Teraz można to ujawnić?
Wprawdzie wybory do Parlamentu Europejskiego już się zakończyły, ale pozostały jeszcze widoczne ślady po kampanii, między innymi w postaci billboardów. Na podstawie ich rozmiarów i ilości można wydedukować, ile pieniędzy kandydaci na nie wydali.
Pół biedy, kiedy do Parlamentu Europejskiego się dostali, ale jeśli się nie dostali? Setki tysięcy złotych wyrzucone w błoto! Co prawda na biednych nie trafiło, bo taka na przykład pani Joanna Senyszyn, co to lubi interesować się cudzymi pieniędzmi, z tej wrażliwości społecznej uciułała sobie podobno milion złotych, a przecież musiała wydoić znacznie więcej – ale zawsze szkoda.
A przecież nie tylko kandydaci wydawali pieniądze, bo wydawały również partie, z tym, że o ile kandydaci swoje, to partie – państwowe, to znaczy – podatkowe. Na przykład Platforma Obywatelska wystawiła billboard z hasłem: „Idź na wybory, głosuj na bezpieczeństwo”.
Jestem pewien, że ten billboard był adresowany do konfidentów, którym za pośrednictwem władz Platformy Obywatelskiej tajne służby uświadamiały, iż głos oddany na PO tak naprawdę stanowi wsparcie bezpieczniackich watah. Potwierdzałoby to moją ulubioną teorię spiskową, według której Platforma Obywatelska, przy której tworzeniu tyle rozmów i bliskich spotkań III stopnia odbył pan generał Gromosław Czempiński, jest polityczną ekspozyturą razwiedki.
Ma to oczywiście swoje konsekwencje, bo w związku z tym prawdziwym programem PO jest odwdzięczanie się razwiedce za powierzenie zewnętrznych znamion władzy i poparcia funkcjonariuszy poprzebieranych za dziennikarzy niezależnych mediów głównego nurtu. Istotne jest również i to, że to nie Platforma decyduje, w jaki sposób będzie się odwdzięczała, tylko jest o tym na bieżąco informowana.
Dlatego też PO wprawdzie ma program polityczny, ale nie zawsze wie – jaki, ponieważ niekiedy jest informowana o swoim prawdziwym programie w ostatniej chwili. Tak czy owak, Platforma nakazany program realizuje, czego dowodem są ustawy o bratniej pomocy, czy psychuszkach – ta ostatnia wykonana przez pobożnego posła Jarosława Gowina, który został następnie delegowany z PO do tzw. „prawdziwej prawicy”.
Podczas gdy Platforma Obywatelska porzuca wszelkie pozory niezależności i otwarcie wzywa swoich zwolenników do głosowania „na bezpieczeństwo”, ze strony zwolenników Prawa i Sprawiedliwości dobiegają narzekania na brak pieniędzy.
Okazuje się, że nie ma za co zrealizować filmu, pokazującego „prawdę” o Smoleńsku, bo zebrano zaledwie około 200 tysięcy złotych, podczas gdy potrzebne jest co najmniej 55 razy tyle. Tak w każdym razie utrzymuje pan Antoni Krauze, który podjął się wyreżyserowania tego filmu.
Ale to jeszcze nie koniec kłopotów, bo okazuje się, że niezależna telewizja „Republika” też zaczyna robić bokami. Pierwszy kwartał 2014 roku zamknęła stratą 2,2 mln złotych. Wprawdzie liczy na dochód ze sprzedaży akcji, ale skoro nawet na film pokazujący „prawdę” o Smoleńsku mało kto chce dać pieniądze, to nie ma pewności, czy da na telewizję, chociaż ona też pokazuje cała prawdę i tylko prawdę – w dodatku absolutnie niezależną.
Jest to sytuacja o tyle dziwna, że o ile mi wiadomo, Prawo i Sprawiedliwość, dla którego ukazanie „prawdy” o Smoleńsku jest istotnym elementem programu politycznego, podobnie jak pokazywanie prawdy i tylko prawdy w telewizji – to Prawo i Sprawiedliwość otrzymuje z budżetu państwa prawie 50 mln złotych, a z samych odsetek od tej sumy ma ponad 600 tys. złotych.
W tej sytuacji trudności finansowe przeżywane przez fundację próbującą zrealizować film pokazujący „prawdę” o Smoleńsku, podobnie jak kłopoty finansowe stacji Republika są niezrozumiałe.
Gdyby PiS rzeczywiście tak zależało na pokazaniu „prawdy” o Smoleńsku, czy zapewnieniu sobie medialnego dopalacza, to przy takich dochodach z budżetu już dawno by to było załatwione. Skoro jednak załatwione nie jest, to nie można wykluczyć, iż prawdziwe priorytety PiS są zupełnie inne.
Stanisław Michalkiewicz
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl