Prezydencja bułgarska (ten kraj rozpoczął przewodniczenie Radzie Europejskiej w dniu 1 stycznia 2018 roku), zdecydowała się umieścić sprawę uruchomienia art. 7 TUE wobec Polski w agendzie posiedzenia Rady ministrów ds. europejskich w końcu lutego tego roku.
W dniu 27 lutego 2018 ma się odbyć Rada ministrów ds. praw ogólnych Unii Europejskiej, podczas której Komisja Europejska ma przedstawić prezentacje na temat sytuacji dotyczącej praworządności w Polsce.
Bułgaria chce rozpocząć tę procedurę mimo tego, że 23 lutego ma dojść do spotkania premiera Mateusza Morawieckiego z szefem Komisji Europejskiej Jean- Claude Junckerem, co więcej wcześniej zarówno Komisja jak i polskie MSZ poinformowało, że zostanie utworzony wspólny zespół, który ma za zadanie wyjaśnić wątpliwości dotyczące reformy wymiaru sprawiedliwości w Polsce.
Przypomnijmy, że podczas uroczystego rozpoczęcia prezydencji bułgarskiej, które miało miejsce w Sofii na początku tego roku, premier tego kraju Bojko Borisow stwierdził, „że ma nadzieję, iż procedura z art. 7 przeciwko w Polsce w ogóle się nie rozpocznie.
Tę sprawę Bułgaria zamierzała postawić na posiedzeniu Rady Unii Europejskiej (tzw. rada ds. ogólnych), w którym biorą udział ministrowie zajmujący się sprawami europejskimi w poszczególnych krajach członkowskich.
Według minister ds. europejskich Bułgarii Liliany Pawłowej, po zebraniu stanowisk wszystkich krajów członkowskich w sprawie wyjaśnień przedstawionych przez polski rząd, trzeba będzie je przeanalizować, a następnie po konsultacji ze służbami prawnymi dopiero zaplanować kolejne kroki w tej sprawie.
Przypomnijmy także, że w połowie grudnia poprzedniego roku Komisja Europejska zdecydowała, że zwróci się do Rady Europejskiej o uruchomienie procedury z art. 7 TUE, a ta żeby mogła rozpocząć działania, będzie musiała uzyskać na to zgodę przynajmniej 22 państw członkowskich.
Więc cała sprawa „rozpoczynała się na nowo”, tym razem na poziomie Rady Europejskiej, a Polska będzie mogła przedstawić swoje racje dotyczące konieczności reform wymiaru sprawiedliwości wobec głów państw i premierów wszystkich krajów członkowskich.
Ewentualne karanie w postaci pozbawienia Polski głosu w Radzie, będzie, więc teoretycznie możliwe za wiele miesięcy i to pod warunkiem, że w tej sprawie będzie jednomyślność wszystkich krajów członkowskich (wiemy doskonale, że tej jednomyślności nie będzie, bo przeciwne będą Węgry).
Mimo takiego stanu rzeczy w mediach w Polsce walczących z obecną władzą tytuły krzyczą: „że Polska może wiele stracić” i że kary w tym te finansowe w zasadzie zostały już przesądzone.
Dziennikarze piszący te teksty sprawiają wrażenie jakby ewentualne nałożenie na Polskę, kar w tym finansowych spełniło ich oczekiwania, ba byliby z takiego stanu rzeczy zadowoleni.
Przypomnijmy, że podobne podejście prezentują również posłowie totalnej opozycji, część z nich (dokładnie 6 europosłów Platformy), dało temu dobitnie wyraz, głosując za przyjęciem rezolucji Parlamentu Europejskiego, w której była mowa o uruchomieniu wobec Polski wspomnianego wyżej art. 7.
Przy tej okazji należy wyjaśnić, że pieniądze przypadające na poszczególne kraje członkowskie w budżecie UE zależą najogólniej od dwóch czynników: od liczby ludności i poziomu zamożności danego kraju członkowskiego mierzonego poziomem PKB na głowę mieszkańca liczonego z uwzględnieniem siły nabywczej waluty krajowej.
Im poziom ten jest niższy od średniej unijnej, tym większy jest udział danego kraju w unijnych funduszach i do tej pory nie było żadnych innych czynników, które mogłyby oddziaływać na wielkość tych środków.
Jeżeli coś w tej sprawie miałoby ulec zmianie, to także wymagałoby jednomyślności wszystkich krajów członkowskich i trudno sobie wręcz wyobrazić, żeby kraje, których miałaby dotyczyć taka kara w postaci utraty części środków, na takie zmiany się zgodziły.
Wszystko to wygląda, więc na „strachy na Lachy” i jest próbą wywarcia nacisku, na poszczególne kraje członkowskie (ich rządy, ale także i społeczeństwa), aby zgodziły się na ustępstwa i pokornie wykonywały życzenia Komisji.
Tyle tylko, że taka presja w przypadku Polski czy Węgier, ale także jak się wydaje po zmianie władzy w Czechach i w Austrii, nie będzie skuteczna, co więcej będzie pogłębiała podziały, a to ostatnia rzecz, która instytucjom unijnym jest potrzebna, w sytuacji, kiedy cała UE trzęsie się posadach.