Niepodległy Kurdystan już wkrótce?
Ofensywa ekstremistycznej organizacji „Islamskie Państwo” zainicjowała kryzys polityczny, który postawił przyszłość państwa irackiego pod znakiem zapytania. Iraccy Kurdowie otwarcie mówią już o działaniach na rzecz pełnej niepodległości.
„Jesteśmy jedynymi, którzy zdecydują o swoim losie, bez wątpienia mamy wielu sprzymierzeńców, mamy także wielu wrogów. Może to ryzykowne, ale nadszedł czas aby powiedzieć światu czego chcemy i nikt nie ma prawa nas za to potępiać” – mówił w czwartek prezydent autonomicznego, irackiego Regionu Kurdystanu Masud Barzani i zarazem lider Demokratycznej Partii Kurdystanu (KDP).
W piątek Barzani wystąpił do regionalnego parlamentu o wyznaczenie daty referendum niepodległościowego, dodając, że w jego przekonaniu wszystko jest już gotowe do jego przeprowadzenia w ciągu miesiąca. Parlament regionalny ma zająć się tą sprawą na swoim posiedzeniu 10 lipca. Barzani wezwał do stworzenia niezależnej komisji wyborczej, która przygotowałaby i przeprowadziła referendum niepodległościowe. Buńczucznie zapowiedział, że nie zamierza oddawać pod bezpośrednią kontrolę Bagdadu prowincji Kirkuk wraz z jej polami naftowymi zajętej niedawno przez zbrojne oddziały kurdyjskiej autonomii. Wcześniej Barzani mówił o lokalnym referendum w sprawie statusu prowincji ale skoro iracka armia pozostawiła ją kurdyjskim peszmergom aby bronili jej przed ekstremistami z „Islamskiego Państwa”, co z przekąsem podkreślał, to „nie będzie więcej żadnych dyskusji o tym”.
Barzani podkreślał w piątek, że niepodległościowe aspiracje Kurdów „mają międzynarodowe poparcie” choć nie skonkretyzował czyje, jak na razie takie poparcie wyrażono otwarcie tylko w Tel Awiwie. Prezydent kurdyjskiej autonomii asekuracyjnie dodał, że kraje które nie popierają niepodległości Kurdystanu nie są przezeń automatycznie postrzegane jako wrogie, co prawdopodobnie jest przede wszystkim ukłonem w stronę Turcji. Dzień wcześniej pod siedzibą parlamentu w Irbilu odbywały się demonstracje poparcia dla idei niepodległości irackiego Kurdystanu.
W wywiadzie dla BBC Barzani mówił „Irak jest już praktycznie podzielony […] Oczywiście jesteśmy z naszymi arabskimi i sunnickimi braćmi w kryzysie ale to nie oznacza, że porzucimy nasz cel. Mówiłem już kilkukrotnie, że niepodległość jest naturalnym prawem Kurdów”.
Podobne stanowisko zajęło konkurencyjne wobec Barzaniego środowisko drugiej głównej partii Patriotycznej Unii Kudystanu (PUK). Kubad Talabani, syn jej przywódcy Dżalala Talabaniego, w wywiadzie jakiego udzielił telewizji Channel 4 stwierdził, że kryzys jest spowodowany przez rząd iracki, „brak równego traktowania wszystkich obywateli” i „niezdolność do bycia prawdziwym rządem wszystkich mieszkańców Iraku”. Uznał, że konstytucyjny federalny ustrój Iraku nie jest w praktyce przestrzegany. „Irak jaki znaliśmy doczekał swojego końca” – mówił Talabani junior przewidując, że albo państwo przyjmie postać luźnej konfederacji, albo się rozpadnie. Można podejrzewać, że Dżalal Talabani wyręczył się synem w wysłaniu tego komunikatu tylko z powodu tego, że ciągle pozostaje przecież prezydentem owego skazywanego na zniknięcie lub głębokie przekształcenie państwa.
PUK, w której dobrze pamięta się jeszcze wojnę domową z KDP w latach 1994-1997 oraz czasy faktycznej dwuwładzy, która w regionie kurdyjskim trwała do 2006 r., może czuć się zmuszona do gorliwego prezentowania swojej pro-niepodległościowej pozycji. Przecieki prasowe ujawniły bowiem, że jeszcze w maju miała prowadzić poufne negocjacje z Al-Malikim o wsparciu jego nowego rządu w zamian za stanowisko wicepremiera dla Kubada Talabaniego. Z drugiej strony Muszrek Abbas pisał 20 maja dla portalu „Al-Monitor”, że już wówczas, a więc przed ofensywą „Islamskiego Państwa”, między dwiema głównymi partiami irackich Kurdów trwały rozmowy o parciu w kierunku konfederalizacji państwa czy nawet niepodległości.
PUK ma poważny atut w postaci znacznie lepszych, niż obóz Barzaniego, relacji z Iranem, który staje się powoli gwarantem granic i ustroju zachodniego sąsiada. Relacje te wywodzą się jeszcze z czasów wspomnianej wojny domowej, kiedy Talabani korzystał ze wsparcia Iranu przeciw KDP, która z kolei poprosiła o pomoc niedawnego śmiertelnego wroga – Sadddama Husajna. W ostatnią niedzielę w irackiej Sulmaniji – tradycyjnym bastionie PUK pojawiła się irańska delegacja. Spotkała się z przedstawicielami PUK oraz nowej kurdyjskiej partii „Ruch Zmian” znacząco pomijając KDP i oficjalną administrację regionu. Według przecieków Irańczycy prosili obie partie o energiczne wsparcie irackich władz w walce z „Islamskim Państwem”. W zamian obiecywali forsować przedstawiciela PUK na stanowisko gubernatora prowincji. Dodać trzeba, że Irańczykom zależy na zablokowaniu ogłoszenia niepodległości irackiego Kurdystanu bowiem na swoim terytorium mają problem z kurdyjską separatystyczną organizacją PJAK.
Irredenta czy polityczna licytacja?
Pytanie o to na ile słowa Barzaniego odzwierciedlają rzeczywistą determinację pojawiają się po wizycie w Stanach Zjednoczonych jaką w zeszłym tygodniu odbywał szef jego gabinetu Fuad Husajn oraz szef departamentu spraw zagranicznych kurdyjskiej administracji Falah Mustafa Bakir. Przemawiając 2 lipca w wypełnionym po brzegi waszyngtońskim Instytucie Polityki Bliskowschodniej ten ostatni obiecywał, że iraccy Kurdowie nie ogłoszą niepodległości jednostronnie. Dodał, że choć przeprowadzenie niepodległościowego referendum może odbyć się już wkrótce nie znaczy to jednak, że jego wyniki muszą szybko zostać przekształcone w decyzje o charakterze prawno-międzynarodowym. Kurdowie przeprowadzili już raz kwazi-referendum niepodległościowe a było to jeszcze 30 stycznia 2005 r., równocześnie z wyborami do parlamentu Iraku. W ówczesnym plebiscycie, nieuznawanym przez władze centralne, 98 procent głosujących opowiedziało się za niepodległą państwowością.
Obaj kurdyjscy politycy powtarzali w Waszyngtonie druzgocącą krytykę sytuacji w Iraku. Bakir podkreślał, że „Irak już jest podzielony” zaś Husajn twierdził, iż „80 procent irackiej armii jest w stanie upadku”. Zadeklarował dwutorową politykę Irbilu – z jednej strony wsparcie dla powołania nowego rządu, który pod odsunięciu Al-Malikiego, czego domagają się Kurdowie, miałby potencjał do politycznego rozwiązania problemu sunnickiego, z drugiej strony kontynuowania działań na rzecz niepodległości.
Sygnalizuje to, że Kurdowie liczą się ze stanowiskiem Waszyngtonu, jednocześnie są zdeterminowani do wzmocnienia swojej politycznej samodzielności. Czy skończy się na politycznej niepodległości – być może, ale też ta licytacja może poprzestać na niższej stawce, w przypadku braku poparcia z zewnątrz.
USA jak na razie oficjalnie sprzeciwiają się całkowitej niepodległości Kurdystanu. Jednocześnie 3 lipca sam sekretarz obrony Chuck Hagel poinformował o otwarciu amerykańsko-kurdyjskiego Centrum Połączonych Operacji w Irbilu analogicznego do tego jakie Amerykanie powołali w Bagdadzie dla współpracy z władzami centralnymi. Do irackiego Kurdystanu już poleciała grupa (Hagel nie określił jak liczna) żołnierzy amerykańskich Sił Specjalnych – „zielonych beretów”. Amerykanie nie mają zbytniej potrzeby szybkiego dyscyplinowania Kurdów. Ich niepodległościowe deklaracje mogą być doskonałym środkiem nacisku na szyickie elity polityczne Iraku aby w końcu odsunęły Al-Malikiego, którego Amerykanie uważają za człowieka Iranu, a który stałby się w ten sposób doskonałym kozłem ofiarnym służącym próbie rozładowania napięć.
Po słowach premiera Binjamina Netanjahu z 29 czerwca Barzani może być natomiast pewien poparcia Izraela dla najdalej idących kroków. Związki irackich Kurdów z Izraelem sięgają końca lat sześćdziesiątych XX wieku, kiedy to do władzy doszła panarabska partia Baas. Saddam Husajn wkładał niemało trudu i pieniędzy we wspieranie palestyńskiego ruchu oporu. Izrael zrujnował zaś jego atomowe ambicje bombardując reaktor Osirak w 1981 r. i wspierając już wówczas kurdyjską partyzantkę. Niegdyś przed otwartym popieraniem separatyzmu Kurdów powstrzymywał Izraelczyków sojusz z Turcją. Ten czynnik jednak odpadł wraz z ochłodzeniem relacji Tel Awiwu i Ankary za czasów premiera Erdogana a przede wszystkim przez fakt, iż sami iraccy Kurdowie zbudowali nieoczekiwanie dobre stosunki z Turkami. Seymoure Hersch na łamach magazynu „New Yorker” już w 2004 r. pisał, że inaczej niż Amerykanie, Izraelczycy grają na rozpad Iraku, intensywnie szkoląc peszmergów i kurdyjskie służby.
Niepodległość jako kurdyjska kość niezgody
Turcja jest dla Irbilu niemal równie ważna co Amerykanie. Zaś kwestia Kurdyjska jest kluczowa dla Turcji bo mieszka na jej terytorium co najmniej 13 milionów Kurdów, ponad trzy dekady konfliktu z partyzantką Partii Pracujących Kurdystanu kosztowały życie 45 tys. ludzi w tym wielu cywilów.
Tureckie wojsko wielokrotnie po 2003 r. zapuszczało się na obszar irackiego Kurdystanu w pogoni za jej bojownikami. Tymczasem rządzący nim nieprzerwanie Barzani od dawna budował atmosferę zrozumienia nie opierając się zbytnio tym akcjom. Zwieńczeniem tego procesu było podpisanie 27 listopada zeszłego roku pakietu kontraktów na ropę i gaz z irackiego Kurdystanu między jego administracją a podmiotami z Turcji. Ropa już jest wysyłana, z tureckiego naftoportu także dalej do Izraela, a nowy gazociąg ma zostać otwarty w 2017 r. Oczywiście kontrakty zdecydowanie oprotestował rząd iracki, co nie zmieniło tego, że ropa płynie, podobnie jak pieniądze na konto autonomicznego rządu kurdyjskiego w tureckim banku państwowym. Kontrakt na poszukiwania i wydobycie gazu podpisała z rządem w Irbilu angielsko-turecka spółka Genel Energy.
Paradoksalnie jednak taka polityka Barzaniego na rzecz umocnienia irackiego Kurdystanu i ewentualne proklamowanie jego niepodległości może doprowadzić do skomplikowania położenia pobratymców w sąsiednich państwach i wywołać ostry wewnątrzkurdyjski konflikt. Na łamach wydawanego w Londynie arabskiego dziennika „Al-Hayat” Akram Al-Bunni zauważył, że przeciwko polityce szybkiego ogłoszenia niepodległości irackiego regionu kurdyjskiego opierają się zarówno kurdyjskie środowiska liberalne w Iraku, które boją się autorytaryzmu Barzaniego i przekształcenia kraju w dyktaturę ale też nacjonaliści sądzący, że niepodległość kurdyjska w granicach irackiego regionu może zatrzasnąć sprawę narodową w sąsiednich państwach zamieszkiwanych przez Kurdów. Bo też nie wolno zapominać, że Kurdowie, choć wszyscy mniej lub bardziej otwarcie marzą o Wielkim Kurdystanie, są niezwykle podzieleni politycznie.
Stosunek do Turcji zdecydowanie antagonizuje Kurdów irackich, szczególnie Barzaniego oraz jego KDP wobec ciągle silnej Partii Pracujących Kurdystanu. Wpływy obu stron krzyżują się wśród Kurdów syryjskich. Po wycofaniu się większości syryjskich sił bezpieczeństwa z zamieszkiwanej przez nich północno-wschodniej części kraju kontrolę przejęła tam w 2012 r. powiązana z PKK Demokratyczna Partia Zjednoczenia (PYD), która powołała do życia Ludowe Oddziały Samoobrony a w styczniu tego roku ogłosiła na tym obszarze swoją własną, niezależną administrację.
W zeszłym roku głównym wrogiem syryjskich Kurdów okazali się atakujący ich rebelianci – od „Wolnej Armii Syrii” po „Islamskie Państwo Iraku i Lewantu”. Relacje z rządem w Damaszku przybrały formę specyficznej neutralności – unikano starć, także ze stacjonującymi w regionie kurdyjskim garnizonami, administracja PYD zbojkotowała syryjskie wybory prezydenckie z 3 czerwca ale jednocześnie nie przeszkadzała w zorganizowaniu lokali wyborczych Kamiszli i Hasace w budynkach pod kontrolą sił wiernych Baszarowi Al-Asadowi i tym mieszkańcom którzy się do nich udali.
PYD nie chce dzielić się władzą z innymi partiami syryjskich Kurdów, które choć protegowane przez Barzaniego mają w terenie marginalne znaczenie i poparcie. Dość wspomnieć, że nawoływania Barzaniego do niepodległości mocno poparli działacze z Syrii Abd Al-Aziz Temmo z Unii Kurdyjskich Sił Demokratycznych czy Kawa Azizi z Kurdyjskiej Demokratycznej Partii w Syrii w wypowiedziach dla syryjsko-kurdyjskiej agencji ARA News. Ten ostatni określił go jako „jedynego, który może ogłosić niepodległość” ze względu na swoją „charyzmę i moralny wpływ”.
PYD odrzuca także ich politykę identyfikowania się z arabskimi wrogami prezydenta Al-Asada wybierając swoją własną, trzecią drogę. Doprowadziło to zresztą do ostrego konfliktu z prezydentem irackiego Kurdystanu. Jego sojusz z Turcją jest dla PYD niedopuszczalny gdyż właśnie nią liderzy tej partii oskarżają o wspieranie „Islamskiego Państwa” na północy Syrii w jego atakach na ludność kurdyjską. Z kolei Turcy uważają PYD po prostu za gałąź PKK. Więcej TU
Wet za wet
W grę wchodzą wyraźne różnice między lewicową PKK, niegdyś korzystającą z protekcji Hafeza Al-Asada a Barzanim współpracującym z USA i starającym się ściągnąć do swojego regionu wielkie zachodnie koncerny. Po uwięzieniu przez Turków 1998 r. wódz i główny ideolog PKK Abdullah Ocalan zaproponował nową platformę polityczną w postaci postawienia przez Kurdów w sąsiadujących ze sobą czterech państwach celu autonomii, nie pełnej niepodległości i dopiero po osiągnięciu tego etapu budowania więzi ponad państwowymi granicami, właśnie na bazie swoich autonomicznych instytucji. Niepodległe państwo kurdyjskie jedynie w granicach irakijskiego regionu, w dodatku współpracujące z Turcją, stoi w jaskrawej sprzeczności z tą pan-kurdyjską perspektywą. „Oni [obóz Barzaniego] nie dbają o jedność narodową” – mówił w maju jeden z czołowych działaczy PKK Riza Altun.
Obie strony zaczęły ostrą grę. 19 maja podlegające Barzaniemu służby bezpieczeństwa wkroczyły w Irbilu do lokali organizacji powiązanych z PKK i PYD, aresztowały niektórych ich działaczy. Był to odwet za aresztowania jakie służby PYD przeprowadziły w Syrii wśród protegowanych przywódcy irackiego Kurdystanu, których zresztą wydalono właśnie do Iraku. PYD oskarżał całą ich partię - Kurdyjską Demokratyczną Partię Syrii - o przeprowadzenie zamachów bombowych przeciw strukturom kurdyjskiej autonomii, w domyśle na zlecenie Barzaniego. Kilku jej działaczy usłyszało od sądów działających w ramach tych struktur wyroki 10-20 lat więzienia. Barzani oskarża PYD o monopartyjne zapędy, zaś PYD odpowiada, że współpraca może odbywać się tylko na platformie uznania stworzonej przez nich autonomii, której KDP-S i reszta drobnicy wspieranej przez Barzaniego nie chce uznać. Nic nie wskazuje na rychłe rozwiązanie tego sporu. Ogłoszenie niepodległości przez prezydenta irackiego Kurdystanu może go tylko pogłębić.
Retoryka Kurdów wywołała oczywiście ostre wyrzuty premiera Nuriego Al-Malikiego, który określił je jako „nieakceptowalną” oraz „sprzeczną z konstytucją” uznając, że „wykorzystują sytuację [ataku takwirystów] dla tworzenia faktów dokonanych” – jak mówił w ostatnią środę. Jednocześnie iracki premier nie mógł użyć jakichkolwiek realnych gróźb. Polityczny klincz w Iraku narasta bowiem w piątek Al-Maliki twardo deklarował w wywiadzie telewizyjnym, że „nigdy nie podda swojej kandydatury” i nadal będzie zabiegać o pozostanie w fotelu premiera. Trudno jednak wysoko oceniać jego szanse bo w czasie pierwszego posiedzenia nowego parlamentu salę opuścili praktycznie wszyscy deputowani (także szyiccy) poza jego własną frakcją. Kolejne posiedzenie ma odbyć się 8 lipca. Czym dłuższy impas polityczny w Bagdadzie, tym większa będzie swoboda ruchów politycznych dla Kurdów w Irbilu.
Karol Kaźmierczak
fot. flikcr.com
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl