Na portalu Interia pl ukazał się artykuł Rafała Ziemkiewicza „Nie załkam po TVN-ie” w którym publicysta opowiedział się za odebraniem koncesji TVN za antypolską działalność tej stacji telewizyjnej.
Odnosząc się do kary nałożonej „przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji na TVN za stronnicze relacjonowanie przez TVN-24 zeszłorocznego” puczu groteskowej opozycji, publicysta przypomniał, że „TVN może odwołać się od niej, przedstawiając swoje racje, najpierw do samej KRRiTV, a jeśli z jej decyzji będzie niezadowolona – do sądu”.
Oceniając krytyków mających za złe ukaranie TVN, publicysta stwierdził, że „zupełnie się z tym jazgotem nie zgadza”. W opinii Rafała Ziemkiewicza „wściekłość zdaje się budzić sam fakt, że KRRiTV ocenia, czy nadawca postępuje zgodnie z koncesją i nakłada kary”.
Te wściekłość, jest zdaniem Rafała Ziemkiewicza absolutnie nieuzasadniona. Według publicysty „KRRiTV nakładała rozmaite kary na rozmaite media elektroniczne wielokrotnie. Nie tylko za bluzgi czy poniżanie na antenie (...), reklamy alkoholu w nieprzepisowym czasie i temu podobne. W początkach roku 2014 nałożyła na przykład karę na telewizję "Trwam" za rzekomo nierzetelne relacjonowanie Marszu Niepodległości - zdaniem ówczesnego składu Rady, "Trwam" nie potępiła bowiem należycie spalenia tęczy na placu Zbawiciela (…) protestów” ze strony dzisiejszej groteskowej opozycji „nie było. Jak wiadomo, hipokryzja to drugie imię "salonu" III RP.”
Zdaniem Rafała Zienkiewicza „karę nałożył zgodnie z obowiązującymi od dawna procedurami uprawniony do tego organ, który jest całkowicie niezależny od rządu, więc łączenie jej z nowym premierem (co robi na przykład rzeczony TVN) jest zwykłym oszustwem. Owszem, suma 1,5 miliona może wydać się szokująca - w wypadku TV Trwam kara (nota bene, ostatecznie nie zatwierdzona przez sąd) wynosiła 50 tysięcy złotych - ale te kwoty wynikają z przewidzianych prawem "widełek". Jak mawiali nasi przodkowie, "wedle stawu grobla" - dla takiego giganta jak TVN te 1,5 bańki to jeden promil (promil!) rocznych przychodów”. Jak przypomina publicysta takie przepisy uchwalił SLD.
Według Rafała Ziemkiewicza „w dzisiejszych realiach całkowicie wyjęte spod kontroli państwa media elektroniczne to coś takiego, jak istniejące w dawnych czasach prywatne armie, tworzone przez magnatów i wykorzystywane do prywatnych wojen”.
Zdaniem Rafała Ziemkiewicza „za pomocą takich mediów, jak grupa TVN, można kreować społeczne nastroje - niekiedy w sposób całkowicie oderwany od rzeczywistości. Można rozpętać histerię, choć nic się nie dzieje (...), można też wtedy, gdy społeczeństwo ma realne powody do zaniepokojenia, odwracać jego uwagę i usypiać je "wrzutkami". Kto ciekaw, niech zapozna się z przypadkiem klinicznym - jak wolne, prywatne media rozpętały wojnę domową i ludobójstwo w Ruandzie. Bo to właśnie medialne szczucie popchnęło Hutu i Tutsi (...) do wzajemnej nienawiści, która skończyła się rzezią”.
W opinii Rafała Ziemkiewicza „TVN jest narzędziem polityki "bujania" polską łodzią, manipuluje emocjami i chwilami jej przekaz nie ma nic wspólnego z dziennikarstwem ani publicystyką, jest czystą propagandą, obliczoną na wprawienie poddanych praniu mózgu widzów w histerię i skłonienie do określonych zachowań. Produkowanie fejk-niusów, dobór komentatorów, a także późniejsze manipulowanie kontentem w internecie nie pozostawia co do tego wątpliwości”.
Zdaniem Rafała Ziemkiewicza jakby nie było TVN to Rosja musiała by go go wymyślić, by móc skutecznie destabilizować sytuacje w Polsce i skłócać Polaków. Dla publicysty nie ma znaczenia, że TVN należy do amerykańskiego kapitału (tych, dla których ma to znaczenie Rafał Ziemkiewicz uznał ludzi o mentalności postkolonialnej odczuwających nabożny stosunek do władz kolonialnych).
Rafał Ziemkiewicz uważa, że walka z taką antypolską działalnością mediów to „kwestia stabilności państwa, bezpieczeństwa publicznego. Fakt, że stacji uporczywie agitującej przeciwko państwu polskiemu i jego organom (tak, taki jest przecież ogólny przekaz TVN - posunięty aż do delegitymizowania państwa, wyniku wyborów i konstytucyjnego porządku) przewidziana do tego instytucja w sposób zgodny z prawem, przy istniejącej procedurze odwoławczej, odważyła się wymierzyć lekkiego prztyczka, nie może być w żaden sposób uważany za powód do alarmu. Mnie osobiście bardziej niepokoi, że to tylko prztyczek i że trzeba było czekać nań tak długo. Gdyby to ode mnie zależało, w sądzie leżałby już wniosek nie o jakieś tam mniejsze czy większe kary, ale o cofnięcie TVN-owi koncesji”.
Opracował Jan Bodakowski