nas – Sejmu. Ale Kongres nie na wszystkie awantury by się zgodził, podobnie jak i Sejm, toteż amerykańscy krętacze, podobnie jak i nasi wykombinowali sobie te wszystkie eufemizmy, które nie są żadnymi „wojnami”, wobec czego decyzje w tej sprawie może podejmować prezydent Obama, podobnie jak u nas – prezydent Kwaśniewski, co to do spółki z premierem Milerem wplątali Polskę w awanturę wojenną w Iraku.
Ten semantyczny trick został przyjęty przez Komitet Pokojowej Nagrody Nobla. Jak pamiętamy, przyznana została ona prezydentowi Obamie, chociaż pod jego kierownictwem USA prowadziły wtedy aż dwie woj... to znaczy pardon – oczywiście jakie tam znowu „wojny”; nie żadne „wojny” tylko jedna „operację pokojową”, a drugą - „misje stabilizacyjną”.
Te przykłady pokazują, ze zakłamanie nie jest już dzisiaj monopolem rosyjskim, co można wytłumaczyć na gruncie teorii konwergencji, lansowanej przez profesora Zbigniewa Brzezińskiego jeszcze w latach 60-tych. Teoria ta głosi, że tkwiące śmiertelnym zwarciu antagonistyczne mocarstwa coraz bardziej się do siebie upodabniają i to pod każdym względem.
Ten nieco przydługi wstęp pozwala lepiej zrozumieć, co się właściwie na Ukrainie dzieje. Powstanie „Charkowskiej Republiki Ludowej” pokazuje, że Rosja, która nie ma żadnego interesu w rozpoczynaniu marszu na Kijów, rozpoczęła na Ukrainie operacje destabilizowania tego państwa, co w ramach eufemizmów nazywa się „federalizacją”.
Celem „federalizacji” jest pozbawienie Ukrainy sterowności – czemu wychodzą naprzeciw pomysły idiotów z Majdanu, by ten cały Majdan – cokolwiek by to miało znaczyć – wpisać do nowej ukraińskiej konstytucji jako organ państwowy z prawem weta wobec prezydenta, Rady Najwyższej i rządu. Krótko mówiąc, chodzi o to, by do konstytucji państwa wprowadzić zalążek anarchii w rodzaju polskiego liberum veto.
Nietrudno tedy sobie wyobrazić, że albo zewnętrzna razwiedka, albo jakaś Julia Tymoszenko, która akurat uwzięłaby się na aktualnego prezydenta, „skrzyknęłaby” na Majdan kilka tysięcy opłaconych uprzednio „aktywistów", którzy „zawetowaliby” co tam trzeba, doprowadzając państwo do stanu całkowitej bezwładności.
Ale o to mniejsza, bo do niedawna wszystko co tam na Majdanie wykombinowano, nasi Umiłowani przywódcy i ich klakierzy obcmokiwali bez opamiętania, to znaczy – również bez zastanowienia, czy nie działa tam aby ruska agentura, która od czasów sowieckich przecież nie wyparowała, ani się nie rozpłynęła, tylko podobnie jak w naszym nieszczęśliwym kraju, musiała przez te lata reprodukować się w kolejnych pokoleniach ubeckich dynastii.
Dzięki temu operacja destabilizowania, to znaczy – oczywiście „federalizacji” Ukrainy, przy braku pewności co do lojalności tamtejszego korpusu oficerskiego i całej reszty wojska, jest stosunkowo łatwa, bez konieczności interwencji wojskowej. Pytanie, czy na tę „federalizację” USA się w Paryżu zgodziły, czy nie.
Ofensywa „bezbronnych cywilów" w Syrii skłania do podejrzeń, że jakaś zgoda była, a dodatkowymi poszlakami, które by na to wskazywały, było – po pierwsze – pominięcie w tubylczych niezależnych mediach głównego nurtu konferencji prasowej Sergiusza Ławrowa, a tylko pokazanie konferencji prasowej Johna Kerry`ego, który w sprawie „federalizacji” wyrażał się wyjątkowo niejasno, a po drugie – publikacji ruskiego „Kommiersanta”, który otwartym tekstem napisał, ze USA na federalizację Ukrainy się zgodziły.
Kolejną poszlaką, jaka by na taka możliwość wskazywała, jest komunikat NATO, w którym całkowicie zignorowane zostało proklamowanie „Charkowskiej Republiki Ludowej”, a który stwierdza tylko że nie odnotowano „ruchów rosyjskich wojsk” na pograniczu z Ukrainą.
Widać wyraźnie, że Rosja powtarza na Ukrainie scenariusz rozbiorowy, zastosowany w latach 90-tych wobec Jugosławii, a potem – wobec Serbii. Warto przypomnieć, że tamtej scenariusz rozbiorowy został uruchomiony i doprowadzony do końca z inicjatywy niemieckiej, by w ten sposób storpedować ewolucję w niepożądanym kierunku inicjatywy politycznej Heksagonale, którego Jugosławia miała być bałkańskim filarem. Wojna domowa w tym kraju sprawiła, że sygnatariusze Heksagonale zrozumieli, czym grozi politykowanie za niemieckimi plecami i się od tej inicjatywy zdystansowali, w następstwie czego próżnię polityczną w Europie Środkowej zaczęły wypełniać Niemcy, rozszerzając Unię Europejską na wschód. Rosja w pewnym momencie pozostawiła Serbię własnemu losowi i w ten sposób Niemcy ugruntowały swój polityczny wpływ po zachodniej stronie linii Ribbentrop-Mołotow, no a Rosja właśnie przystępuje do ugruntowania swoich politycznych wpływów po swojej stronie kordonu. Wzajemne respektowanie tych stref jest fundamentem strategicznego partnerstwa niekiecko-rosyjskiego, które jak dotąd wytrzymało również ukraińską „próbę niszczącą”. Różnica bowiem jest taka, że w Jugosławii USA w końcu Niemcy wsparły, podczas gdy na Ukrainie próbowały robić Putinowi dywersję – ale jeśli w Paryżu rzeczywiście uzgodniono „federalizację” to znaczy, że USA sprzedały Ukrainę za wolną rękę w Syrii.
Stanisław Michalkiewicz
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl