O sporcie, czyli rzecz o złodziejstwie
Podobno sport to zdrowie. Może i tak. Ale na pewno to biznes. Z budowy takiego stadionu w Warszawie szajka wydoiła pewnie gruby szmal, skoro stadiom kosztował dwa razy drożej niż przewidywano. Wiadomo, powiedzmy 10 proc. od miliarda to jednak mniej niż 10 proc. od 2 miliardów. A przecież 10 proc. to nie ostatnie słowo w biznesie. No, nie ważne.
W telewizorze mówili, że miał się odbyć mecz piłki nożnej między dajmy na to telewizją publiczną a TVN. Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że SB kopała piłkę z WSI, ale ja tego oczywiście nie powiem. Bo jakże to tak? Jak to mówią, co pan to i małpa i oto pojawiła się wiadomość, że miał się odbyć mecz piłki nożnej tym razem powiedzmy drużyny POLSAT-u z reprezentacją policjantów. Dochody miały zostać przeznaczone na osierocone przez policjantów dzieci. Gdyby tak dajmy na to zakończył życie jakiś funkcjonariusz telewizji, to pewnie z tego funduszu dziecisko takiego osobnika dostałoby pieniądze. Bo czort wie, gdzie oni te etaty mają, a gdzie pracują pod przykryciem. Ale mniejsza z nimi.
Trzeba zauważyć, że policjanci okrutnie wzięli się za zbieranie pieniędzy. Oto wymyślili sztafetę pływacką, która nie tylko miała, ale i podobno przepłynęła Bałtyk, od Szczecina powiedzmy po Gdańsk. Sztafetę policjantów eskortował okręt marynarki wojennej, była przy tym kupa zamieszania i tak dalej. Ale zebrano niewielką sumę. Z pewnością koszt zorganizowana tej imprezy był większy, przecież samo wynajęcie okrętu marynarki wojennej musiało słono kosztować. Ale kto by się tym przejmował. Jedni mają sport inni na ten sport muszą zapłacić. Kto? Wiadomo, podatnik. A przecież lepiej sobie popływać w morzu niż ganiać za przestępcą po ulicy.
W każdym bądź razie wiadomo, że paru policjantów potrafi pływać, ale też, jak można się dowiedzieć z telewizora, podczas interwencji policjant potrafi stracić pistolet, zostać z tego pistoletu postrzelonym, a policjantka na taki widok potrafi wziąć nogi za pas. I wszystko zgodnie z procedurami, regulaminem i prawem. Wiadomo, że każdy policjant dostał się do pracy po znajomości, żeby mógł sobie bimbać do wczesnej emerytury, nachapać się na łapówkach, i żeby policja była bardziej wierna generałowi Czesławowi Kiszczakowi niż rządowi, więc ręka rękę myje, nie trzeba niczego potrafić, jak coś zacznie się dziać, to zawsze można uciec. Tato z wujkiem to jakoś zamiecie pod dywan.
W związku z rozpoczęciem mistrzostw świata w siatkówce halowej w Polsce i meczu otwarcia Polska-Serbia zorganizowanym na stadionie w Warszawie dziennikarze POLSATU dwoili się i troili. Nawet zaprosili byłego ministra sportu Mirosława Drzewieckiego, żeby i on mógł poopowiadać jak było. Miro powiedział, że osobiście chodził na stadion zobaczyć, co z jakiego miejsca będzie widać. Wynika z tego, że albo ministrowie całymi dniami nudzą się, skoro tak prostą czynność wykonują osobiście, albo w ministerstwach pracują same kompletne gamonie, na których nie można polegać w żadnej sprawie. Pewnie jedno i drugie.
Warto też zauważyć, że sport w Polsce z jakiegoś powodu potrzebuje ministra sportu i ministerstwa sportu. Gdy jadę sobie rowerem to nie potrzebuję ani jednego ministra i ani jednego ministerstwa, gdy kuzyn chce parę razy się podciągnąć, też mu minister i ministerstwo nie jest potrzebne, tylko drążek (czy jak to się fachowo nazywa), który tato wkopał na podwórku. Podobnie kolega, który biega sobie, też nie potrzebuje ani ministra i ministerstwa. I jakoś wszyscy uprawiamy sport. A minister i ministerstwo nam w tym tylko przeszkadzają, bo przecież, żeby taki minister i ministerstwo się utrzymali to muszą zabrać pieniądze Bogu ducha winnym ludziom. Później taki rowerzysta nie ma na nową dętkę, ale ma ministra sportu i ministerstwo, taki co podciąga się na drążku (czy jak tam to się fachowo nazywa) nie ma, dajmy na to, na tłustości, ale ma ministra sportu i ministerstwo, a taki co biega nie ma na porządne buty, ale ma i ministra sportu i ministerstwo. Tak to jest. Jak się za coś państwo weźmie, to tylko ludzie mają z tego powodu mniej w portfelu. A więcej mają urzędnicy i sitwy, które żerują przy tych różnych rozmnożonych urzędach.
Ale jak to mówią, zawsze może być gorzej. Oto rządzący wymyślili, że pieszy poza terenem zabudowanym, jeśli chce się poruszać po drodze czy poboczu, musi posiadać na sobie elementy odblaskowe, bo inaczej czekają go srogie kary. Oczywiście nie takie jak ministra Sławomira Nowaka za ten zegarek, bo ta sprawa rozejdzie się po kościach, jak wszystkie sprawy, które dotyczą rządzących, tylko prawdziwe, takie w brzęczącej monecie. Wychodzi na to, że jak schrzani mi się rower podczas wieczornej przejażdżki to będę musiał nocować w lesie.
Od dawna uważam, że zbliżają się takie czasy, że miejsce normalnego człowieka będzie albo w więzieniu albo w lesie. Dlatego uczę się, a to szałas zbudować, a to uzdatnić wodę, a to ługować żołędzie, a to rozpoznawać dzikie rośliny jadalne. Ale nie sądziłem, że czasów tych doczekałam się tak szybko.
Michał Pluta
Źródło: prawy.pl