Taśmowa chwila prawdy. Kiedy Polacy wyjdą na ulice?

0
0
0
/

Taśmy z rozmów prominentnych członków rządu i polityków Platformy Obywatelskiej drastycznie obnażyły stan świadomości elit i państwa które stworzyli. Jednak sytuacja ta jest chwilą prawdy nie tylko dla hochsztaplerów u władzy, o których wielu z nas od dawna już wie co myśleć, ale przede wszystkim dla obywateli Rzeczpospolitej.

 

Rzucono nam w twarz, czy może raczej dano nam w twarz, cytatami w obliczu których nikt z nas nie może już powiedzieć: „nie widziałem”, „nie znam się”, „czy to aby na pewno prawda?”. To prawda – jesteśmy rządzeni od siedmiu lat przez drobnych cwaniaczków, którzy wykorzystali polityczne mechanizmy dla zbicia majątku i pozycji społecznej a których nieudacznictwo doprowadziło do konieczności regulowania procesu zarządzania państwem w przebijający z podsłuchanych rozmów żałosny sposób.

 

Rząd ten i wszyscy, którzy za nim stoją zasługuje na zmiecenie z powierzchni ziemi, a w związku z jeszcze większym politycznym nieudacznictwem parlamentarnej opozycji, może to zrobić tylko naród sam przez się. Pytanie czy będzie w stanie wyzwolić z siebie już nie tyle społeczny ruch, co zwykły, widoczny odruch ulicznego gniewu, właściwy każdemu zdrowemu organizmowi? Czy może jesteśmy jako społeczeństwo już tak zgnuśniali, stetryczali że zanucimy tylko pod nosem "Nic się nie stało, Polacy nic się nie stało”?.

 

Warto jednak także abyśmy zrozumieli, że to iż "państwo polskie istnieje teoretycznie, praktycznie nie istnieje" nie jest jedynie sprawką ekipy rządzącej przez ostatnie siedem lat, jakimś "wypadkiem przy pracy”. To kwestia generalnego wyboru formy politycznej i gospodarczej w jakiej zgodziliśmy się egzystować przed ćwierćwieczem. Był to wybór elit - komunistów od lat opierających swoją władzę na protekcji brutalnej siły Sowietów i skorumpowanych przez Zachód liderów Solidarności, ale było to też bierne przyzwolenie społeczeństwa. Ci, którzy dokonali 25 lat temu tego wyboru rządzą nami po dziś dzień, a my nadal na to przyzwalamy, oglądając na ekranach telewizorów wciąż te same twarze.

 

Wbrew propagandzie "sukcesu transformacji", jaką byliśmy niedawno bombardowani z okazji 25-rocznicy wyborów do Sejmu kontraktowego, transformację tę można sprowadzić do zmiany z produkcyjnej kolonii zmilitaryzowanego imperium Moskwy w rynek zbytu i źródło taniej siły roboczej dla centralnych krajów systemu kapitalistycznego, przede wszystkim Niemiec.

 

W istocie jesteśmy krajem skolonizowanym i całkowitą rację ma prof. Witold Kieżun opowiadający i piszący tak merytorycznie o "patologii transformacji” - czas szczerze sobie przyznać, że nasze problemy polityczne, ekonomiczne i społeczne mają wiele wspólnego z tymi przed jakimi stoi "Burundi, Rwanda, Nigeria". I taką też mamy, na miarę postkolonialnej bananowej republiki, elitę. Różnice w PKB per capita nie kwestionują tego podobieństwa.

 

Przykład krajów postkolonialnych dowodzi, że formalno-prawne atrybuty państwowości niewiele znaczą gdy ich obywatele, a szczególnie rządzący nadal mają kolonialną mentalność. Niewiele znaczą gdy elity zachowują niczym owi, pogardzani przez własnych ziomków, murzyni ubierający się we fraki i antyszambrujący w korytarzach kolonialnych gubernatorów z nadzieją na akceptację w jego salonie i frykasy z jego stołu. Formalne atrybuty niewiele znaczą gdy obywatele nie widzą związku między jakością własnej egzystencji a jakością instytucji publicznych w tym potencjałem własnego państwa.

 

Tak długo jak grillujący, wycofani w opłotki prywatnych strategii przetrwania Polacy, niczym Afrykańczycy żyjący w ramach swoich starych struktur plemienno-rodzinnych, będą rozumieć politykę wyłącznie jako kupowanie od polityków świętego spokoju dla grillowania i dorabiania się, tak długo będą bici w twarz takimi cytatami… i nie tylko nimi.

 

Polacy muszą nauczyć się odpowiedzialności za państwo a nie tylko własne gospodarstwa domowe. I nie trzeba nawet epatować przykładami z tak zwanego "Trzeciego Świata” i jego burzliwych losów by zrozumieć czego nam potrzeba. Osiem lat temu niemal identyczny powód – nagrania szczerych słów premiera – wyprowadziły na ulice Węgrów. Były wielotysięczne manifestacje, walki z policją, wtargnięcie do budynku telewizji czy nawet szarże zabytkowym czołgiem. Od tego czasu na Węgrzech wiele się zmieniło i jakkolwiek by nie oceniać szczegółowych wskaźników ekonomicznych – Węgry odzyskały podmiotowość w Europie, zaś na widowni ich sceny politycznej pojawiły się nowe siły polityczne i nowi ludzie, reprezentujący nowe pokolenie. Ostatecznie wraz z mentalnym przełomem i jego radykalnymi manifestacjami tego właśnie potrzebujemy. Nie chodzi zamianę jednej zużytej parlamentarnej partii na drugą, lecz o ruch społeczny, którzy wbiegnie z ulicy na salony i zakwestionuje ich wszystkich. Tych z prawa i lewa, tych którzy od czasu okrągłego stołu przesiadają się tylko na kolejne krzesła.

 

Zatem wyjdźcie na ulice Polacy. Wyjdźcie albo nigdy więcej nie narzekajcie na swoje państwo, swoich polityków, urzędników i sąsiadów.

 

Karol Kaźmierczak

foto: pocisk.com

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną