W pierwszych dniach wojny bomba uderzyła w dom moich dziadków. Po latach podczas odnajdywania wspomnień i choćby szczątkowych śladów jego obecności dziwnym trafem odnalazła się też książka „Szczęśliwy chłopiec” Ludwiki Czarskiej, przez laty przechowywana w domowej bibliotece zniszczonego domu. Była ona jedną z najpiękniejszych książek mojego dzieciństwa.
Tytułowy bohater odnalezionej książki – Kocio ma najlepsze maniery i wychowany jest w fundamentalnym świecie wartości. Autorka idealizuje go tak bardzo – i podkreślam to z czułością, bez pretensji – jak tylko może idealizować swoje dziecko kochająca bezwarunkowo matka lub kobieta, która nie może mieć dzieci, a usilnie pragnęłaby przysposobić obce dziecko jako własne:
Kocio jest bardzo drobny i wszyscy przypuszczają dlatego, że ma dopiero siedem lat. Mimo to jednak Kocio jest mądry jak dorosły człowiek. Tak przynajmniej uważają wszyscy wokoło, i babusia, i niania, i Lala, i monsieur Diro, i Mik-mik.
Kocio ma w sobie nieprzebrane pokłady dobra, umie i chce się dzielić. Jest czuły dla swej chorej siostrzyczki (rzadki opis tak głębokiej siostrzano-braterskiej więzi w literaturze polskiej),szanuje swych bliskich i domowych nauczycieli. Aspiruje do pięknie niemożliwego przykładu dziecka wychowanego w miłości bezwarunkowej, w pełnej kochającej rodzinie, w świecie moralnych fundamentów dających poczucie bezpieczeństwa zarówno dorosłym, jak i dzieciom.
Po lekturze „Szczęśliwego chłopca” wracam do lektury tragiczno-teoretycznej. W dwa lata później w warszawskich księgarniach pojawiło się dzieło Kazimierza Dąbrowskiego „Nerwowość dzieci i młodzieży” – szybko wykupione przez coraz bardziej zaniepokojonych rodziców oraz nauczycieli.
W dziele tym zadziwiają liczne przypadki dzieci i młodzieży ze skłonnością do dramatyzowania dla osiągnięcia zachcianek, do nadmiernego entuzjazmu i nawracających depresji, dokonujących „zemsty na sobie samych”, wręcz cyklicznego samoudręczenia.
Nie mniej liczne wydają się tu przypadki uciekających z domu, dzieci tyranizujących swoich własnych rodziców – w tym dwunastoletniego M., jedynaka, który dla „(…) wywołania niepokoju matki o siebie, zdobycia jej pieszczot, podpudrował się i podmalował sobie oczy „na chorego”.
Dąbrowski podkreśla dobitnie, że te i inne odstępstwa w zachowaniu dzieci i młodzieży są skutkiem rodzicielskiej sprzeczności w wydawaniu zakazów i nakazów, cofania wydanych poleceń, nadmiernej egzaltacji czy nawet… .
Eksplorując literaturę piękną oraz pedagogiczno-psychologiczną szukam odpowiedzi, w którym momencie zaczął się – często za przyzwoleniem społecznym – proces krzywdzenia dzieci przez własnych rodziców.
Jakie dziecko jest w stanie – również w dorosłości – udźwignąć brzemię błędów popełnionych przez rodziców? Jacy rodzice – krzywdziciele mają pełną świadomość, co uczynili własnym dzieciom?