Tęczowy dyktat nad Afryką
Kolejny kraj afrykański odrzucił żądania środowisk LGBT. I kolejny raz przekonali się mieszkańcy kontynentu afrykańskiego, że USA i niektóre kraje Europy nie są wcale wojownikami o wolność słowa i idei. Tęczowy dyktat rozpoczął swe ponure panowanie.
W styczniu bieżącego roku prezydent Nigerii, Goodluck Jonathan, podpisał ustawę, która zakazywała związków „homoseksualnych“. Karą za takowe jest do 14 lat pozbawienia wolności.
Już wtedy słyszeliśmy o silnej reakcji rządów Wielkiej Brytanii i USA, które zapowiadały odcięcie pomocy dla tego kraju. I nie chodzi tu wcale o pomoc finansową, militarną czy gospodarczą - dotyczy to też pomocy dla biednych, głodnych i chorych (sic!).
Ostra reakcja tychże krajów była spowodowana faktem, iż dla wielu anglojęzycznych polityków, tzw. „prawa osób homoseksualnych“ stoją na pierwszym miejscu. Tak wysoko nie stoi nawet walka z korupcją, skazywanie gwałcicieli, a nawet głód i bezrobocie wśród narodu.
Oczywistym się też stało, że za ową reakcją stały środowiska lewicowe, budujące nową marksistowską rewolucję, która kolejny raz podnosi hasła o „równości, miłości i tolerancji“, z tą jednakże różnicą, iż ta rewolucja jest tęczowa, a nie brunatna czy czerwona.
W samej jednak Nigerii mamy do czynienia z podziałem na dwa fronty religijne, który dzieli ten blisko 170 milionowy kraj na niemalże połowę. Na przykład na północy, która jest bardziej muzułmańska, istnieje prawo szariatu, które akty homoseksualne karze śmiercią. Zaś południe kraju jest chrześcijańskie - i to silnie - więc oczywistością było i jeno kwestią czasu, aby do zakazania takowych związków doszło. Nie dziwi to, ani nie dziwi reakcja polityków afrykańskich.
Dla przykładu: prezydent Senegalu stwierdził, że kraje Europy i USA powinny przestać dyktować ludziom, jak mają żyć, skoro ludzie ci żyją poza granicami ich krajów. Trudno się nie zgodzić z nim, jednak dla kosmopolitycznych, pseudohippisowskich i progejowskich politykierów, mowa o jakiejkolwiek niepodległości pomniejszych państw, brzmi jak kpina.
Gorzko o tym fakcie przekonała się Uganda, która wprowadziła zakaz związków homoseksualnych i nie daje sobą pomiatać środowiskom LGBT. Prezydent Ugandy, Yoweri Museveni, skutecznie odrzuca kolejne roszczenia środowisk lewicowych. Spotkała go za to niespodzianka ze strony „walczącej o wolność“ Ameryki i krajów ONZ: dopóki Uganda nie zalegalizuje związków homo (nie mylić z Ecce Homo), oraz nie nada im praw adopcyjnych, USA cofnie pomoc dla tego kraju, dodatkowo nakładając sankcje na niektórych polityków Ugandy.
Z represjami i odrzuceniem spotkał się też minister spraw zagranicznych Ugandy, Sam Kutesa, który był nominowany na przewodniczącego 69. sesji Zgromadzenia Generalnego ONZ. Do krajów opluwających wolność i niepodległość, a także prawa religijne niezależnego państwa, jakim jest Uganda, dołączyły też Holandia, Norwegia, Dania i Szwecja.
Należy bacznie obserwować „piewców tolerancji“, bo każda epoka posiada swojego demona zaprzeczania wartościom. Dawniej była to rewolucja francuska, później nazizm, bolszewia, komuna, dziś rewolucja na Ukrainie czy choćby islamizacja terenów chrześcijańskich. Zawsze zaczyna się od pięknych mów i głębokich przemyśleń rewolucjonistów, kończy też zawsze tak samo - konserwatyści mają przystawiony pistolet do głowy.
I nie przesadzam, bowiem dla wielu krajów afrykańskich pomoc z zewnątrz jest niezbędna, aby ludzie nie głodowali i nie umierali. Odbierając im pomoc tylko z powodu faktu, iż pozostali wierni swoim przekonaniom - i to nawet nie tyle katolickim, co jeszcze pochodzącym z czasów religii regionalnych (do dziś mają wielu wyznawców) - jest skazaniem ich z pobudek egoistycznych na śmierć.
Tekst ten nie byłby pełny, gdybym nie dodał bardzo ciekawej informacji: najbardziej chrześcijańskie kraje Afryki, do których należy choćby wspomniana wyżej Uganda, posiadają zarazem najniższy stopień zachorowalności na AIDS!
Czego jest to skutkiem? Oczywiście: promocji małżeństw monogamicznych i wiernych, głęboka religijność (nie pozwalająca na zdrady) czy choćby zakaz rozpasania seksualnego. W innych krajach Afryki nie pomogły darmowe kondony, ani nauki różnych „technik seksualnych“, które od kilkudziesięciu lat promowały środowiska „postępu“ z Europy i Ameryki na tychże terenach.
W całej tej gmatwaninie politycznej wyłuszcza się jedno pytanie: czy kraje, które otrzymują pomoc charytatywną, są zobowiązane do przyjmowania wzorców z zagranicy, których przyjmować nie chcą? Czy niepodległość kończy się, gdy biedne dziecko z danego kraju dostanie najpotrzebniejsze rzeczy do przeżycia od kraju innego?
Pytania pozostawię bez odpowiedzi, a Polakom i innym narodom Starego Kontynentu chcę tylko powiedzieć: uczcie się od Nigerii i Ugandy, jak wygląda niepodległość i zdrowy rozsądek, tak dzisiaj odrzucany przez tęczową rewolucję!
Maciej Kałek
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl