Pytanie, które pan marszałek zadał było wewnętrznie z podwójnym zaprzeczeniem – oświadczyła prof. Krystyna Pawłowicz, tłumacząc się w „Aktualnościach dnia” na falach Radia Maryja ze swojego poparcia udzielonego w głosowaniu dla obywatelskiego projektu ustawy o prawach kobiet i świadomym rodzicielstwie twierdząc, iż się pomyliła, naciskając nie ten przycisk, co należy.
Problem w tym, że stwierdzenie marszałka po pierwsze nie było pytaniem, a po drugie było zupełnie jasne i jednoznaczne. Brzmiało ono: „Kto z pań i panów posłów jest za przyjęciem wniosku o odrzucenie w pierwszym czytaniu projektu ustawy zawartego w druku 2060 zechce podnieść rękę i nacisnąć przycisk”.
Tymczasem prof. Pawłowicz uparcie twierdziła, że „to pytanie było tak ułożone, że w odruchu wszyscy nacisnęliśmy czerwony, czyli za odrzuceniem, czyli wskutek wewnętrznego zaprzeczenia trzeba było nacisnąć, że tak, że jestem, ale to oznaczało, żeby dalej tego nie procedować”. I dodała: „Bardzo szybko wyłączono głosowanie”, cokolwiek stwierdzenie to miało znaczyć. Procedowano bowiem tę ustawę w sposób zupełnie normalny i po zakończonym głosowaniu i podaniu wyników Sejm zajął się kolejnym punktem.
- Nie tylko ja się pomyliłam – żaliła się prof. Pawłowicz. - Ta ustawa i tak została odrzucona. Myśmy nie przyłożyli do żadnego zabijania ręki, a co najwyżej, gdyby się udało, ona by weszła do dalszego procedowania razem z tą naszą ustawą i byłaby i tak odrzucona – przekonywała prof. Pawłowicz, zapominając najwyraźniej, jak ona i jej koledzy i koleżanki głosowali podczas procedowania obywatelskiego projektu o wprowadzeniu pełnej ochrony życia inicjatywy StopAborcji. Otóż głosowała ona za utrąceniem tego projektu pro-life, a teraz twierdzi, że do żadnego zabijania ręki nie przyłożyła...
Pawłowicz zapewniała, że nie jest za rozszerzeniem dostępności aborcji. Ubolewała, że wiele osób do niej pisze, odżegnując ją od czci i wiary. - Proszę państwa, trochę więcej wyrozumiałości, bo szkoda się nie stała – przekonywała prof. Pawłowicz. Otóż mogła się stać, gdyby kilku pań z opozycji totalnej zwyczajnie nie ruszyło sumienie.
- Listy proskrypcyjne bez uwzględnienia naszego wytłumaczenia nie są za uczciwe – grzmiała posłanka PiS, nawiązując do publikowanych w mediach, w tym na portalu Prawy.pl list głosowań zawierających spis posłów PiS, którzy opowiedzieli się za procedowaniem lewackiego projektu "Ratujmy kobiety" w komisji. Cóż, aż chciałoby się rzec, że zarówno ona jak i jej partyjni koledzy pomylili się w tym głosowaniu dokładnie tak samo, jak przez zupełny przypadek i niezrozumienie wspierają zbrodniczy zrównoważony rozwój, do którego implementacji do 2030 zobowiązuje Polskę Agenda 2030. Dokument ten przewiduje, że do 2030 roku ma zostać w Polsce wprowadzony powszechny dostęp do aborcji i tu należy upatrywać przyczyn, dla których 58 posłów Prawa i Sprawiedliwości wsparło projekt liberalizacji prawa aborcyjnego, przy wcześniejszym utrąceniu ustawy o wprowadzeniu pełnej ochrony życia poczętego. Wydaje się, iż byli przekonani, że wraz z głosami opozycji totalnej mają wystarczającą większość do zadośćuczynienia zbrodniczym zobowiązaniom. Instynkt macierzyński u kilku posłanek jednak zwyciężył nad ideologią i to zapewne nigdy im nie zostanie wybaczone...