Sztuka i bezbożność

0
0
0
/

Współczesne przypadki profanacji w sztuce nie są niczym nowym. Nowe jest jedynie ich tolerowanie, a nawet określanie jako czegoś pozytywnego. Już w starożytnej Grecji głośny był przypadek Fidiasza, który mimo tego, że miał wielki wpływ na rozwój greckiej rzeźby monumentalnej, został skazany za bezbożność. Przypadek ten nie jest do końca jasny, bo nie posiadamy wielu informacji na temat życia i twórczości słynnego rzeźbiarza. Tak naprawdę do naszych czasów przetrwał jedynie Partenon wraz z częścią rzeźb architektonicznych. Wiele rzeźb znamy jedynie z kopii, ale nie ulega wątpliwości, że wielką umiejętnością Fidiasza było oddawanie postaci kamiennych w ruchu, co jest wielkim osiągnięciem, bo kamień ze swej natury kojarzy się z czymś statycznym. Fidiasz stanął przed sądem w 432 r. Został oskarżony o zawłaszczenie mienia publicznego (złota kość słoniowa) i bezbożność (umieszczenie własnego portretu na tarczy kultowego posągu Ateny Partenos). Niektórzy sądzą, że oskarżenia były fałszywe (przynajmniej pierwsze z nich), a cała sprawa była wynikiem spisku ukutym przez nieprzyjaciół Peryklesa, który nie mogąc mu zaszkodzić, postanowili zniszczyć jego ulubieńca. Grecki rzeźbiarz został skazany, choć nie do końca jest klarowne czy na więzienie, czy na śmierć, czy na wygnanie. Jeśli to drugie, nie wiadomo, czy wyrok wykonano. Według Plutarcha skazany Fidiasz wkrótce zmarł w więzieniu w Atenach z powodu choroby lub został otruty. Natomiast zdaniem Filochorosa rzeźbiarz uciekł do Elidy. Przyjmuje się, że został wygnany, ale głównie ze względów pragmatycznych: przypisuje się mu bowiem autorstwo posągu Zeusa Olimpijskiego, który powstał w Olimpii i został uznany za jeden z siedmiu cudów świata. Nie zamierzam rozstrzygać wątpliwości, czy oskarżenie Fidiasza było uzasadnione i czy faktycznie zmarł w więzieniu. Interesuje mnie w tym wypadku jedynie formalna strona tego wydarzenia, sam fakt, że za bezbożność można było w Atenach stanąć przed sądem i zapłacić życiem, nawet jeśli się było słynnym artystą. Jest to ważne, bo mówimy tutaj o starożytnym mieście-państwie, które uchodzi za kolebkę i wzór demokracji. Nie chodzi zaś o jednostkowy przypadek, odstępstwo od reguły, ale właśnie o zasadę. Oskarżenie o bezbożność nie dotyczyło jedynie artystów, a nawet nie przede wszystkim ich. Z tego powodu zostało skazanych kilku filozofów jak Empedokles, który został wygnany z rodzinnego miasta. Najsłynniejszym przypadkiem jest oczywiście casus Sokratesa, który właśnie w Atenach został zmuszony do wypicia cykuty za bezbożność i psucie młodzieży. Historycy spierają się o to, co było prawdziwą przyczyną skazania Sokratesa. Najczęściej wymienia się zawiść arystokratów, których Sokrates, zgodnie z przyjętą przez siebie metodą, bezlitośnie wyśmiewał na rynku. Przebieg procesu relacjonuje Platon w dialogu „Obrona Sokratesa”. Nie jest to jednak wierny zapis faktów, co raczej wyidealizowany obraz mistrza. Odnajdujemy w nim jednak pewne ważne spostrzeżenia. Jest w nim przytoczone oskarżenie: „Sokrates występnie działa, młodzież psuje, w bogów krajowych nie wierzy, lecz w coś nowego zupełnie”. Platoński Sokrates odpowiada na nie w sposób charakterystyczny: „Wierzę w coś boskiego i w to wierzyć każę, czy to co nowego, czy starego, zawsze jednak coś boskiego”. Zdanie to, jak wiele innych w tym tekście, nie odnosi się wprost do zarzutu, jest wymijające i odsłania bardziej fundamentalny problem. Niezależnie od intencji, które przyświecały oskarżycielom, trzeba przyznać, że Sokrates podważał powagę greckiej religii publicznej, skądinąd prymitywnej i antropomorficznej. Jego działalność wiązała się obiektywnie z kwestionowaniem porządku greckiej demokracji, która, wbrew obiegowym opiniom, w gruncie rzeczy miała charakter ściśle religijny. Co więcej, była zamachem na tolerancję religijną, której wypracowanie zapewniło pokój w Atenach. Tolerancja ta była bardzo specyficzna z naszego punktu widzenia. Przekonał się o tym sam Sokrates, ale także pierwsi chrześcijanie, którzy padli jej ofiarą. Ugruntowana była na politeizmie, w którym dopuszczano kult wielu bogów, z których część miała azjatyckie pochodzenie. W tym systemie nie było problemu żeby pojawił się nowy bóg i związany z nim kult, byle znał swoje miejsce w szeregu i nie rościł sobie prawa do wyjątkowości. Poglądy Sokratesa o jedynym Bogu, a później nauczanie chrześcijan szło w poprzek temu przekonaniu. Wspominam o casusie Sokratesa, bo na jego przykładzie widać, dlaczego Fidiasz mógł stanąć przed sądem i czemu zarzut o bezbożność był tak poważny w Atenach. Każdy bowiem kto podważał oficjalny kult, negował ramy ówczesnego życia społecznego i państwowego. Później, choć w zupełnie innych okolicznościach, na straży analogicznego porządku stała święta inkwizycja.   Można mieć różne zdania na temat podejścia starożytnych Greków do problemu bezbożności, ale trudno nie zauważyć, że miało ono swoje określone źródło. Było nim przekonanie, że każdy kto dopuszcza się, także w sztuce, bezbożności, działa na szkodę wspólnoty i okazuje się złym obywatelem, który rozbija jedność, niszczy przyjęty porządek i promuje anarchię. Z tego punktu widzenia warto by było także i dzisiaj spojrzeć na problem współczesnej sztuki, gdzie profanacja świętości jest na porządku dziennym, jest wręcz czymś wskazanym i nagradzanym.

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną